Nie dalej jak dwa tygodnie temu zakupiłem "Ludzką stonogę". Spodziewałem się typowego filmu grozy kategorii B i w zasadzie taki film otrzymałem (choć tragedii nie było, ale też nie sposób nazwać go filmem dobrym). Niemniej stwierdziłem, iż kupię kontynuacja, ponieważ samo założenie jest dość ciekawe, a sam sequel poszedł w innym kierunku.
Obie części dzieli ogromna wręcz przepaść. Przede wszystkim stylistyka. HC II to obraz czarno biały, zupełnie jak wyśmienite "Pi" Aronofsky'ego. Dodatkowo w powietrzu unosi się nuta niepokoju. Spowodowane jest to kolorystyką, otoczeniem, jak i samą postacią głównego bohatera.
Martin (Laurence R. Harvey) jest ochroniarzem na parkingu. Przy okazji jest to człowiek zdeprawowany, psychicznie chory (bonusowo - astmatyk). Zapewne za taki rozwój rzeczy można obwinić jego ojca, który go wykorzystywał seksualnie. Matka także niespecjalnie kocha swego syna. Mieszkają w ubogiej, pełnej przemocy dzielnicy, co także niekorzystnie odbiło się na jego rozwoju.
Bohater jest maniakiem filmu "Ludzka stonoga". Postanawia pójść drogą wyznaczoną przez chorego naukowca i sam pragnie stworzyć swoja stonogę, ale z dwunastu ludzi.
Stylistyka, jak i bohater to największe atuty filmu. Jest niepokojąco i do połowy filmu widz sądzi, iż obcuje z pozycja co najmniej dobrą, a z pewnością ciekawą nie tylko w swych założeniach.
Laurence w swej roli spisał się znakomicie. Ma szansę być zapamiętany na długo. Nie jest łysym, wytatuowanym koksem, który hurtowo decanabol pożera, jednakże nie chciałbyś spędzić z nim nocnej zmiany.
Facet podczas całego filmu nie wypowiada ani jednego zdania, spojrzenie ma bardziej mordercze niż bazyliszek, niepokojąco oblizuje co jakiś czas swój brudny palec. Poci się, ma ataki nerwicy i ten jego inhalator....
Niestety film jako taki ma ogromną ilość niedociągnięć i marnych rozwiązań. Wiadomo, tym cechują się tego typu produkcję, ale błąkanie się po parkingu i ostrzeliwanie kończyn przypadkowych ofiar o obowiązkowym ciosem łomem przez głowę wywołuje już za drugim razem uśmiech politowania, a jest tego więcej. Podobnie żałośnie wypada to w jaki sposób i w jakich okolicznościach Martin zwabia odtwórczynię głównej roli z "Ludzkiej stonogi" (która jest tu przedstawiona jako film). Żal.
Oczywiście, podobnie jak w "Pile", wszytko ma sprowadzić się do zszokowana widza, a tym zajmują się iście drastyczne sceny.
Skok w tej materii jaki dokonał się od poprzedniczki jest olbrzymi. Zasadniczo pierwszą część na upartego można było obejrzeć z dziewczyną. W kontynuatorze chorej wizji to nie przejdzie.
Wybijanie młotkiem zębów, morderstwo na noworodku, podrzynanie gardeł (nie subtelne podcięcie, ale dosadna wizja znana z filmików rodem z Iraku), wyrywanie języka, no i groteskowa wręcz odmiana karmienia kałem poszczególnych segmentów znana z pierwszej części. O ile tam zniesmaczała, ale kończyła się na: "chce mi się srać" ->"yyyy" -> plum -> "sorry", tak tutaj widza torpedują odchody wymieszane z krwią, które muszą połykać kolejne części tworu Martina przy jego obłąkanym śmiechu.
Obraz upodlenia szaleńca jakim jest Martin przez pierwszą połowę jest ciekawy. W drugiej bazuje niestety głównie na brutalnych aktach bezsensownej przemocy (jeśli ochroniarz chce się bawić chirurga, a do dyspozycji ma nożyce, młotek, zszywacz do papieru, łom, to kończy się to różnie) i kiepskich założeniach fabularnych (kobieta w zaawansowanej ciąży potrafi prześcignąć dorosłego faceta, który zabarykadował wejście do magazynu, i który radzi sobie z położeniem dwóch mężczyzn, czy stukilogramowego skinheada, ale już z szybą w samochodzie nie). Nawet zakończenie wypada licho.
Warto obejrzeć dla głównej, niebanalnej roli. Nic poza tym. 4/10.
Polecasz ten film???
Stary, zastanów się nad sobą...
A ty, Szymku, zastanów się czy nie lepiej (dla ciebie) jak wybierzesz się jednak do kina na "Bambi", a nie kolejne "Oszukać przeznaczenie", skoro taki wrażliwy jesteś.
Jeśli twoja wrażliwość kończy się na TVN'owskich
Faktach, to kupuj na blu ray Step Up, a nie filmy dla dojrzałego widza.
Na samą ocenę składa się wiele czynników. Fabularnie nie powala na kolana (ale tez wcale nie musi). Niemniej sama mechanika jak i podejście sztampowe nie są (no, przynajmniej nie do końca). Jak już wspomniałem przy okazji przywoływaniu tu kapitalnego
American History X, lubię jak film zaskakuje oglądającego.
Tona flaków, 4 galony posoki wcale nie muszą tego zrobić i najczęściej nie robią, ale jeśli film ma momenty, o których widza pamięta na długo po zakończeniu seansu, to znaczy, że facet odpowiedzialny na produkcję jest rzemieślnikiem w swoim zawodzie.
Fabularne twisty są wręcz pożądane. I podnoszą najczęściej ocenę danego filmu. Podobnie jak zapadające w pamięci sceny (najczęściej zakończenie).
Jak już wspominałem przeciętną Mgłę ratuje świetna końcówka filmu. Morderstwo towarzyszy nie jest w sposób bezpośredni ukazane, ale pobudza wyobraźnie, a oglądający ma minę typu ->
Dlatego typowe horrory klasy B (vide "Krzyk") mają przynajmniej jedną mocną stronę, zakończenie właśnie (na ogół).
Sprawnie prowadzona historia to klucz do sukcesu ( absolutnie powalający "Lucky number Slevin").
Na wartość (nie bezpośrednio, ale jednak) filmu dość poważny wpływ ma gra aktorska. Todorović to uznany aktor. W Srpskim....zagrał znakomicie, ale i tak został wręcz przyćmiony przez odtwórcę roli Vukmira. Sergiej Trifunović wypadł tu niemal obłędnie. Ostatnio aż tak ogromne wrażenie wywarł na mnie Christoph Waltz, który brawurowo wcielił się w niestabilnego umysłowo, ale szalenie inteligentnego i demonicznego zarazem pułkownika Hansa Landa w znakomitych "Bękartach....". Zresztą zasłużenie otrzymał za ową drugoplanową rolę Oskara.
Zatem (bardzo) dobry film plus zapadające w pamięci sceny, jak i gra aktorska windują w obu przypadkach ocenę. I to znacznie.
Srpski film wzbudzał ogromne kontrowersje swoją tematyką. To oczywiste, że nie jest to film dla każdego. Przede wszystkim należy poszerzyć horyzonty, a także mieć mocne nerwy.
Gracze/widzowie co rusz żądają przekroczenia granic. Są znudzeni powielaniem schematów i trywializacją danych zagadnień. Stąd szorty pokroju A vs P, gdzie wymagany wiek widza jest sztucznie zbijany ku dolnym wartością w celu zapełnienia sal kinowych - nie ma się co twórcą dziwić, swoje chcą zarobić - tyle, że później co drugi lamentuje "gdzie tu gore i dlaczego Predator, rasowy drapieżca, tak cacka się z przeciwnikami O_o".
Po czym typowy widz otrzymuje potężny cios, cios na który nie był przygotowany i go to przytłacza. Tyle, że warto coś obejrzeć, zanim się dany film pochwali/zruga.
Wybitny
Brokeback Mountain broni się sam. Tylko osoba niepoważna (by nie napisać "głupiec") będzie psioczyła na innego widza, który stwierdzi "eeee, mnie to nie kręci, przegadany i nudny, ja lubię akcję, ja lubię Crank".
Ale jeśli ktoś nie obejrzy historii Ennisa Del Mara i Jacka Twista i będzie bawił się w recenzje typu "film o pedałach, to pewnie podoba się ciotom. Nie ogladałem, ale jak się nie strzelają i nie ma wybuchów to kierunek piec", to nie ma sensu prowadzić dialogu z taką osobą.
Znakomite Osiem milimetrów także poruszało niepopularne tematy. Wielu się oburzało, gdyż czuli się urażeni. Jak się nie podoba, to niech na Bambi się następnym razem wybiorą.
Filmy typu: Grotesque (unrated ver.), Nieodwracalne/Irreversible, Skrawki/Gummo (płatny seks z niedorozwiniętą dziewczyną), Visitor Q (jeden z ulubionych filmów Tarantino - i wszytko jasne),Cannibal Holocaust (film tak wstrząsająco naturalny, że reżyser musiał udowadniać w sądzie, że bohaterowie nie zginęli naprawdę, plus szokujące sceny mordowania zwierząt), Salo 120 dni Sodomy, Men behind the sun (ukazujący, że nie tylko naziści mieli problem z głową), snuff 102, Baise Moi, August Underground, czy fenomenalny Martyrs (niesamowicie zaskakująco, szokująca oraz poruszająca historia) nie trzeba koniecznie obejrzeć, ale kilka z nich (Serbian film/Martys) warto, ponieważ to kino zupełnie inne, niż to do którego widz jest przyzwyczajony udając się w tygodniu do IMAX.
Taki
Cannibal Holocaust bazuje na wymuszonej brutalności. Niczemu to nie służy. Jest podobnie jak w Seed. Ot ma być, żeby było. Nic poza tym. W Men Behind the Sun także jest scena z paleniem zwierząt, czy owiany kultem motyw wrzucenia kota do pomieszczenia z wygłodniałymi gryzoniami. Taki Tom and Jerry w wersji +21. Tyle, że sensu w tym tyle co w Grotesque. Nie chodzi o to by zszokować widza (o to łatwo), ale by miało to przysłowiowe ręce i nogi.
Inaczej byle reżyser nakręci badziew, w którym jest zgwałcona owca i o filmie będzie głośno dlatego, że zgwałcono tam sympatyczne zwierze. Ale dalej będzie to badziew.
Gdyby tak w seven dostarczono daną część ciała, nieznanej wcześniej postaci, widz nie byłby zszokowany, a tak, wiadomo jak było.
Dokładnie, kto o zdrowych zmysłach chciałby to oglądać?
Zazwyczaj jest tak, że jeżeli coś oglądasz/czytasz pierwszy raz, to nie masz pojęcia czym reżyser cię zaskoczy. Przecież nikt nie reklamuje
Srpskiego filmu, jako pozycji o nekrofilii.