Recenzja

Chernobylite 2: Exclusion Zone — nasze wrażenia z Wczesnego Dostępu

Wracamy pod barierę. Czy Śniący tym razem się zbudzi?

Po bardzo udanym Chernobylite, studio The Farm 51 postanowiło mocno namieszać w formule rozgrywki i tak oto dostajemy Chernobylite 2: Exclusion Zone — RPG w otwartym świecie, z wyborami, frakcjami, rozwojem postaci i, o dziwo, widokiem TPP. Brzmi jak przepis na przyjemny, mainstreamowy tytuł, ale czy wczesny dostęp daje nadzieję na dobrą grę?

Najbardziej Gothickowy Czarnobyl w historii

W Chernobylite 2: Exclusion Zone wcielamy się w postać Planewalkera — ulepszonego genetycznie nadczłowieka, którego zadaniem jest przemierzanie równoległych światów w poszukiwaniu wysokoenergetycznego materiału zwanego Czarnobylitem. Wstęp nie należy do najdłuższych i bardzo szybko przejmujemy kontrolę nad bohaterem. Cole Grey, bo tak nazywa się nasz protagonista, zmuszony przez okoliczności losu zatrudnia się jako wspomniany Planewalker i ryzykuje swoim własnym życiem przy wydobyciu cennego surowca.

Początek historii próbuje grać na naszych emocjach kilkoma oklepanymi motywami, ale robi to bardzo nieudolnie. Nie będę niczego zdradzał i pozostawię „przyjemność” z poznawania tej historii Wam, ale dla mnie było to bardzo nudne doświadczenie, które nie niosło ze sobą żadnego ładunku emocjonalnego. Do tego było też trudne w odbiorze. Same dialogi nie są najwyższych lotów, ale okraszenie ich beznadziejnym tłumaczeniem i głosami generowanymi przez sztuczną inteligencję to jedna z najgorszych decyzji projektowych, z jaką się spotkałem.

Ostatecznie splot przepełnionych mocą Czarnobylitu wydarzeń sprawia, że Cole ląduje uwięziony w Zonie, wokół której rozpostarta jest nieprzekraczalna bariera. Gdyby bohater był bezimienny, to dodałbym też, że „magiczna”, bo wiele razy podczas zabawy czułem, jakby ktoś tu się mocno zainspirował pierwszym Gothickiem.

Trzymajcie się krzeseł, bo z podobieństwami do dzieła Piranha Bytes idziemy dalej. Uwięziony protagonista szybko nawiązuje kontakt z kimś tajemniczym, kto ma pomysł jak mu pomóc. Dowiadujemy się od niego o trzech dużych frakcjach mających własne cele i walczących o wpływy pod barierą. Naturalnie, posyła nas on na spotkanie z przywódcą jednej z nich, bo zdobycie poparcia frakcji będzie niezbędne do tego, żeby jakoś odnaleźć się w bagnie, w jakie wpadliśmy, a może nawet wrócić do domu.

Nie zrozumcie mnie źle, nie uważam tego za wadę. Bardzo Gothica cenię i sądzę, że ten przepis na historię i świat, mimo ponad dwudziestu lat na karku, dalej może zadziałać. Niestety, Chernobylite 2: Exclusion Zone nie radzi sobie z wykorzystaniem tego schematu. Świat przedstawiony wydaje się mieć potencjał na to, żeby nas zaciekawić, ale tutaj nigdy się to nie udaje. Dialogi same w sobie są po prostu kiepskie, a napisy przepełnione błędami. Ich odbiór uprzykrza też okropny maszynowy dubbing, od słuchania którego odechciewa się brać udział w jakiejkolwiek konwersacji.

Wszystko znane i niedopracowane

Struktura rozgrywki w Chernobylite 2: Exclusion Zone to w wielkim skrócie bieganie od postaci do postaci, słuchanie pozbawionych duszy i przepełnionych błędami w tłumaczeniu dialogów i wdawanie się co chwilę w konflikt z przeciwnikami rozstawionymi na każdym kroku. Nie natknąłem się na żadną misję, która jakkolwiek by mnie zainteresowała. Chociaż rozmowy, w których bierzemy udział, są bardzo słabe, to doceniam fakt, że nasze statystyki mają na nie pewien wpływ i zależą od nich dostępne dla nas opcje dialogowe.

Szybko zyskujemy dostęp do bazy, którą możemy rozbudować wedle własnego widzimisię. To dosyć prosty system ograniczający się do stawiania kwadratowych pomieszczeń na równie kwadratowym podłożu. Z tego powodu nasza siedziba, niezależnie od tego ile pracy w nią włożymy, wygląda dosyć brzydko i nie chciałem w niej spędzać więcej czasu, niż było to absolutnie niezbędne.

Całkiem niezły jest natomiast system frakcji. Sprzymierzyć możemy się z mutantami, naukowcami lub najemnikami. Nasza reputacja u każdej z nich wpływa na naszych sojuszników oraz dostępne misje. Praca dla jednej z nich może zaowocować odblokowaniem przeróżnych wydarzeń i aktywności na mapie, przez co mamy przyjemne wrażenie, że nasze działania mają na coś wpływ.

Czarnobylska naparzanka

W Chernobylite 2: Exclusion Zone z wrogami radzić możemy sobie na kilka sposobów. Po pierwsze, i to z tego korzystałem najczęściej, walczyć możemy w zwarciu. Widok trzecioosobowy wykonany jest jedynie prawidłowo. Pozwala łatwo zorientować się w tym, co dzieje się wokół nas, ale postać nie jest zbyt responsywna, a animacje kolejnych ciosów nie dają frajdy. Nie czuć siły naszych uderzeń nawet wtedy, gdy oburącz ściskamy olbrzymi kawał żelaza. Nie brzmię zbyt entuzjastycznie, ale to nie jest najgorszy system walki z jakim miałem do czynienia. Gdybym miał go do czegoś porównać, to najbliżej mu do drugiego Elexa. Jak widać, twórcy wzięli sobie do serca więcej dzieł Piranii, aniżeli samego Gothica.

Po drugie, fani walki dystansowej mogą skorzystać z karabinów albo z techno-magicznej rękawicy rażącej wrogów żywiołami. Strzelanie jest wyjątkowo niesatysfakcjonujące. Zupełnie nie czuć odrzutu. Do tego ani broń palna, ani rękawice nie brzmią przyjemnie dla uszu, a wrogowie zdają się nie reagować na ostrzał, dopóki nie skończy im się pasek życia. Całość tego przykrego obrazka dopełnia mierna sztuczna inteligencja wrogów, którzy po prostu pędzą w naszym kierunku.

Najbardziej w potyczkach spodobało mi się to, że oponenci mogą przypadkiem zaatakować swoich sojuszników. Często, zamiast skupiać się na zbijaniu ich punktów zdrowia, koncentrowałem się na lawirowaniu pomiędzy nimi tak, żeby nadziewali się na ostrzał swoich ziomków.

Techniczna anomalia

Jak często bywa we wczesnym dostępie, gra nie jest wolna od przeróżnych bugów i gliczy. Doświadczenie pod tym względem tragiczne nie jest, bo nie natykałem się na nie na każdym kroku. Nie zmienia to jednak faktu, że jest po prostu źle. Widziałem takie kwiatki jak wrogów z ogromnymi lewitującymi maczugami obok głowy czy bronie, którym nagle zniknęły zarówno model jak i wykrywanie kolizji. Najbardziej irytujące było to, że przedmioty potrafiły co jakiś czas zapaść się pod ziemię. Nie przydarzyły mi się żadne problemy z niedziałającymi skryptami. Jednakże, jeżeli postanowicie pograć, to radzę Wam wyrobić sobie nawyk regularnego zapisywania gry, a skoro twórcy tak mocno zainspirowali się Gothiciem, to najlepiej na kilku slotach.

Chernobylite 2: Exclusion Zone to nie jest tytuł, którego chce się słuchać. Wspominałem już wcześniej o okropnym dubbingu, ale inne aspekty audio nie są tutaj lepsze. Dźwięki tła, odgłosy wystrzałów, Czarnobylitowej „magii” czy po prostu walki — wszystko brzmi tutaj nie tylko tanio, ale też jak coś, co mogło wypluć z siebie AI. Mam nadzieję, że twórcy zawrócą z tej ścieżki i będą nam proponować projekty może mniejsze, ale bardziej „ludzkie”.

Najlepiej w grze wypada grafika, chociaż nie jest to szczytowe osiągnięcie ani pod względem technicznym, ani artystycznym. Podróż przez Zonę może jednak oznaczać wykonanie kilku zrzutów ekranu i to niekoniecznie po to, żeby się z nich pośmiać. Na zewnątrz jest bardzo kolorowo, a momentami wręcz nieco bajkowo. Gorzej wypadają wnętrza budynków, które przywodzą na myśl gry z ery PlayStation 3, a chyba najgorzej prezentują się pozbawione życia modele postaci. Zbliżenia, na jakich obserwujemy je podczas konwersacji, są dla nich wyjątkowo niekorzystne.

Dzieło The Farm 51 to produkcja wręcz gigantyczna. Jednakże dostępna w niej zawartość w żadnym miejscu nie usprawiedliwia stu piętnastu gigabajtów, jakich życzy sobie ona na naszym dysku. Ani audio nie jest w jakiejś genialnej jakości, ani tekstury nie wypalają oczu swoją ostrością. Kombinowałem, że może, MOŻE żadne assety nie są tutaj skompresowane, żeby całość działała lepiej, ale problemy z doczytywaniem są tutaj często widoczne, a do tego stuttering jest naszym nieodłącznym towarzyszem. Przed twórcami jeszcze daleka droga.

Czekamy na łatki

Chernobylite 2: Exclusion Zone to ciekawa w swoich założeniach propozycja czerpiąca garściami z innych znanych gier. Wczesny dostęp to ryzykowna zabawa. Z jednej strony można zebrać feedback od odbiorców, a z drugiej wydanie produktu w zbyt złym stanie może kompletnie pogrzebać jego szanse na sukces. Oczywiście, branża widziała przypadki gdy gry miażdżone opiniami graczy udawało się wyprowadzić na prostą. Pytanie jednak, czy twórcy mają wystarczające środki, aby podjąć się tego zadania. Mam nadzieję, że tak, bo mamy tutaj elementy, które po dopracowaniu, mogą przełożyć się na całkiem udany, Czarnobylski Action RPG. Obecnie jednak jest źle, i ciężko się tutaj dobrze bawić.

Platformy:
Czas czytania: 8 minut, 22 sekund
Komentarze
Dodaj nowy komentarz:
...
Twój nick:
Twój komentarz:
zaloguj się

Ta strona korzysta z reCAPTCHA od Google - Prywatność, Warunki.


Treści sponsorowane / popularne wpisy: