Pod koniec października do sklepów zawitała druga część przygód człowieka-nietoperza. Czy trzyma poziom “jedynki”? Czy sprostała tak ogromnym oczekiwaniom? Wreszcie… Czy to gra roku 2011?
Kto w młodości nie oglądał seriali, opowiadających przygody obrońców ludzkości? Postacie takie jak Superman, Spider-Man, Iron-Man czy właśnie Batman stały się ikonami. Komiksy Marvela i DC, w Polsce oczywiście niedostępne, cieszyły się ogromną popularnością, a kreskówki w kanałach dla dzieci, z czasem zastąpiły pełnometrażowe, wielkobudżetowe produkcje kinowe. Chociaż dobrego filmu, do czasu “Mrocznego Rycerza”, również jeszcze do niedawna trzeba było ze świecą szukać, tak i w najmłodszej gałęzi rozgrywki – grach, raczej tylko szargano i profanowano znane i lubiane, komiksowe postacie. Batman Arkham Asylum był produkcją świetną. Dopracowany do granic możliwości świat, klimat psychiatryka, fabuła rodem z najlepszych komiksów i te doskonałe, przekoloryzowane postacie… Przyznam szczerze, że pierwsza część Batmana od Rocksteady zauroczyła mnie tak bardzo, jak może pięć innych gier na PS3/X360? Zapowiadając kontynuację twórcy wiedzieli, że poprzeczka postawiona jest na niebotycznie wysokim poziomie, a podnieśli ją jeszcze bardziej, pokazując genialny trailer, który dawał do zrozumienia, że akcja części drugiej będzie toczyć się na ulicach Gotham. W “dwójce” miało znaleźć się właśnie to, czego zabrakło w “jedynce”, podane w takiej samej, dopracowanej do perfekcji formie.
Zgodnie z założeniami, Arkham City przenosi nas do (teoretycznie) otwartego świata. Miasto przemierzamy na własną rękę, chociaż teren oddany w nasze ręce nie jest duży, Zachwyca za to wykonaniem, ale o tym później. Opuszczamy szpital psychiatryczny, aby na stale zadomowić się w specjalnie wydzielonej, oddanej na potrzeby więzienia części Gotham City. Na nieszczęście kierownikiem tego przybytku mianowany został nasz dawny znajomy – Dr Hugo Strange, który, jako jeden z nielicznych, zna prawdziwą tożsamość Batmana. Pisanie tej recenzji wymagało ode mnie niezwykłego gimnastykowania się, gdyż wiem, że zdradzenie jakiegokolwiek szczególiku fabularnego, zepsuje Wam zabawę, bo tutaj fabuła jest niezwykle ważna. Wspomnę tylko o tym, o czym najprawdopodobniej słyszeliście, a więc o postaciach, które zostały oficjalnie zaprezentowane. Jest Two-Face, jest Pingwin, jest Mr. Freeze. Tych postaci właśnie ogromnie brakowało mi w Arkham Asylum, ponieważ są one o wiele bardziej znane niż np. Killer Croc z “jedynki”. Oczywiście zmierzymy się tez z innymi przeciwnikami, ale tego już nie mogę zdradzić. Po Arkham City poruszamy się według własnego uznania. Pomaga nam w tym specjalna linka, znana już z pierwszej części, a później umiejętność korzystania z naszej peleryny, dzięki czemu praktycznie będziemy mogli… latać. Już na początku zabawy dostajemy wszystkie gadżety, które Batman zgromadził w poprzedniej części. Przeciwnicy znów dzielą się na rodzaje, których jest troszkę więcej niż poprzednio. Oprócz bandziorów z bronią białą i uzbrojonych, są też specjalnie uzbrojeni i wyposażeni w tarczę. Wymagają oni oczywiście innych, bardziej złożonych ataków. Nie zabraknie też walk z bossami, które znów wykonane są po mistrzowsku. Twórcy puszczają oczko do fanów serii, dlatego w Arkham City znajdziemy charakterystyczne miejscówki. Jest np. Ace Chemicals, gdzie narodził się Joker. Co warte odnotowania, każdy z bossów, ma swoją gwardię, która inaczej wygląda. Sługusy Jokera tradycyjnie stylizowany są na klaunów, a np. żołnieze Two-Face’a, mają przedzielone w połowie stroje. System walki został usprawniony, przez co znów możemy stosować coraz to lepsze kombinacje. Walki są emocjonujące i bardziej wymagające niż w “jedynce”. Gra pod wpływem fanów, została kinowo spolonizowana. Nie dostrzegłem rażących błędów, bardzo miły gest ze strony Cenegi. Oprócz wątku fabularnego, w Arkham City czekają na nas zadania poboczne. Dawno nie widziałem tylu świetnie zrealizowanych quest’ów. Zwłaszcza, że dodatkowe zadania, to dodatkowi bossowie, kolejne elementy z idealnej układanki czarnych charakterów. Po ukończeniu fabuły, czekają na nas wyzwania Riddlera, telefony od Zsasza, zabawa w kotka i myszkę z Deadshotem czy Calendar Man. Mało? Do wykupienia będą możliwe także postacie pomocników Batmana: Robina i Nightwinga. Przez cały okres trwania trybu jednoosobowego nikt nie powinien być zawiedziony, a wręcz przeciwnie, każdego powinien on zachwycić.
Osobnego akapitu wymaga postać Kobiety-Kot. Wraz z grą dostajemy specjalny kod na odblokowanie specjalnej części kampanii, podczas której kierujemy koleżanką Batmana. Dodatek zawarty w grze nie jest jakiś przesadnie długi, ale bez niego, myślę, że gra byłaby o wiele uboższa. Tym bardziej, że element ten nie został potraktowany po macoszemu. Catwoman faktycznie gra się inaczej, ma ona specjalny system poruszania się po mieście, polegający na korzystaniu z bicza. Co ciekawe również walka wygląda inaczej, ponieważ bohaterka ze zbirami radzi sobie z gracją, a nie z wykorzystaniem brutalnej siły jak nasz gacek. Całość kampanii wplecionej w główny wątek (misje Batmana i Catwoman przeplatają się), wynosi około półtorej do dwóch godzin, a więc jest to solidna część trybu dla pojedynczego gracza.
Oprawa audiowizualna, jak przystało na jedną z najlepszych gier tej generacji, stoi na wysokim poziomie. Grafika, to co prawda nie poziom Uncharted 3, ale jeśli chodzi o tytuły multiplatformowe, to jest to zdecydowana czołówka. Postacie są oddane genialnie, miasto i otoczenie bogate są w miliardy szczegółów, tekstury są ostre, a na dodatek wrzucono możliwość grania w 3D. Cutscenki wyglądają tak, jakby były wyjęte z filmu Blu-Ray. W grze zaimplementowano też technologię Nvidia PhysX, oczywiście z uwagi na moc konsol, nie jest to tak widoczne jak na PC, ale miło, że system w ogóle został w grze zawarty. Audio to poezja. Nie pamiętam drugiej gry z tak doskonałym dubbingiem. Batman i Joker to mistrzostwo świata, z resztą inne postacie też nie mają się czego wstydzić. Pod względem technicznym nowy Batman nie zawodzi w żadnym stopniu. Tym bardziej, że 3D nie zostało wrzucone po to tylko, żeby było. Jest to pierwsza gra, co do której faktycznie można powiedzieć, że trójwymiar wypada fajnie i nie obcina grafiki tak rażąco jak np. w Killzone 3.
Cóż, trzeba to przyznać. Od bardzo dawna nie grałem w coś tak dopracowanego, zachwycającego, po prostu w coś zrobionego porządnie. W tym przypadku kontynuacja, to nie odcinanie kuponów, a autentyczna ewolucja. Moim zdaniem (i nie tylko moim) Batman Arkham City to gra roku 2011.Idealna kontynuacja, która nie zatraciła dokonań “jedynki”, a rozwinęła je o wzbogacenie rozgrywki. Jeśli chodzi o wykonanie fabularnie, klimatyczne, audiowizualne… tutaj wszystko jest cudowne. Tu nie czekasz, aż akcja się rozkręci – ona rozkręca się już po włożeniu płyty do czytnika i ani razu nie zwalnia. Jest tu wszystko, czego brakowało mi w części pierwszej: te legendarne postacie i Gotham City (chociaż tylko część). W dodatku nowy Batman to naprawdę długa kampania. Główny wątek obliczam na około 10-12 godzin, a zadania poboczne, które zostały zrealizowane doskonale, to kolejne godziny zabawy. Jeśli macie do wydania pieniądze na grę, to Batman Arkham City jest najlepszym, możliwym wyborem. Absolutnie najlepsza gra o superbohaterze, jaka powstała. Epicka produkcja, która zostanie zapamiętana na lata.
Komentarze
Dodaj nowy komentarz: