Rayman Origins, jakoś tak wróciłem i przypomniałem sobie, czemu jej kiedyś nie przeszedłem. Nie chodzi o stopień trudności, tylko poj**ane wymierzanie skoków co do centymetra (szczególnie w etapach z uciekającą skrzynią, których nauczenie się na pamięć jest niezbędne), w sumie wtórne i nudne etapy po jakimś czasie i denerwującą "detekcję kolizji" np. z przeciwnikami, którzy nie mogą nas dotknąć nawet raz (gdy nie lata obok nas serduszko), co w walce z bossami (też gra na pamięć) doprowadza do podniesienia ciśnienia i rezygnacji. Niestety już mnie przestała jarać swoją powtarzalnością (kilka poziomów "skakanych", lot moskitem, boss, pomiędzy nimi jeszcze bieganie za skrzynią - i tak sobie schemat leci), jednak trzyma mnie przy niej jeszcze ciekawość, jakie etapy w sensie oprawy, klimatu i muzyki twórcy mają do pokazania.
Dodatkowo, jeżeli ktoś kupił tę grę dla dziecka, bo kolorowa i wygląda, jak dla berbecia ledwo oderwanego od pieluch i butelki, to musiał zaliczyć niezłe zdziwko, samemu mając z przejściem problemy. Tru story