Zdziwiła mnie recenzja na filmwebie gdzie Walkiewicz dał 5/10.
Po Twoim poście wszedłem tam na chwilę i już wiedziałem, dlaczego z grubsza omijam filmweb oraz komentarze. Wolę już popularne i powierzchowne opinie na r/movies, niż przebijanie się do wartościowych wypowiedzi przez raka toczącego forum tego portalu, ograniczając się w tym przypadku jedynie do trivia na imdb. Większość wypowiadających się, jak również sam Walkiewicz, który przecież jest filmoznawcą z wykształcenia zdają się ignorować przesłanie, za bardzo skupiając się na rozkładaniu filmu na czynniki pierwsze. W recenzji filmwebu tylko w jednym zdaniu przeczytałem o przekazie (którego odnoszę wrażenie i tak nie zrozumiano, z czym nawet w podsumowaniu recenzji minięto się całkowicie, wydaje się, że napisałem więcej w jednym akapicie swojej opinii w tym temacie, niż w całej recenzji owego pana), za to mamy piękną dysputę o rzeczach w moim mniemaniu nieistotnych dla całości:
nie udaje się odwrócić naszej uwagi od istotnych pytań. Kiedy ponownie przeszkolono Coopera? Jakim cudem dostał fuchę pilota "na twarz"? Kto miał pilotować za niego? Kim w zasadzie są jego załoganci? Z takich scen składa się cały "Interstellar".
które nieustannie przewijają się również na forum portalu. Czy umowność dla dobra obrazu, konieczności dopowiedzenia czy własnej interpretacji w kinie już nie istnieje? Czy przyzwyczajeni do prostolinijnego ładowania łopatą widzowie w kolejnym obrazie, który nie podaje wszystkiego na tacy traktowane jest jako jego podstawowa wada przyćmiewająca w opinii krytyków wszystkie zalety? Czekałem w ocenie tylko na lejące się również w komentarzach opinie o teoriach fizycznych ukazanych w filmie, jakby siedzieli tam sami fizycy i każdy bez chwili zastanowienia nad swoją wiedzą w temacie miał prawo je podważać, na szczęście Walkiewicz oszczędnie zwrócił uwagę jedynie na najbardziej wybijające się i jednocześnie widoczne dla losowego widza "kartkę i ołówek", czemu częściowo przyznaję rację. Myślę, że Nolan sam zapędził się w kozi róg, w kino popularne załadował teorie fizyczne, które pozostawiają niektórych widzów z mieszanymi uczuciami - czy traktować Interstellar w kategoriach niemalże para-dokumentu (kompletna paranoja) lub czegoś na wzór "Apollo 13", czy space-opery, w której tylko największe bzdury nie uchodzą na sucho. Wnioskuję, że niektórzy wypowiadający się widzą czarne i białe, koniecznie muszą kategoryzować nie obserwując żadnych odcieni.
Zauważam rzecz jasna błędy, ba, pewnie przy kolejnym obejrzeniu już w domowych warunkach nie będę równie zachwycony, możliwe nawet, że lekko podirytowany przeciąganiem, emocjonalnymi scenami, czy sztuczną patetycznością niektórych dialogów. Sądzę, że największa siła Interstellar tkwi w pierwszym razie, w kolejnym, już bardziej na chłodno zaczyna się analizowanie. I jestem pewien, że przy okazji wydania w wypożyczalniach torrent wyleje się kolejna fala żółci, krojenie na czynniki pierwsze. W przypadku wielu filmów Nolana należy podejść do nich dwukrotnie, co najsilniej widoczne było w Memento i Prestiżu, trochę słabiej w Incepcji. W przypadku Interstellar obok innego podejścia do oglądania, zauważymy zapewne więcej błędów, gdy podobnie jak recenzenci będziemy rozkładać film na czynniki pierwsze i przysłowiowe łopatki, ale czy o to chodzi? Wątpliwe.
Co należy jednak oddać, to ciekawe w jednym z komentarzy porównanie do "Kontaktu", ale jednak w mojej opinii podobieństwa pod innym względem, niż tam opisano. W "Kontakcie" za pierwszym razem również liczyło się wrażenie, ten debiut ogarniających widza myśli (w moim przypadku nastolatka zafascynowanego tematem po różnych opowiadaniach w fan-zinach), gdy po projekcji nie można było się za bardzo pozbierać. Po kolejnych obejrzeniach zauważaliśmy coraz więcej pozornie tylko istotnych głupot, umowności i naiwności, ale nie przeszkodziło mu to być w moim osobistym rankingu produkcją, która gdy leci w tv i akurat na nią natrafię oglądam do końca, względnie z ciarami na plecach w niektórych momentach, po czym pozostaję nawet z krótkimi przemyśleniami, co w Interstellar jest nawet bardziej obecne, a w nastawionych na akcję sci-fi i kosmicznych space-opera znika w kilka minut po napisach końcowych.
Nolan nie jest dla mnie jedynym słusznym reżyserem, co próbują udowadniać tamtejsi użytkownicy każdemu, komu film się podobał szufladkując go dodatkowo, jako ortodoksyjnego i bezkrytycznego fanatyka twórcy Memento, ale oceny pokroju 1/10, 3/10 czy 5/10, jakkolwiek dystansować się od wszelakiego podsumowywania filmów "od linijki" są bardzo krzywdzące i nie pozwalają traktować poważnie wypowiedzi osób stawiających takie cyfry.