Wprawdzie mój strój odbiegał znacznie od wizerunku Batmana zaprezentowanego w Arkham Asylum, jednak idea była ta sama - poczuć się jak on, największy detektyw.
Dzięki produkcji studia Rocksteady dziecięce marzenie staje się możliwe. Gier korzystających z licencji na postać Brucea Wayna widzieliśmy całkiem pokaźną liczbę, dlatego pierwsze zapowiedzi tego tytułu mogły nie wzbudzać zbyt wielkiego zainteresowania, szczególnie, że wielu fanów czekało raczej na wirtualną wersję Mrocznego Rycerza. Szybko jednak obawy zniknęły, wypierane przez skojarzenia z innym hitem na licencji - Chronicles of Riddick: Escape from Butcher Bay. Nakładacie maskę, przywdziewacie pelerynę i zamieniacie się w gościa, którego muskulatury nie powstydził by się sam Kratos. Gdzieś z mroku dochodzi do Waszych uszu groteskowy śmiech pewnego klowna. Zakład Arkham otwiera przed Wami swoją bramę. Co powiecie na magiczną sztuczkę? Noc jak każda inna w mieście Gotham - pod rozpłakanym niebem Joker wprowadza w życie swój kolejny niecny plan, zaś Batman, jak przystało na obrońcę słabych i bezbronnych mieszkańców, ma pracowity wieczór. Kamera zgrabnie prowadzi nas przez szczyty monumentalnych wieżowców metropolii, po czym zjeżdża na sam dół do poziomu ulicy, po której pędzi czarny wóz niesprecyzowanej marki. W środku obok rogatego pana w fotelu pasażera siedzi nieprzytomny Joker. Następny przystanek - zakład psychiatryczny Arkham, który gości najznamienitszych przestępców Gotham. Miejsce, którego nawet sama brama wjazdowa przyprawia o gęsią skórkę. Batman przekazuje swojego odwiecznego wroga w ręce pracowników zakładu, a ściślej ujmując w pasy specjalnego łóżka, do którego zostaje przypięty wiecznie uśmiechnięty gość. Joker czuje się jakby wpadł z wizytą do domu, którego nigdy nie miał, zaś Nietoperz walczy z silnym przeczuciem, iż coś jest nie tak. Ma rację, o czym chwilę później się przekonamy. Początki w Arkham budzą skojarzenia z innym hitem, a mianowicie Chronicles of Riddick, gdzie pierwsze kroki stawialiśmy z kajdankami na rękach, przemierzając kolejne korytarze więzienia. W tym wypadku jednak role się odwróciły i to my jesteśmy tym, który ma wolne ręce. Takie interaktywne intro świetnie wprowadza w zagęszczający się z każdą minutą klimat Arkham Asylum. Warto jest szybko zadomowić się w tym jakże osobliwym miejscu, ponieważ spędzimy w nim co najmniej osiem godzin.
Po przyjemnym wprowadzeniu, morderczy klown oswobadza się i uruchamia machinę swojego misternie przygotowanego planu. Jednym z jej trybików jest oczywiście Gacek, który rusza śladami szaleńca i wchodzi wgłąb rozpoczynającej się właśnie imprezy, na której głównymi gośćmi są pensjonariusze ośrodka. Scenariusz oraz sposób narracji są na tyle dobre, że do samego końca trzymają przed telewizorem. Ważne dla fabuły wydarzenia są prezentowane poprzez krótkie filmiki i dialogi. Sam Joker, który potrafi organizować wyśmienite zabawy, daje o sobie znać nader często poprzez telewizję i radio. Mnie urzekły jego dowcipy. Pierwszy prezent rzucony nam przez wielbiciela pudru i szminek to grupka mięśniaków, idealnie nadających się na rozgrzewkę dla Nietoperka i naszych palców. Klepanie zbirów po pełnych blizn twarzach to czysta przyjemność, a sprowadza się tak naprawdę do wciskania jednego przycisku i kierunku. Przeciwnicy lubią atakować nas w sporych grupach, więc należy pilnować swoich pleców. Batman jest wytrzymały, ale nawet on po kilku ciosach lub strzałach z karabinu pada na ziemię. Z czasem korzystamy z następnych ruchów - kontrataku i ogłuszenia, przydatnego w walce z uzbrojonymi w noże pomyleńcami. Starcia kończą się efektownym ciosem w ostatniego stojącego na nogach oponenta, czemu towarzyszy zbliżenie kamery. System jest bardzo prosty i do produkcji, w której jest tylko jednym z wielu rozwiązań sprawuje się doskonale. Może jednak zniechęcić graczy, którzy będą chcieli tylko w ten sposób rozwiązywać problemy na linii nietoperz-psychopaci. Należy mieć na uwadze, że AA to nie slasher. Każdy kto zna choć trochę Mrocznego Rycerza wie, iż jest on prawdziwym gadżeciarzem i w walce nie wykorzystuje tylko siły własnych mięśni. W końcu to tylko człowiek, co kuci się nijako ze statusem herosa. Dlatego też grzechem jest nie skorzystać z licznych zabawek, jakie nosi pod swoją peleryną. Najczęściej i zdecydowanie najchętniej stosowaną jest linka, którą można wykorzystywać w przemieszczaniu się między betonowymi gargulcami, czy dostaniu się w wyżej położone miejsca. Jak tylko poczujemy potrzebę, tudzież dopadnie nas konieczność pokonania dużej odległości, wystarczy rozpostrzeć pelerynę i szybować w majestatyczny sposób. Równie popularny jest batarang, czyli bumerang w kształcie nietoperza, rzucany aby ogłuszyć oponentów. Z czasem w nasze pokryte lateksem ręce trafi wybuchający żel, zdolny wysadzić bardziej kruche ściany, czy linka z hakiem, która otworzy przed nami niedostępne kanały wentylacyjne. Nasze akcje, takie jak starcia ze sługusami Jokera, są nagradzane punktami doświadczenia. Gdy osiągniemy odpowiedni poziom możemy dokonać jednego zakupu w sklepie z ulepszeniami, których ilość zamyka się w 20 upgradach. W taki sposób rycerz w niezbyt lśniącej zbroi (z czasem pojawiają się na niej ślady po stoczonych walkach) uczy się nowych kombinacji ciosów, wykorzystuje trzy batarangi, zmienia żel z ładunku zdalnie detonowanego w minę, a nawet wzmacnia odporność stroju na obrażenia. Jest o co zabiegać, gdyż otwierają one przed nami nowe sposoby na unieruchomienie przeciwników. Pamiętajcie - Batman nie zabija. Wszystkie te rzeczy mają na celu zapewnienie nam jak najlepszej rozrywki podczas zabawiania mieszkańców "pensjonatu" Arkham. Żelem można wysadzić ścianę, za którą stoi przeciwnik. Celnie rzucony batarang ogłuszy nawet najtwardszych mięśniaków. To jednak nie koniec. Wyobraźcie sobie jak zwisacie z sufitu głową w dół i gdy tylko ktoś znajdzie się pod Wami, zjeżdżacie na niego, wciągacie do góry i puszczacie zaczepionego jedną nogą do jakiejś krawędzi. Takie akcje pozwalają naprawdę poczuć się jak Człowiek Nietoperz znany z filmów i komiksów. Nie ma to jak załatwiać zbirów po cichu, jeden po drugim i napawać się strachem ich kolegów, który narasta wraz z każdym powalonym złoczyńcą.
Poziomy zostały tak zaprojektowane, żeby umożliwić nam ciche wykańczanie wrogów na wiele sposobów, nie tylko atakując z góry, ale także spod podłogi. Sekcje skradankowe łudząco przypominają serię Metal Gear Solid i naturalnie komponują się w Arkham Asylum. Batman przemieszcza się nawet szybami wentylacyjnymi niczym Snake z produkcji Hideo Kojimy. Największy detektyw - te określenie nie bez powodu stoi we wstępie tego tekstu. Rockstedy nie mogło nie wykorzystać tych niezwykłych umiejętności Batka i dlatego też dostał on tzw. tryb detektywa. W nim zaś zmienia się sposób postrzegania otoczenia. Różnego rodzaju filtry ubarwiające obraz w ostateczności mają jeden cel - przekazać nam najważniejsze informacje o tym, co dzieje się w danym pomieszczeniu i nie tylko w nim. Wyłapuje on dane o różnych elementach z środowiska, prześwietla przeciwników, podając nam ich położenie, stan psychiczny, uzbrojenie. Podczas odpowiednich zadań sam przełączy się na wyszukiwanie konkretnego zapachu lub odcisków palców. Jest on przydatny w wynajdywaniu ścian nadających się do wysadzenia, czy pomocny przy wyzwaniach Człowieka Zagadki. Edward Nigma znalazł sobie niezłe zajęcie w Arkam Asyum - na prawo i lewo rozdaje zagadki związane z miejscem, w którym aktualnie przebywamy. Ponadto do zebrania są statuetki ze znakiem zapytania, szczęki Jokera, czy nagrania z sesji terapeutycznych największych szaleńców zakładu. Jest więc coś dla miłośników trofeów i achievementsów. Ponadto wraz z doświadczeniem odkrywamy nowe poziomy w challange mode - tryb, w którym dostajemy do wykonania określone zadania, np. wykończyć przestępców nie dając się zauważyć, lub przetrwać kilka rund, walcząc z grupkami przeciwników. Posiadacze PS3 dodatkowo mogą wcielić się w Jokera i wypróbować jego zabawek. Joker i Riddler to oczywiście nie jedyni znani i nielubiani bywalcy Arkham. Co pewien czas, w ramach rozruszania zastanych kości na drodze Batmana staną więksi przeciwnicy, wśród których warto wymienić napęczniałego od sterydów Bane'a, Scare Crowa, który wykorzysta Wasz strach przeciw Wam, a nawet sięgającego pod sufit Killer Croca. To oczywiście jedynie kilka przykładów. Do bliższego zapoznania z nimi zachęcać Was będą wspomniane nagrania z terapii, oraz notki biograficzne. Polecam te pierwsze, gdyż są zrealizowane w sposób nie gorszy niż taśmy w Bioshock. Starcia z bossami, podobnie jak i inne nie stanowią większych wyzwań (poziom normal jest zbyt prosty), a i pomysł na nie nie zawsze jest najwyższych lotów. Nie mniej spełniają swoje zadanie - w takich chwilach to my czujemy się jak zwierzyna. Szczególnie polecam sesje z doktorem Cranem, nasiąknięte klimatem grozy.
Cały tytuł przepełnia nastrój tajemnicy i strachu, choć nie można tego porównywać do prawdziwych horrorów. Niemniej jest to miłe zaskoczenie, gdyż nie spodziewałem się takich akcji jak wizyta w kostnicy. Świetnym pomysłem był także pewien korytarz, jednak tego już nie zdradzę. Powiedzmy to od razu - Batman: Arkham Asylum czerpie swoje mroczne moce z Unreal Engine 3, czyli silnika, który zdążył się już przejeść niejednemu wyjadaczowi. Na szczęście pasuje on jak ulał do produkcji Rocksteady nadając postaciom niezwykłego komiksowego charakteru (co jest zasługą także kapitalnego designu), zaś otoczenie wraz z oświetleniem żywcem przypomina zanurzone w oceanie Rapture. Fakt, iż gra bazuje na licencji komiksu pozwolił twórcom na odrobinę szaleństwa co zaowocowało cudownie zaprojektowanymi postaciami, zaczynając od sprawcy całego zamieszania, czyli Jokera, a kończąc na samym Rycerzu Nocy, któremu do twarzy w przerysowanej muskulaturze. Oczywiście mniej istotne dla fabuły postacie i pomniejsi przeciwnicy są nieco bardziej kanciaści, jednak pasuje to do stylu grafiki. Zakład i jego okolice został zaprojektowany pierwszorzędnie wraz z nieładem i brudem panującym w ośrodku. Jest różnorodnie i poza zwykłymi celami zajrzymy do szpitala (w tym bardzo klimatycznej kostnicy), ogrodu, zapoznamy się z lokalnym cmentarzem, będziemy wspinać się na wieżę zegarową, górującą nad całym Arkham. To jednak nie koniec, gdyż czekają jeszcze podziemia, klify, rezydencja, ścieki. Za każdym razem jest inaczej, a przede wszystkim pięknie. Oczywiście zdarzają się potknięcia, w tym słabsze tekstury, których można znaleźć całkiem sporo. Na szczęście wszystko ładuje się w locie i znaczek oznaczający doczytywanie pojawia się jedynie, gdy konsola nie wyrabia (co na PS3 zdarza się rzadko, dzięki instalacji ok. 1GB danych). Producentowi nie udało się jednak wyeliminować problemów z doczytywaniem tekstur i shaderów, jednak jest to widoczne tylko zaraz po załadowaniu zapisanej gry, lub na początku nowego etapu. Są to jednak drobne bolączki solidnego dzieła. Soundtrack do AA bardzo przypomina ścieżkę nagraną na potrzeby Mrocznego Rycerza, więc możecie wyobrazić sobie, że idealnie pasuje do gry, od początku aż do samego końca. Aktorzy zatrudnieni do odegrania głównych ról spisali się wyśmienicie, ale chyba nikt nie spodziewał się, że tak nie będzie. W końcu to zawodowcy, którzy już mieli styczność z Batmanem przy okazji serialu animowanego. Joker był genialny za Nicholsona oraz Ledgera (tutaj był bardziej realistyczny, ale taki jest cały Batman Nolana), i nie może być inaczej w wypadku Mike'a Hamilla, szerzej znanego jako Luke Skywalker z kultowej trylogii Georga Lucasa. Kevin Conroy podjął się po raz kolejny roli zimnego i opanowanego Nietoperza i także wywiązał się znakomicie. Doczekaliśmy się tych pięknych czasów, gdy są studia zdolne wykorzystać we właściwy sposób licencje na takie postacie jak Batman. Nie ma ich jednak zbyt wiele, co tylko potwierdza klasę Rocksteady Stworzyli najlepszą grę o Rycerzu Nocy, klimatyczną, brudną, prostą do opanowania. Zamiast iść na łatwiznę i wykorzystywać gotowy scenariusz, stworzyli własną historię w świecie Nietoperza. Cudowny design dopełnili śliczną grafiką i wzmocnili świetną grą aktorów znanych z ekranów telewizorów. Jeszcze nigdy postać Batmana nie była tak bliska i dostępna, jak w Arkham Asylum. Gwarantuję to Wam. Tym samym tytuł największego zaskoczenia tego roku zaczyna odsuwać się od Infamous. Czarny koń... nietoperz tego roku właśnie zaszczycił nas swoją obecnością.
Zielarz
Komentarze
Dodaj nowy komentarz: