Krótka historia wszystkiego (Ken Wilber)
Ken Wilber jest jednym z najpopularniejszych współczesnych filozofów. Jego książki zostały przetłumaczone na wiele języków i cieszą się wielkim powodzeniem. Ja swoją przygodę z nim zacząłem od wspaniałych „Śmiertelnych nieśmiertelnych”, ale dopiero „Krótka historia wszystkiego” wprowadziła mnie w podstawy jego teorii. Czy rzeczywiście stworzył filozofię integrującą myśl Wschodu i Zachodu, jak twierdzą jego zwolennicy? Czy może jest to kolejny fałszywy prorok, obiecujący wiele, lecz dający tylko puste frazesy? Trudno jednoznacznie stwierdzić. Prawda zdaje się leżeć gdzieś pośrodku.
Pierwsze strony przywitały mnie niestety dość niemiłym akcentem. Wilber zauważa, że ptasie skrzydła nie mogły powstać od tak, z kończyn, a serię przypadkowych zmian ewolucyjnych również musimy wykluczyć, gdyż częściowe, przekształcające się przez tysiące lat skrzydła byłyby przez te tysiące lat jedynie kulą u nogi, a nie sprzyjającym czynnikiem ewolucji, że zatem do tak gwałtownej przemiany nie mogło dojść tylko na drodze mutacji i selekcji, musiała kierować nią jakaś inna siła. Wilber nie bierze jednak pod uwagę faktu, iż ten pre-ptak wcale nie musiał mieć od razu zdolności lotu. Mógł przecież w pierwszym okresie swego istnienia używać tych nierozwiniętych skrzydeł np. do szybowania (co chroniłoby go przed upadkiem z wysokości czy służyło do szybszego przemieszczania się). Z początku ograniczonego do kilku sekund, a wraz z rozwojem - trwającego coraz dłużej, aż w końcu nabrał możliwość swobodnego lotu.
Wilber akurat teorii ewolucji nie poświęca wiele miejsca w swej książce (i chyba dobrze), ale takie niedopatrzenie źle o nim świadczy. Co gorsza, jest w tym przypadku bardzo pewny siebie i szybko wyciąga nieuprawomocnione wnioski:
„Niezależnie od tego, jak wyjaśniamy sposób zachodzenia tych niezwykłych przemian, niezaprzeczalnym faktem jest, że zachodzą. (…) A więc ewolucja jest częściowo procesem transcendencji, który włącza to, co było wcześniej, a potem dodaje niewiarygodnie nowe składniki. Pęd do samotranscendencji jest zatem immanentnym elementem Kosmosu”*.
Nie mam nic przeciwko teoriom nadającym ewolucji celowość, jeśli robią to rozważnie i z uwzględnieniem własnej omylności. Proces tworzenia mutacji genetycznych w końcu do dzisiaj, o ile wiem, nie został zadowalająco wyjaśniony. Wadami Wilbera są jego stanowczość i niezachwiana pewność. Wyraźniej rysują się te cechy w dalszej części książki, w której bardzo ostro i aż do znudzenia (dosłownie) krytykuje różne filozofie i prądy myślowe (najczęściej używanym przez niego słowem na ich określenie jest „koszmar”), jednocześnie prezentując własną myśl jako niemalże doskonałą, zwieńczającą wszelką wiedzę filozoficzną. Jego twierdzenia są często skrajne i ukazują poszczególne paradygmaty w jaskrawym świetle, dlatego osoby nieobeznane z filozofią mogą łatwo dojść do wniosku, że przeważająca część historii ludzkości była jednym wielkim nieporozumieniem (choć odnosi się to tylko do myśli Zachodu). Wilber krytykuje politeizm, monoteizm, dualizm, materializm, empiryzm, romantyzm, ekofeminizm, ekomaskulinizm...
W każdym razie jest tego trochę i mógłbym długo pisać, dlaczego nie podoba mi się to i tamto, ale nie chcę wywołać wrażenia, że „Krótka historia wszystkiego” to tylko bezwartościowy pseudonaukowy gniot. Niektóre fragmenty są naprawdę interesujące i czytając je można rzeczywiście odnieść wrażenie, że to, o czym autor pisze, ma sens! Nie tak wielki i wszechogarniający, jak może chciałby, ale na pewno znajdzie się tu sporo ciekawych rzeczy.
Głównym celem Wilbera była synteza myśli Wschodu i Zachodu. Proste uszeregowanie tysięcy lat rozwoju, które posłuży do zbudowania bardziej holistycznych systemów, łączących subiektywizm z obiektywizmem, ducha z materią, lub, jak to określa Wilber, Wielką Trójkę (ja, my, to). Podstawowym pojęciem są holony, czyli części-całości. Na przykład atom jest holonem, bo sam składa się z kwarków, a zarazem stanowi część składową komórek organicznych. W teorii Wilbera wszystko składa się z holonów, te z kolei grupują się w holarchie (wymiary/poziomy, które zawierają wszystkie wymiary/poziomy będące niżej w hierarchii). Zgodnie z ideą holarchii Wilber utworzył tzw. cztery ćwiartki. Pierwsza zawiera subiektywne odczucia jednostki/holonu (np. percepcja), druga - subiektywne odczucia grupy (czynniki kulturowe), trzecia - obiektywne wzorce jednostki (np. części mózgu służące do odczuwania emocji), czwarta - obiektywne wzorce grupy (związane z podziałem społecznym). Każdy poziom ma swój odpowiednik w każdej ćwiartce i może się zdarzyć, że nie wszystko będzie grało, np. gdy cywilizacja osiągnie wysoki poziom rozwoju, a my i nasza kultura będziemy wciąż na niskim. Ogólnie warianty czterech ćwiartek zostały zestawione zbyt arbitralnie, ale łatwo da się wyłapać sens, jaki stał za tą segregacją.
Szczególnie w teorii przedstawionej w „Krótkiej teorii wszystkiego” spodobało mi się przedstawienie rozwoju świadomości każdego człowieka. Najpierw, jako dzieci, jesteśmy skrajnie egoistyczni, z czasem coraz bardziej decentralizujemy spojrzenie na świat i zaczynamy utożsamiać się z coraz szerszymi kręgami natury. Z początku jest to rodzina, plemię, później naród, rasa ludzka, zwierzęta itd., aż przekroczymy samych siebie i zjednoczymy się Duchem (do ostatnich poziomów świadomości można dojść za pomocą praktyki medytacyjnej lub podczas bardzo głębokiego wglądu w istotę rzeczy). Nie da się jednak zrozumieć wyższych poziomów świadomości przed ich osiągnięciem, dlatego osoby z niższych poziomów nie zrozumieją osób będących na poziomie wyższym. Dziecko widzi świat inaczej niż dorosły, głupiec ma węższe wyobrażenie o świecie od mędrca. Poza tym każdy poziom ma własne stany patologiczne (które autor też opisuje), a najgroźniejsze są te z poziomów najniższych.
Mógłbym jeszcze wspomnieć o paru innych rzeczach, które objaśnia Wilber w swojej książce, ale i tak już sporo napisałem, więc chyba czas najwyższy na małe podsumowanie. „Krótka historia wszystkiego” jest dziełem budzącym różne emocje i trudno uznać, aby miało ono, wraz z całą myślą wilberowską, doprowadzić do zmiany powszechnych postaw światopoglądowych. Wilber zwraca uwagę na ważne aspekty i niewątpliwie wychodzi z całkiem słusznego założenia, chcąc połączyć różne nurty. Niestety nie zawsze staje na wysokości zadania i zbyt lubuje się w teoretycznej retoryce, zapominając jakby o praktycznej stronie rzeczywistości. Można być szczęśliwym bez wybujałych systemów i to również należy wziąć po uwagę. Omawiana pozycja jest zatem nierówna, często niepotrzebnie zawiła, przegadana, ale zarazem interesująca i pomysłowa. Ostrzegam tylko, że wielu nie-filozofów może nie strawić ¾ książki. Tym osobom polecam bardziej naukowe spojrzenie na ewolucję świadomości i cywilizacji, czyli „Nonzero” Roberta Wrighta. A najlepiej zapoznać się obydwoma dziełami. Tylko czytając różnorodną literaturą można wyrobić sobie prawdziwie zdrowy i pluralistyczny pogląd na świat, który pozwoli spojrzeć poza ramy własnego małego. zaściankowego ego. Myślę, że Wilber byłyby podobnego zdania.
7/10
---
* Ken Wilber, „Krótka historia wszystkiego”, przeł. Henryk Smagacz, wyd. Czarna Owca, 2013, str. 40.