Oglądnąłem
Warrior. Warto, bo dobre, męskie kino, film mocno nakręca i nie puszcza do samego końca. Po jego oglądnięciu masz nieodpartą ochotę do działania i wzięcie spraw w swoje ręce, zachowywać się jak mężczyzna, który walczy ze wszystkimi trudnościami i nigdy się nie cofa pomimo piętrzących się przeciwności. Nie podobały mi się pompatyczne wstawki, druga część filmu nie wytrzymuje jednak ciężaru wprowadzenia, jak i sama końcówka pozostawia trochę do życzenia, jednak walki wyglądały wiarygodnie, aktorzy nie stanowili kukieł do bicia bez trzymania gardy, aby wszystko rozwiązać jednym ciosem trzymając się ledwo na nogach, warsztat aktorski też nie pozwalał patrzeć na ich grę z przymrużeniem oka. Wątki przedstawiane są szybko i treściwie, aby rozmyć się w opisywanym wcześniej patosie. Świetne kino, choć jak już pisałem ostatnie minuty wypadają mało wiarygodnie, jak dla mnie obraz Tommy'ego w drugiej połowie filmu nie do końca trzyma się kupy.
Tommy na początku wygląda na zgaszonego i o wiele bardziej skomplikowanego faceta, aby potem stać się zwykłą bezuczuciową maszyną do zabijania. Może za bardzo nakręcił się Spartą. Brandon wyglądał jednak na większego "mięczaka" i w życiu bym nie uwierzył w wygraną walkę tego drugiego, tym bardziej, że Tommy był mocno zdeterminowany i miał szał w oczach, wcześniej kładąc na deski w pierwszych sekundach rundy wszystkich przeciwników. Twórcy tylko dlatego wystawili Kobę przeciwko Brandonowi, aby można było uwierzyć w równą walkę finałową między braćmi, co nie do końca się udało.
Generalnie polecam, bo ogląda się to o wiele lepiej, niż bardziej znany The Fighter.
Windom wspomniał o Wściekłym Byku - te filmy są na tyle różne, że nie warto ich nawet porównywać. Film z DeNiro to porywający festiwal jednego aktora, który musowo należy obejrzeć, ciężar gatunkowy Warrior jest jednak nieco lżejszy.