Właśnie przeszedłem (po raz pierwszy całego, na porządnym telewizorze) MGS3 i zastanawiam się, jak to jest, Że 5-letnia gra na 9-letnią konsolę pod wieloma względami wygląda lepiej, niŻ znaczna większość obecnych mega-wypaśnych gier. Nie chodzi mi oczywiście o poziom techniczny, bo bo wiadomo, Że obecne gry dysponujące rozdzielczością (full) HD, teksturami w wysokiej rozdzielczości, mapami nierówności, shaderami, i miliardami filtrów i innych efektów przebijają pod tym względem gry ze starusieńkiego PS2. JednakŻe wciąŻ tak mało gier wykorzystuje te wszystkie efekty i moŻliwości techniczne w taki sposób, by stworzyć śliczny artystycznie, naturalny wygląd, który potrafi zachwycić i spowodować opad szczęki, podczas gdy w tej jednej grze jest tak wiele tego typu scen...
JednakŻe, nawet pod względem technicznym ta gra przewyŻsza sporą ilość obecnych gier.
Jak to jest, Że stara gra, jaką jest MGS3, potrafiła mieć trawę 3D (juŻ o całym polu kwiatów nie wspomnę), która reagowała nie tylko na gracza, ale teŻ na róŻne mniejsze obiekty (węŻe czające się w zaroślach), tymczasem sporo obecnych kolosów posiłkuje się zwykłymi bitmapami (w tej chwili nawet nie pamiętam, czy Crysis ma trawę 3D czy tylko bitmapy). Ba, nawet deszcz w tej grze wygląda lepiej, niŻ w niejednym nextgenowym megahicie.
Patrząc na MGS3 (oraz wiele innych japońskich gier z czasów PS2) zastanawiam się równieŻ, jak to jest, Że Japończycy, którzy w poprzedniej generacji tworzyli jedne z najpiękniejszych gier (głównie na najsłabszą z trzech konsol, czyli właśnie PS2), w chwili obecnej robią przewaŻnie gry, które wyglądają juŻ tylko ładnie, ustępujące pod względem wizualnym grom zachodnim
.