Wreszcie byłem na Mrocznym Rycerzu. Odyskutowaliście już wszystko wskroś i wspak, ale i tak dorzucę swoje własne odczucia:
Po pierwsze, każda scena z mlaskającym Jokerem - bezcenna. Był to pierwszy film w którym gdy tylko coś poszło po myśli czarnego bohatera na mej twarzy pojawiał się szeroki uśmiech. Scena z paleniem pieniędzy, ucieczką z więzienia; po prostu rozumiałem tego gościa i to co robił wydawało mi się piękne. Huh, w końcu - Why So Serious?
Następnie, mało który tytuł tak bardzo pasował do filmu. Przy wejściu napisów końcowych, pomyślałem o tytule i wtedy zrozumiałem ogólną rolę Batmana w tym filmie. i tu kolejna rzecz - świetnie pokazany Batman, ale... to kurne cipak, bez jaj. Jak już mówiłem, kibicowałem Jokerowi od jego pierwszej sceny z napadem.
Po czwarte - Joker nie umarł! Yay! Czyli furtka z wykorzystaniem go w następnej części jest otwarta na oścież. Jeżeli Nolan nie jest idiotą i zależy mu na kasie to na pewno wsadzi go do kolejnej części. Wszyscy ludzie będą chcieli obejrzeć dalsze losy historii rozpoczętej od Begins, Joker included. Jeszcze kwestia śmierci Ledgera i obsady, ale nie ma ludzi niezastąpionych.
Fantastyczny film, w połowie głównie dzięki kreacjom bohaterów. Jak na mój gust za często migała kamera, za dużo ujęć, wyglądało to momentami jak klasyczny film akcji, co odbieram jako minus. Reszta genialna:
9 / 10