A wszystko zaczęło się od pewnego, dość istotnego incydentu. Pluszowy Miś postanowił podwędzić bogini księżyca święte nożyce i magiczny kamień, zyskując niewyobrażalną i nieskończoną moc. Futrzak mianuje siebie Misiem Bandziorem Królewskim i wprowadza do bajkowej krainy straszną dyktaturę. Tyran zaczyna porywać małe dzieci, które to - pozbawione dusz - umieszczane są w drewnianych kukiełkach i zmuszane do niewolniczej pracy na rzecz Pluszowego. Kutaro, główny bohater gry zostaje zesłany do lochów, gdzie poznaje starą wiedźmę. Sprytna jędza ma chrapkę na nożyce i kamień, jednak sama boi się wystąpić przeciwko Misiowi Bandziorowi Królewskiemu. Dlatego przekonuje małego Kutaro, że jest on wybrańcem i posyła go na wielką przygodę, która na zawsze odmieni życie kukiełkowego chłopca. Jak na platformówkę więc, historia jest naprawdę ciekawa i wciągająca.
Pierwsze minuty z grą nie pozostawiają zbędnych złudzeń.Twórcy Puppeteer musieli być zafascynowani przygodami SackBoya, bowiem gra łudząco przypomina serię LittleBigPlanet. Design poziomów, główny bohater, sterowanie, fizyka - wszystkie te aspekty upodabniają produkcję Sony Japan do gry Media Molecule. Nie należy jednak uznawać tego za minus, bowiem Puppeteer zyskał przez to naprawdę sporo grywalności. Za sterowanie głównym bohaterem odpowiada lewa gałka analogowa, prawda zaś służy do poruszania się kotem JingJangiem, bez którego Kutaro nie miałby szans zaistnieć w tym bajkowym świecie. Kocur może zbierać złote kamyczki i przekazywać je małemu (za każde sto gwiazdek Kutaro otrzymuje jedno życie), potrafi również przetrząsnąć wszystkie interaktywne elementy otoczenia, dzięki czemu odnajdujemy kolejne głowy dla bohatera.
Głowy zaś to kwintesencja tej produkcji, na której oparto prawie całą rozgrywkę Puppeteer. Kutaro może do woli żonglować łebkami, zaś gdy jakiś przeciwnik uderzy naszą kukiełkę, głowa automatycznie ląduje na podłodze. Gdy uda się ją dogonić, to wskakuje na swoje miejsce i nic takiego się nie dzieje. W przeciwnym wypadku bohater zostaje z dwoma łebkami, zaś po utracie wszystkich traci życie i rozpoczyna rozgrywkę od początku checkpointu. Każda głowa posiada własne, unikalne zdolności, za które łykniemy całkiem niezłe bonusy. I tak, gdy podczas zabawy pojawi się w jakimś miejscu planszy logo danej głowy, należy przycisnąć na krzyżaku dolną strzałkę i aktywować bonus. Mały bohater wykorzystuje również słynne magiczne nożyce, ochrzczone przez twórców Kalibrus. Ten pocieszny sprzęt wykorzystuje do walki z ogromnymi bestiami, do poruszania się po niedostępnych terenach (ciachamy wszystko i wszystkich, dzięki czemu Kutaro może dostać się do prawie każdego zakątka danej lokacji), czy do potyczek z mniejszymi przeciwnikami.
Gra się bardzo przyjemnie, wszystkie 21 etapów zaprojektowano z głową - dosłownie i w przenośni (a jak) i w ani jedynym momencie nie ma czasu na nudę. Ponarzekać można jedynie na poziom trudności, który - jeżeli chcemy sobie pograć, tak na chwilę, bez zobowiązań, to jest nad wyraz odpowiedni. Gdy zechcemy wymasterować wszystkie etapy, szczególnie te szybsze, bazujące na zręczności, to można się trochę wkurzyć, bowiem sterowanie dwoma ludkami na raz wymaga czasem niezłych umiejętności. Całe szczęście, że w Puppeteer mamy tryb kooperacji, który pozwoli drugiemu graczowi na wcielenie się w zabawnego kota JingJanga, przez co rozgrywka staję się o wiele mniej frustrująca i wymagająca.
Oprawa wizualna to jeden z najmocniejszych punktów produkcji Sony Japan. Rewelacyjnie prezentują się wszelakie lokacje (stare zamki, lasy, pustynie, ogromne góry, a to tylko mały skrawek terenów, które oferuje Puppeteer - Wszystkie one obfitują w masę dodatków, smaczków i specjalnych bajerów, które ciężko opisać słowami. Animacje głównych bohaterów, czy postaci drugoplanowych, ich projekt to jest coś czego się nie zapomina. Serio - Moim faworytem w tej kwestii pozostaje tygrys, jeden z generałów Misia Bandziora Królewskiego, który prezentuje się wręcz niesamowicie. Grając w Puppeteer łyka się ten klimat z otwartymi ustami. Prawie każdy element na planszy skrywa coś specjalnego. Obrazy, żyrandole, tarcze, stare zbroje rycerskie. Każda z tych rzeczy skrywa jakąś tajemnicę, czasem całkowicie nieprawdopodobną. Polski dubbing to jedna z najlepszych lokalizacji, jakie dane było mi usłyszeć. Głosy dobrano wręcz rewelacyjne, jakby stworzono je w oryginale, naprawdę.
Japoński gigant po raz kolejny udowadnia nam, że nie boi się stawiać na ciekawe i oryginalne produkcje. I chwała mu za to, bowiem branża potrzebuje aktualnie takich perełek jak Puppeteer. Sony po raz kolejny udowodniło wszystkim niedowiarkom, że magia jednak istnieje, i aby jej doświadczyć nie trzeba zagłębiać się w Harry'ego Pottera, czy odświeżać VHSów z Davidem Copperfieldem. Wystarczy sięgnąć po Puppeteer i cieszyć się niesamowitą przygodą, której nie zapomnisz do końca życia.
Komentarze
Dodaj nowy komentarz: