Ja nie jestem zainteresowany taką fotografią. Zresztą, raczej trudno nazwać zdjęcia ślubne, artystycznymi i twórczymi. Owszem jeśli ktoś potrzebuje robić zdjęcia na ślubach i z tego żyje to przyda mu się duże ISO ale ja nie o takich zdjęciach pisałem.
PS. Bardzo ciekawe i trzeźwe spojrzenie na fotografię i obecne aparaty. Znalazłem to w opisie na profilu jednego z ludzi na digart. To tak odnośnie ślubnej fotografii.
Kompaktowe cyfraki, śluby, chrzciny... Moje głębsze dygresje
Witam,
Po przeczytaniu tytułu pewnie wielu z Was (wszyscy?) uśmiechnęli się pod nosem. Jednak dlaczego? Dzisiaj snułem sobie przemyślenia na temat fotografowania na ślubach lub innych ważnych imprezach. Większość z Was widok fotografa z aparatem kompaktowym, obskakującego parę młodą czy też niemowlę na uroczystości, uzna za zabawny. Ja w również, ale dlaczego?
W zasadzie każde wspomnienie na forum (czy to tym czy każdym innym, związanym tematycznie) o fotografowaniu na ważnych uroczystościach przy pomocy cyfraka kompaktowego sprowadzane jest do parkietu przy użyciu szyderczych wypowiedzi. Praktycznie natychmiast pada odpowiedź, że na takich imprezach tylko i wyłącznie powinno się używać lustra ... a główne zarzuty przeciwko kompaktom w takich sytuacjach to powolność AF, niezbyt duża szybkoszczelność czy też wygląd takiego fotografa uzbrojonego w niewielki kompakt z flashem większym niż sam aparat.
Ale sięgnijmy do czasów naszych ojców lub dziadków ... wtedy także odbywały się śluby, wesela, chrzciny, komunie ... i to bardziej uroczyste i ze smakiem. Wtedy nie było AF, szybkich zoomów, lamp błyskowych które same wiedzą jak błysnąć. Mój dziadek był zawodowym fotografem (prócz posady w wojsku na foto, dorabiał prywatnie) ... pracował głównie na analogowym Pentacon SIX (TTL) ale nie tylko. Zdjęcia jakie wykonywał były bardzo dobre ... i zawsze zdążył uchwycić momenty. Nie przeszkadzała mu lampa błyskowa pod którą należało dobierać parametry aparatu, ręczny i powolny zoom (choć mój dziadek pracował na stałoogniskowych, więc w tym wypadku zdążał wymieniać obiektywy), ręczna ostrość pierścieniami, czy nawet kilkukrotne zmienianie kliszy czy to dlatego ze się skończyła czy to dlatego, że chciał uchwycić chwile w kolorze lub cz-b.
Co chce przez to powiedzieć? Ano to, że pomimo tego, że większość z uśmiechających się dzisiaj pod nosem, głosi szumne powiedzenie „nie aparat robi zdjęcia lecz fotograf”, nie wykazują w nie wiary. Otóż to. Weźmy na ten przykład aparaty klasy Canon G, Minolta A1, Nikon 5700, Olek 5060, SONY F717 czy inne zaawansowane kompakty ... ale nie lustrzanki. Wpinamy weń lampy dedykowane które w ułamku sekundy myślą za nas i dobierają idealną siłę błysku. AF owszem, wolny w porównaniu z nowoczesnymi lustrzankami, ale 1-2s opóźnienia to nieporównywalnie mniej niż ręczne nastawy dawniej. A i ostrości pilnować zbytnio nie trzeba ze względu na dużą GO w kompaktach, więc korzystanie z prymitywnego MF jest ułatwione. Zmieniać obiektywu nie trzeba, kliszy również bo karta pamięci pomieści cały opaśny album zdjęć. Więc w czym tkwi powolność dzisiejszych kompaktów? Skoro dawniej (nie tak dawno przecież) radzono sobie w obsługiwaniu imprez to dzisiaj mając nieporównywalnie lepszy sprzęt (dający większe możliwości) się nie da? Potrzebne jest lustro? Co z tego, że np. G5 z 550EX wygląda jakby Goliat siedział na ramionach Dawida. Efekt końcowy, jeśli aparat jest w dobrych rękach, będzie jednak pożądany.
Nachodzi mnie więc pewna refleksja na koniec. Czy przypadkiem wraz z rozwojem techniki i technologii, z wprowadzaniem coraz to szybszych, „mądrzejszych” aparatów i akcesoriów, dobrzy fotografowie poginęli masowo (pozostały jednostki?). Skoro dzisiaj powszechna opinia jest taka, że 2 sekundy na poprawne nastawy wszelkich parametrów to dużo, to co tacy ludzie potrafiliby zdziałać dawniej? Jest takie powiedzenie „złej baletnicy...”, no właśnie, może o to chodzi?
Tak więc drogie towarzystwo (apeluje do większości, nie do wszystkich), albo mówimy głośno „nie aparat robi zdjęcia lecz fotograf” i wierzymy w tą sentencję, albo kupujemy coraz to wymyślniejszy sprzęt, a sami sprowadzamy się do roli statywu.
Przemyślcie to bo myślę, że warto mniej wierzyć w sprzęt i nowinki, więcej natomiast w siebie samego i swoje umiejętności ... i rozwijać się! Bo wydaje mi się, że technika zaczęła uwsteczniać ludzkość. Boje się, że gdy nasze dzieci dorosną, o aparacie fotograficznym będą słyszały z opowiadań, a grafiki (nie fotografie) z wakacji będą ściągać z internetu.
A sprowadzając sytuację do siebie samego ... przez dwa lata walczyłem z 3 obiektywami, analogową Praktica oraz manualną lampą. I radziłem sobie świetnie. Odkąd zakupiłem G5 poczułem większy komfort, ale jednocześnie odniosłem wrażenie jakby mi coś odebrano. Do niedawna pracowałem w priorytetach czasu i przysłony, od pewnego czasu jednak używam głównie trybów manualnych. Dlaczego? Ponieważ nie zapominam jak się robi zdjęcia, jakie parametry są potrzebne dla danej sceny i nie pozwalam sobie wyrwać przyjemności z robienia zdjęć samemu, bezdusznej maszynie... Dedykowaną lampę kupuję, ale cieszę się, że wciąż będzie działała manualnie w trybie ręcznym aparatu, choć trochę zabawy mi jeszcze pozostało.
Bardzo podoba mi się zdanie: "Przemyślcie to bo myślę, że warto mniej wierzyć w sprzęt i nowinki, więcej natomiast w siebie samego i swoje umiejętności ... i rozwijać się!"
Faktycznie, świetny bajer. Robi wrażenie.