W zalewie gier nastawionych na natychmiastową gratyfikację, Eriksholm: The Stolen Dream przypomina, że równie ważne (i satysfakcjonujące) potrafi być skupienie, planowanie i słuchanie. Nowy projekt szwedzkiego studia River End Games to izometryczna skradanka, która nie oczekuje od nikogo bicia rekordów. Zamiast tego zabiera nas do świata malowanego światłem i cieniem, w którym trzeba nauczyć się czytać miasto i słuchać otoczenia.
Tytułowe Eriksholm jest fikcyjną miejscowością inspirowaną północną Europą przełomu XIX i XX wieku. Bruk jest tu nierówny, a latarnie gazowe nieustannie migoczą, wyznaczając granicę między względnym bezpieczeństwem a mrokiem. Na ulicach unosi się zapach portowej zupy i dymu z fabryk, a dorożki poruszają się na linach. Miasto nie jest tylko tłem – strażnicy regularnie obchodzą ulice, w zaułkach słychać rozmowy mieszkańców, a z oddali dochodzi brzęk narzędzi robotników.
W scenografii kryje się masa detali: wąskie slumsy, kanały, kopalnie i bogate dzielnice pałacowe, które odwiedzamy w kolejnych rozdziałach. Już samo oglądanie Eriksholm z lotu ptaka, przy dynamicznym oświetleniu, stanowi przyjemne doświadczenie. Zwłaszcza że twórcy skorzystali z silnika Unreal Engine 5 i technologii MetaHuman, aby oddać realistyczną mimikę postaci.
Troje bohaterów, jedna sprawa
Fabuła zaczyna się od tajemnicy. Hanna, młoda mieszkanka Eriksholm, dopiero co wyzdrowiała z tajemniczej choroby Heartpox, gdy jej brat Herman znika bez śladu. Policja szuka chłopaka, a dziewczyna rusza w pogoń, starając się przetrwać w mieście kontrolowanym przez władzę i gangi. Szybko dołącza do niej dwoje towarzyszy: Alva, liderka lokalnego ruchu oporu, i Sebastian, milczący robotnik. Nie są to papierowe postacie – reprezentują różne warstwy społeczne miasta: Hanna jest córką ulicy, Alva ma w sobie buntowniczą iskrę, a Sebastian pochodzi z klasy robotniczej.
Każde z nich niesie też ze sobą inny styl gry: Hanna a potrafi składać wytrychy, skrada się w ciasnych kanałach wentylacyjnych i korzysta z dmuchawki, która usypia strażników. Alva wspina się po rynnach, wykorzystuje wysokość do tworzenia dywersji i slingshotem strąca źródła światła. Sebastian jest najsilniejszy – może dusić strażników, przenosić ciężkie przedmioty i jako jedyny pływa po kanałach. Istotą gry jest przełączanie się między tą trójką i łączenie ich zdolności, aby wspólnie wypracować bezpieczne przejście.
W Eriksholm każdy rozdział to niewielka, zamknięta plansza, w której projektanci ukryli jeden lub dwa optymalne sposoby przejścia. Pomimo liniowego szkieletu poziomy oferują alternatywne ścieżki ukryte w zaułkach czy kanałach, a eksploracja nagradzana jest notatkami i kolekcjonerskimi przedmiotami, które rozbudowują historię. Jedno jest pewne: ta skradanka wymaga cierpliwości.
Po pierwsze: obserwuj
Strażnicy poruszają się w jasno wyznaczonych patrolach, wrogowie reagują na brakującego towarzysza, a wykrycie oznacza natychmiastowy koniec i powrót do punktu kontrolnego. Na szczęście punkty zapisu rozmieszczono gęsto, więc nie odczuwamy frustracji z powodu błędów. Gra uczy obserwacji i planowania: tu liczy się gaszenie lamp, przesuwanie skrzyń, wykorzystywanie klaksonów statków i latających ptaków jako odwracaczy uwagi oraz chowanie ciał w krzakach.
Tytuł nie ukrywa, że część zadań wymaga metody prób i błędów: porażki zdarzają się tu często, ale dzięki uczciwemu projektowi misji nie frustrują. Testując misje na PlayStation 5 można też korzystać z wolnej kamery pod przyciskiem L2, co pozwala obejrzeć teren i dostrzec elementy możliwe do wykorzystania.
Po drugie: słuchaj
W Eriksholm nie tylko cienie, ale i dźwięki są naszą najskuteczniejszą bronią. Strażnicy komentują sytuację, plotkują, kłócą się z przełożonymi; podsłuchując ich rozmowy, można uzyskać wskazówki, jak przechytrzyć patrol. Rozmaite drobne interakcje sprawiają, że mieszkańcy Eriksholm wydają się prawdziwi. Dźwięki odgrywają tu równie istotną rolę jak elementy wizualne: gdy w ciemności bohater jest niewidoczny, jego sylwetka podświetla się na niebiesko, a pojawiający się pasek ostrzegawczy daje chwilę na schowanie się. DualSense w wersji PS5 wykorzystuje haptykę – spusty stawiają opór, a kolorowe oświetlenie pada wskazuje aktualnie sterowaną postać.
Historia, choć prosta, potrafi wciągnąć. Motyw poszukiwania brata splata się z wątkiem choroby i społecznych napięć. W późniejszych rozdziałach napotykamy wątki korupcji, wyzysku, buntu i walki z autorytarnym reżimem. Dobrze poprowadzona narracja, z pięknie animowanymi przerywnikami i świetnymi dialogami, powoduje, że to miasto wciąga. Gra stopniowo odsłania sekrety i pozwala na odkrywanie ich poprzez notatki i plakaty rozrzucone po świecie.
Co prawda rozgrywka jest dość liniowa, a przeciwnicy po pewnym czasie stają się przewidywalni, jednak serce włożone w konstrukcję świata i jego bohaterów w pełni rekompensuje prostotę fabuły. Całość trwa ok. 12–15 godzin. To produkcja zwarta, bez zbędnego rozciągania, a każdy rozdział wprowadza nowe mechaniki, co dobrze wpływa na rytm i tempo zabawy.
Estetyka klasy AA
Eriksholm udowadnia, iż nawet tytuł klasy AA jest w stanie osiągnąć efekt wizualny, który budzi podziw. Oprawa graficzna i reżyseria ujęć robią ogromne wrażenie, a świat wygląda jak ręcznie malowana makieta podziwiana pod mikroskopem. Postacie zostały wygenerowane przy użyciu technologii MetaHuman oraz MotionGrinder, co przekłada się na jedne z najlepszych facial capture w branży.
Głosy bohaterów wypadają wiarygodnie. Do nagrań zaangażowano brytyjskich aktorów, dzięki czemu dialogi brzmią naturalnie i nie wybijają z klimatu. Ścieżka dźwiękowa nie dominuje rozgrywki – wkracza dopiero w chwilach budowania napięcia, a na co dzień ustępuje miejsca dźwiękom otoczenia. Towarzyszy nam więc przede wszystkim stukot kroków na bruku, rozmowy robotników i strażników, czy skrzypienie starych drzwi, które budują poczucie autentyczności Eriksholm.
Druga perspektywa
Eriksholm to gra, która z premedytacją spowalnia gracza. Dla jednych będzie to wada, bo nie ma tu otwartych pól do biegania ani wielkich starć. Dla innych – odświeżające doświadczenie: misterny teatr cieni i dźwięków, w którym każde kliknięcie gaśnicy, każdy kamień rzucony na dach i każdy uśpiony strażnik składa się na cichy triumf.
Z jednej strony konstrukcja poziomów bywa dość restrykcyjna i nie zawsze daje pole do improwizacji, ale z drugiej – trudno nie poczuć satysfakcji, gdy uda się odkryć i obrać tę jedyną skuteczną drogę, by na końcu sceny zobaczyć, jak troje bohaterów faktycznie działa jak zgrany zespół. Świat Eriksholm nie jest pustą dekoracją: strażnicy reagują na zniknięcie przełożonego, marynarze głośno krytykują władze, a w tle pobrzmiewa kaszel chorych. Te małe scenki potrafią zapadać w pamięć bardziej niż główny wątek fabuły.
Eriksholm: The Stolen Dream to zdecydowanie coś więcej niż kolejna skradanka wycięta z szablonu przypisanego do tego gatunku. To misternie zaprojektowany świat, w którym cienie są bronią, a słowa strażników cenną wskazówką. Choć jego strukturę można uznać za zbyt liniową, gra wynagradza to klimatem, świetną oprawą i satysfakcją płynącą z koordynacji bohaterów. Jeśli kochasz obserwować, planować i cieszyć się małymi zwycięstwami, to jest to dla ciebie tytuł obowiązkowy.
Komentarze
No fajna gra w jakiś sposób
odpowiedzDodaj nowy komentarz: