Resistance: Burning Skies to nowa odsłona serii opowiadającej o obronie ludzkości przed inwazją wroga z kosmosu, zwanego Chimerą. Jest to pierwszoosobowa strzelanina, której akcja toczy się pomiędzy pierwszą, a drugą częścią serii na konsole stacjonarne. W praktyce przypada to na okres lat czterdziestych, ubiegłego stulecia. Podczas trybu jednoosobowego, przyjdzie nam wcielić się w bohaterskiego strażaka, który poświęca możliwość ucieczki z rodziną, dla ratowania Stanów Zjednoczonych, wszak Europie przed atakiem przybyszów z innej planety, obronić się nie udało. Znamiennym elementem w całej serii jest Ruch Oporu, którego członkini towarzyszy nam praktycznie podczas całego trybu dla pojedynczego gracza. Fabuła to po prostu ta sama historia, którą poznaliśmy wcześniej, widziana oczami innych osób. Bardzo fajne są za to klimatyczne, animowane wstawki w formie przerywników filmowych, które oglądamy w przerwach między rozdziałami. Ogólnie rzecz biorąc trzeba przyznać, że od zawsze klimat był tym elementem, który w sadze Resistance, błyszczał pełnym blaskiem. Jeśli chodzi o fabułę, jest dobrze i „tylko” tyle. Pamiętajmy w końcu, że jest to gra na konsolę przenośną, która miała zrewolucjonizować gatunek pod względem rozgrywki, a nie opowiadanej historii. Ważne natomiast jest to, że dzieje bohaterów nie są nużące, a świat przedstawiony emanuje specyficznym klimatem inwazji. Za to gra dostaje ode mnie duży plus.
„Zero kompromisów” – to zdanie siedziało mi w głowie podczas każdej z godzin, które poświęciłem na przejście gry. Oczywiście chodzi mi o to, że Resistance: Burning Skies to pierwszy, przenośny FPS, który wykorzystuje dwie gałki analogowe, dzięki czemu uzyskano efekt, dokładnie taki, jak podczas gry na konsoli stacjonarnej. Rozgrywka została nieco spowolniona, gdyż gałki w PS Vita z uwagi na swoją budowę, nie umożliwiają tak szybkiego celowania jak DualShock 3. Trzeba jednak przyznać, że całość sprawdza się wprost fenomenalnie i aż strach pomyśleć o tym, co z tak dużymi możliwościami zrobią spece od Killzone, Call of Duty czy BioShocka. Ekran dotykowy wykorzystano do korzystania ze strażackiego toporka, rzucania granatów oraz trybów specjalnych. Warto wspomnieć, że udostępniono nam dokładnie taki sam arsenał, jaki gościł w Resistance 3 (może z wyjątkiem pistoletu, ale jego brak nie jest w żaden sposób odczuwalny). Każda broń umożliwia nam korzystanie z dwóch trybów: zwykłego i specjalnego. Ten drugi wymaga specjalnej amunicji oraz użycia ekranu dotykowego (np. w przygotowanie wybuchowej amunicji w przypadku kuszy). Przeciwnicy, z którymi przyjdzie nam wojować, to rozmaite wariacje Chimer. Znajdziemy tutaj nie tylko „zwykłych” żołnierzy, ale też nieuzbrojonych, ale za to szybkich i zwinnych Ponuraków oraz Bossów – Palowników. Nie można zapomnieć o tym, że gra została w pełni zlokalizowana, dzięki czemu przez cały czas towarzyszą nam głosy polskich aktorów. Element ten został zrobiony porządnie, aczkolwiek fajerwerków w postaci dubbingu w wykonaniu Jarosława Boberka czy Bogusława Lindy brak. W grze zawarto także tryb multiplayer, który w swoich założeniach jest naprawdę w porządku, jednak ja napotkałem duże problemy podczas próby dołączenia do gry. Udało mi się to mniej, więcej po 20 minutach…
Oprawa graficzna najnowszego Resistance odstaje nieco od kosmicznego w tym aspekcie Uncharted: Złota Otchłań, ale według mnie i tak jest bardzo dobrze. Mamy tu do czynienia ze sporą ewolucją w stosunku do PSP czy nawet Nintendo 3DS. Kieszonsolka Sony na każdym kroku zadziwia, co jest możliwe, dzięki mocnym wnętrznościom. Jednak tak jak już mówiłem, Resistance to nie graficzne arcydzieło, ale po prostu bardzo solidnie wykonany tytuł, którego sercem jest zrewolucjonizowana rozgrywka, a oprawa tylko miłym dodatkiem. Nieco gorzej jest niestety z dźwiękiem. Tutaj denerwują sztuczne ryki Chimer oraz nieco „plastikowe” odgłosy strzałów. Ogólnie zatem pod względem audio i video jest dobrze, ale bez rewelacji.
Resistance Burning Skies to zdecydowanie najlepszy przenośny FPS. Rewolucjonizuje mobilną rozrywkę i udowadnia, że tworzenie gier na konsolę przenośną, wcale nie musi nieść ze sobą ograniczeń. Pod względem fabuły oraz oprawy, jest to po prostu bardzo solidna produkcja. Czy można nazwać ją system sellerem? Teoretycznie tak, ale nie sądze, żeby marka Resistance przyciągnęła do kupna Vity tylu klientów co np. Uncharted, Killzone, god of War czy Gran Turismo. Jeśli PlayStation Vita, dostanie więcej takich gier, jestem pewny, że nie powtórzy się historia z PSP i konsolka osiągnie ogromny sukces. Jeśli już posiadasz Vitę, to według mnie, Resistance Burning Skies to zakup absolutnie obowiązkowy.
Komentarze
Chyba pierwsza recenzja chwaląca ten zakalec.
I jak można w plusach dać oprawę...
odpowiedzGwoli ścisłości:
1) Recenzja jest subiektywną oceną osoby, która testuje dany produkt. Ja osobiście jestem bardzo zdziwiony niskimi ocenami w konkurencyjnych serwisach, ponieważ moim zdaniem jest to gra, która plasuje się na podium, jeśli chodzi o wydane dotąd pudełkowe gry na PS Vita.
2) Oceniając oprawę, oceniamy zarówno warstwę techniczną (która niczym nie zachwyca, chociaż w żadnym stopniu nie zasługuje na bycie "minusem"), ale także designerską, a na tym polu Burning Skies radzi sobie świetnie. Lokacje takie jak Miasto, Most czy Wyspa Ellis tworzą specyficzny klimat, dzięki któremu gracz czuje się tak, jakby grał w pełnoprawną produkcję na konsoli stacjonarnej.
odpowiedzDodaj nowy komentarz: