Z tym, że decyzja nie powinna należeć do nikogo innego, jak tylko do kobiety. IMO winna pozostać kwestia, do jakiego momentu ciąży można kobiecie pozwolić na samodzielną decyzję bez konsekwencji. Gdyby kobiety nie zgwałcono, tego dziecka i tak by nie było. Przez głupi "lucky shot" mają mieć zjebane życie - dziecko, które może tułać się po domach dziecka i matka, która ma traumę, bo dochodzi kwestia psychiki. Oczywiście może być też całkowicie w drugą stronę, więc sądzę, że kobieta powinna mieć decydujące zdanie.
Należy o tym rozmawiać, ale kwestia regulacji aborcji czasem przybiera niepożądany obrót i przypomina kraje, gdzie mężczyzna decyduje, czy wolno kobiecie w ogóle chodzić po ulicy.
Jak nauki przedmałżeńskie u księdza i prawienie przez kler morałów, choć o prozie życia mają znikome pojęcie.