Rehabilitacja w NFZ to dobry LOL jest. Kilka lat temu zerwałem ścięgno Achillesa bo sport to zdrowie. No i wiadomo, szycie i noga w gipsie 6 tyg. Dostałem 14 dni rehabilitacji nawet dosyć szybko bo już po 2 tyg. od zdjęcia gipsu. Oczywiście od razu poszedłem prywatnie bo tam trzeba działać szybko. Chodziłem prywatnie, wykorzystałem ten NFZ a potem znowu prywatnie żeby był ciąg bo kolejna tura z NFZu byłaby za 3 miechy. Ech żenada ogólnie.
I jeszcze pamiętam jak ch**owo było w szpitalu. Wbija pielęgniarka i aplikuje mi czopek w dupę nawet nie mówiąc po co. A no po to, żebym się wypróżnił przed operacją. Doszedłem do tego empirycznie jak zachciało mi się srać. Kul jeszcze nie miałem a wózka to tam nie zobaczysz. Więc na jednej nodze skacząc zapierdzielam cały korytarz do kibla myśląc tylko o tym, żeby się nie zesrać bo siara będzie. Jak już dokicałem do kibla to kolejny fail. Mam długą unieruchomioną nogę, że drzwi do kibla nie da się zamknąć. No cóż trudno sram. Najwyżej ktoś się odwróci bo co mam zrobić. Myślę sobie, że fajnie to wracam tylko... no żesz kur**. Nie ma papieru toaletowego. Ja je**e. Tak więc z brudną dupą skaczę przez cały korytarz na drugi koniec do kanciapy pielęgniarek. A ta wcale nie jest zdziwiona, że nie ma. Odmierzyła mi 4 łokcie łaskawie. Tamtego dnia nauczyłem się, że w polskim szpitalu jest jak w więzieniach ameryki południowej. Wszystko musisz sobie sam kupić. Od jedzenia po podstawowe rzeczy takie jak mydło czy właśnie papier toaletowy.