Optymizmem mnie napawa hmmm... moje życie! (teraz prosze wstawić wszystkie zdziwienia itp. wytykanie palcami) Dziwne?
w szkole idzie mi nienajgorzej, mam świetną dzewczynę (do pana od pzerzucania sie na dance i dyskoteki: Ona zrobiło mi dokładnie to samo co Twoja Tobie - pojechała do niemiec, wróciła po tygodniu zamknięta w sobie myśląca o Niemcu, zerwała... i po kilku znajmościach bliższych lub dalszych wróciła do mnie, jest bardzo najs)... nie ma to jak nawias większy niż całe zdanie:) poza tym schodzi mi kontuzja po desce, wróciłem do słuchania mojej "starej" muzyki, nie mam z nikim żadnych konfliktów, po półrocznej abstynencji wróciła mi chęć do graniana czarnuchu, nie palę, nie piję, nie jaram, nie dropię, znowu jeżdże na desce(jakiś progress również cieszy), oglądam FRIENDS, wszystko co robie, sprawia mi przyjemnośc, nie jestem rasistą, faszystą, ani żadnym innym gównem...czyż życie może mnie nie cieszyć. Do tego bawią mnie posty setezera mowiące o "nieistnieniu miłości"? Nie istnieje? To ja chyba jakiś poje*any jestem skoro potrafię lądować w "hiperprzestzeni", w rzołądku mam masę skrzydlatych, smyrającyh mnie insektów, a z każdego popierdółkowatego smsa od tej ukochanej osoby cieszę się jak matołek. Twierdzisz, że miłości niema, nie doświadczyłeś jej. Czy to, że nie doświadczyłeś strachu i ekscytacji przy skoku na bungee(hipotetycznie), znaczy że ten "bungee'owy" strach i ekscytacja nie istnieją?
Bawi mnie czekanie na weekend i traktowanie go jako jedynego pozytywnego aspektu w życiu. Ja tam jakoś niechodze specjalnie przybity od pon - piąt. Bo niby dlaczego? Bo ta strrrrrraszliwa szkoła? Znowu wyjdzie na to że dziwny jakiś jestem, ale potej srrrraszliwej szkole mam jeszcze czas na swoje hobby/wypad z kumplami/sprawienie sobie przyjemności w jakikolwiek inny sposob...
Na koniec wypadałoby rzucić jakimś "głowa do góry bedzie lepiej", ale ten post byłby wtedy już dramatycznie słodki;] pokój, seks i dramaturgia:*