Mało jest znanych serii gier, w które nigdy nie grałem. Do wczoraj jedną z nielicznych był Ridge Racer. Od dłuższego czasu zabierałem się do ogrania tego tytułu i w końcu się udało.
Wybór padł na 22 letnie Ridge Racer Type 4 z PS1. Odpaliłem na PS3 i pierwszy szok przeżyłem dość szybko. Otóż nie mogłem skonfigurować grzybków na padzie, a więc w ścigałkę na DualShocku grałem przyciskami kierunkowymi (nie chciało mi się sprawdzać czy na PS2 wszystko działa jak należy). Tego jeszcze nie doświadczyłem. Na szczęście sterowanie w tej grze jest proste i spokojnie można skręcać guzikami (kilka lat temu próbowałem tak grać w Colony Wars i słabo mi szło - w RRT4 jest dużo łatwiej).
Gierkę przeszedłem w 3,5 h - kampania czy raczej swoista droga na szczyt, składająca się z 8 wyścigów, za którą dostaje się puchar.
Rok produkcji 1998, okolice GT. Po ograniu kompletnie nie kumam fanbazy tej gry. W porównaniu ze wspomnianym GT to dzieli je przepaść chyba w każdym aspekcie, poza muzyką i panienką znaną większości z nas.
Po ukończeniu takiego klasyka czas na zmianę i wybór kolejnego rpga. Dylemat pomiędzy AC:O, Dragon Age i Pillars of Eternity. Może coś na chybił trafił wybiorę.