Boję się, że kiedy odejdę one znikną. Ludzie pomyślą, że stary zwariował na starość, że żal mu wspomnień, które dręczą. Ale jeśli ja odejdę one zostaną zapomniane na wieki. A choć były koszmarne, inni powinni o nich wiedzieć. Tragiczne życie Jakuba nie powinno odejść w zapomnienie, powinno być przestrogą i nauczką dla innych, winno się wyciągnąć z tego jak najwięcej prawd i przekazywać je kolejnym pokoleniom. Jakub lubi raz na jakiś czas powspominać. Wyciąga wtedy stary kufer schowany pod podłogą, piecze placki z grubo mielonej mąki, jakie robiła jego matka, kiedy Jakub był pacholęciem. Do picia wyciąga piwo własnej roboty. Nauczył się je przyrządzać, kiedy podczas wojny pracował przymusowo w czeskim browarze 60 kilometrów na południe od Pragi. Miał wtedy 24 lata. Pracował zaledwie dwa tygodnie, gdy źle znitowany zawór jednej z kadzi urwał się i poparzył mu lewą nogę. Przy złej pogodzie do dziś kuleje z tego powodu. Usiadł w starym fotelu. Skóra, którą był obity była już wytarta, a mosiężne okucia przy podparciach błyszczały jak oczy kota. Jakub nie znał historii fotela, znalazł go po prostu w zrujnowanym mieszkaniu, który zajął zaraz po wojnie. Pomyślał przez chwilę o tych czasach gryząc paznokcie. Palce drugiej dłoni ściskały równie wytartą jak okucia główkę orła odlaną z brązu, która była elementem mocowania fotela przy oparciach na ręce. Doskonale pamiętał, kiedy tułał się po mieście na początku maja czterdziestego piątego, wieczorami temperatura spadała do 5 stopni. W starych oficerkach z całkowicie zdartymi podeszwami marzły mu stopy, a nie wygojona całkowicie rana od poparzenia nie dawała mu spokoju. Nawet, jeśli udało mu się usnąć budził się co 3-4 godziny i ściskał zęby z bólu. Na to wspomnienie przeszły mu ciarki, choć minęły 53 lata, był środek lipca i choć zbliżał się wieczór na dworze było prawie 20 stopni. Przez otwarte okna słychać było warkot samochodów, a czasami nawet chóralne pieśni, które dobiegały z pobliskiego Kościoła Św. Łukasza. Właśnie w nim Jakub pracował jako Kościelny…