Fabuła też lepsza niż w większości Finali.
Wiekszość tzn?
I, II, III, VII, VIII, X-2.
Sam temat może i jest ciekawszy, ale sposób prowadzenia tej fabuły leży w tej grze w porównaniu do większości finali...
Przykład momentu z Cidem...
- Wyskakuje niczym filip z konopi, krótkie uzasadnienie dlaczego musi z nami walczyć (Niby w celu ratowania Cocoon, a jednak w celu, by wskazać nam drogę... ke?!). Zabijamy go. Koniec. Nie ma Cida; był i znikł.
albo...
- Kim byli i jaką rolę pełnili w Cocoon ci żołnierze, od których pojawiła się Feng? To oni w końcu byli wrogami Sanctum, czy pomagali polować na l'cie? Skoro pomagali polować na l'cie, to dlaczego walczyli przeciwko Sanctum, którzy tę samą rolę pełnią?
- o ile wiem, w Sanctum był syn Sahz'a. Strąciliśmy Sanctum. Czy zatem go posłaliśmy go na stracenie? A Sahz nie miał z tym żadnego problemu? Owszem, to się pewnie jeszcze rozstrzygnie w fabule. Ale Sanctum zostało zniszczone, a Sahz nie mógł przewidzieć, że ktoś uratuje jego syna, więc gdzie jego zmartwienie tym faktem?
czy też bardziej osobiste kwestie:
ten cały teenage drama, który jest urządzany mniej więcej przez 1/3 gry.
Ale te niejasności, czy tez kwiatki to nie to, co mnie najbardziej razi:
Ogólnie, jak na czas gry, który spędziłem w świecie Cocoon/Pulse, historia się kiepsko do przodu poruszała. Mozolnie i jakoś tak... po prostu kiepsko. Zwroty akcji nie należą do najbardziej fascynujących i intrygujących.
Zbyt dużo "szukania drogi i siebie", a za mało wydarzeń w tej grze.
Trzyma jedynie sam wątek, bo ten faktycznie, jest bardzo ciekawy.
Tzn, takie mam zdanie będąc dopiero (aż?) w 11 chapterze. Ale nawet jeżeli końcówka wszystko zmieni. To 3/4 gry pod kątem prowadzenia scenariusza pozostaje gorsza od
w większości finali... tych finali co grałem...
Poprawka. Ja akurat nie mogę powiedzieć "większości", bo większość nie grałem. Ale odnoszę się do tych co grałem, czyli VII VIII oraz X.