Gdy już
świnka oraz wieprzek wyruszą na żer, przyniosą mi najwyższej jakości trufla.
Wielkiego i smacznego. Rusza po kolejne. Te również zjem.
Gdy przyniosą następne, tej nieco gorszej jakości, to zapakuję je (trufle, nie zwierzaki) i wyśle do becetol'a. On lubi Antoniego. Ja również. Poza tym, jest w porządku. Niemniej, nagroda należy mu się za wytrwałość. Za to, że chciał dziesiątki godzin spędzić z ta grą.
40 godzin gry właściwej jeszcze ujdzie - z bólem, ale zawsze. Jednak zdobywać tu 100%, grindować przez taki szmat czasu....
Niesamowicie rozczarował mnie FF XIII. System walki jest bardzo dobry. Grafika jeszcze lepsza. Na tym właściwie kończą się jej plusy.
Postaci są kiepskie. Najgorsze od lat. Właściwie tylko Snow jest ciekawy (no, i jeszcze Fang). Tyle, że nim, pod koniec gry, miałem blisko milion CP. Wiele to mówi o tym ile razy nim grałem.
Nie spodobał mi się design. Weźmy ostatni etap. Wipeout na żywo. Oczywiście ten nie jest zły, ale co pasuje grze wyścigowej rozgrywającej się w dalekiej przyszłości, niekoniecznie musi pasować (i nie pasuje) do tego typu gry. Podobnie jak dobre 3/4 przeciwników.
Behemoty w spodniach to dramat, ale jeszcze gorsze są wszelakie udziwnienia (tu spoglądam na głównego przeciwnika, ale i nie tylko).
Fabularnie także dno. Gra bywa także nudna do przesady.
Zupełnie inaczej byłoby, gdyby świat był typowym fantasy - succubus, smoki, strzygi, skalne golemy. Mnie tam nie grzeje urbanistyka w FF, a ta w FF XIII przeszła wszelkie możliwe granice.
Raczej daruję sobie FF XIII-2.