Recenzja

Recenzja Date Everything! Na razie zostańmy przyjaciółmi…

Date Everything! jest dokładnie tym, czym się wydaje. Czy ten dating sim, w którym można randkować niemal dosłownie ze wszystkim, jest wart chwili Twojego czasu?

Czas na rozwiązłości w wersji hardcore

Kiedy wpisywałem swoje kilka słów do podsumowania miesiąca , nie sądziłem, że okazja na sprawdzenie kontrowersyjnej gry pojawi się tak szybko. Nie minął nawet dzień od publikacji tamtego artykułu, a ja już aktywowałem klucz Date Everything! na Steamie i pobrałem produkcję na swój dysk. Nie jest to co prawda moje pierwsze podejście do dating simów (mój poradnik do jednej z produkcji tego typu jest najlepszą publikacją dla tej gry na Steamie), ale z taką ideą się jeszcze nie spotkałem.

Otóż w grze o randkowaniu wszystkiego – i mam na myśli WSZYSTKIEGO, ale o tym nieco później – wcielamy się w człowieka, który stracił pracę na rzecz Sztucznej Inteligencji. Temat bardzo na czasie, jednak w tym przypadku w ramach swoistej rekompensaty od losu, nasz protagonista (protagonistka?), zostaje obdarowany/-a okularami. Okulary te (o uroczej nazwie „umaviatory”) sprawiają, że zwykłe przedmioty zyskują ludzkie cechy i uwaga, uwaga, można nawiązać z nimi ludzkie (znaczące oczko) relacje.

Toster może Cię znienawidzić, zegarek stać się Twoim kumplem na dobre i złe, a z lodówką możesz przeżyć niesamowite miłosne przygody. Albo na odwrót, w dowolnej konfiguracji i z całkowicie innymi przedmiotami, które będą miały do Ciebie zupełnie inny stosunek. Twórcy gry informują potencjalnych nabywców, że w produkcji można randkować z setką postaci (obiektów?), a jeżeli to za mało dla rasowych wyjadaczy… dobra, nie, odpuśćmy ten żart.

Chodzi o to, że do tego cuda wydano jeszcze DLC, w którym można randkować z mikropłatnością oraz edycją Deluxe, a w opisie znajduje się informacja o podtekstach seksualnych. Jeśli ktoś z Was ma lepszy komentarz odnośnie do obecnego cimcirymciania graczy przez twórców gier wszelakich na pieniądze, to chętnie go przeczytam. Nie? Tak właśnie myślałem.

Kim jesteś i czego oczekujesz?

Czyli krótki akapit poświęcony najważniejszym aspektom gry, a także zalecanym wymaganiom systemowym tejże produkcji w wersji na PC. Zwróćcie na nie uwagę, a następnie na parametry mojego PC – będą one poniekąd istotne w dalszej części recenzji. Spoiler: tak, niestety chodzi o optymalizację.

• Tytuł: Date Everything!
• Data wydania: 17.06.2025
• Producent: Sassy Chap Games
• Wydawca: Team17
• Dostępne na: PC, PlayStation 5, Xbox Series X/S, Nintendo Switch
• Dostępne edycje: Standard, Lavish
• Cena (standard): 119,99 złotych (PC), 129 złotych (PS5/Xbox), 29,99 USD/EUR/GBP (Nintendo Switch)

Zalecane (wysokie ustawienia graficzne, 1080p, 60 FPS):

• System operacyjny: Windows 10 (64-bit)
• Procesor: Intel Core i5-6600 lub AMD Ryzen 5 1600X
• Pamięć: 8 GB RAM
• Karta graficzna: NVIDIA GeForce GTX 1650 (4 GB), AMD Radeon RX 570 (4 GB) lub Intel Arc A380 (6 GB)
• Miejsce na dysku: 8 GB dostępnej przestrzeni

Platforma testowa

Czyli z czego korzystałem, podczas sprawdzania najnowszego dzieła Sassy Champ Games i Team17. Poniżej pełna lista, ale jeżeli niekoniecznie chce Ci się czytać ten akapit, to napiszę tyle: całość platformy jest nieporównywalnie lepsza od sprzętu, jaki można znaleźć wśród zalecanych wymagań.

Monitor: Evnia 34M2C7600MV
Klawiatura: Razer Ornata V3
Mysz: Turtle Beach Kone XP Air
Karta graficzna: Gigabyte GeForce RTX 4070
Procesor: Intel Core i7-11700
RAM: 32 GB (4x 8 GB, XPG Gammix D10 )
Dysk 1: XPG Gammix S11 Pro (512 GB)
Dysk 2: Seagate FireCuda Gaming HDD (2 TB)

To była miłość od pierwszego wejrzenia…

Kiedy dojrzałem wśród natłoku gier ten tytuł, wiedziałem jedno – chcę w to zagrać. Mam przedziwną słabość do produkcji, które są w jakiś sposób specyficzne i nie chodzi mi tutaj stricte o gatunek dating simów (nic w nim specyficznego bowiem nie ma), a raczej o treść w grze zawartą. Tutaj jest nią fakt umawiania się z rzeczami, które możemy znaleźć w zaciszu swojego domostwa.

Po otrzymaniu klucza zacząłem więc nerdzenie (bo inaczej się tego nazwać nie da) i początkowo byłem nad wyraz oczarowany. Produkcja ta nie dość, że została w pełni udźwiękowiona i dubbingowo wypada wręcz fenomenalnie, tak jeszcze głos JB Blanca w charakterze narratora dodatkowo wzmacniał pozytywne wrażenia. Każda postać wydawała się inna, każdy napotkany obiekt miał swoje własne preferencje i red flagi, a także własny głos, przy pomocy którego wyrażał własne opinie.

Widać, że paczkę dostarczał Pocztex...

W zasadzie opinie oraz historie, ponieważ na Date Everything! trzeba moim zdaniem spojrzeć nie jako na grę z fabułą (wówczas bowiem sporo traci), a jako na swoisty hub dla różnych mniejszych opowieści. Część z nich jest zabawna, część poważna, a część… ekhem, powiedzmy, że specyficzna. Każda napotkana postać to nowa historia, którą w większości wypadków warto poznać.

Tutaj muszę oddać twórcom, że wykonali kawał dobrej roboty – choć nie każda z historii postaci mi się podobała, tak (prawie) każda miała własną głębię i nie odczuwałem, żeby była robiona po macoszemu. Dużym atutem z początku wydawał mi się także system progresji, w ramach którego w ciągu dnia możemy odbyć 5 konwersacji, o różnych porach. Poranek, południe, popołudnie, zmierzch, noc, do spania i od nowa.

To oznaczało bowiem 5 historii, które można śledzić naraz, po czym przejść do kolejnych i tak skrupulatnie poznać, rozpocząć wątki i dotrzeć do zakończeń tych 100 postaci. Codziennie bowiem gra pozwala nam na 1 interakcję z danym obiektem. Inna sprawa, że niektóre wątki można pociągnąć dalej jedynie w konkretnych porach dnia lub w ogóle w konkretne dni – o ile ma to sens w przypadku Timothyego (zegarek), o tyle nie rozumiem, dlaczego akurat pieniądze z sejfu każą nam wrócić do siebie w poniedziałek i tylko wtedy będą skłonne z nami rozmawiać.

…która okazała się złudna.

Była to drobna upierdliwość, ale uznałem, że jest to mechanika, która odpowiadała twórcom najbardziej i nie ma co nad tym gdybać. Na szczęście w większości przypadków gra informowała nas o tym, o jakiej porze należy się spotkać z danym obiektem – albo podczas zakończenia jednej konwersacji, albo jeżeli chcieliśmy porozmawiać w złym momencie. Gorzej, że były postaci, które kompletnie nie dawały żadnych wskazówek, kiedy (lub gdzie), najlepiej się do nich odezwać.

Przykładem niechaj będą zasłony, które jedyne co mówią, to żeby znaleźć ich w innej lokacji (w domu jest kilka okien z zasłonami), ale niestety niekoniecznie precyzują, o którą i w jakiej porze chodzi. Ostatnia moja interakcja z nimi polegała na bieganiu od zasłony do zasłony w różnych porach dnia, aż nie trafiłem na dobrą porę i dobre miejsce. Tutaj zaczął mnie system progresji nieco irytować, ale nie uznałem go za problem. Problem był później, ale po kolei.

W pewnym pięknym momencie natrafimy na obiekt, który może dać nam do 5 cukierków, każdy z innymi statystykami (o nich za chwilę). Te z kolei możemy wykorzystać do cofnięcia 5 złych zakończeń, po 1 na postać, dla której istotna jest konkretna cecha. Wykorzystałem je więc do przeproszenia paru postaci, z którymi uzyskałem ostatecznie dobre zakończenia (przyjaźń lub miłość).

Gorzej, że gra nie odnotowała tego faktu przy jednym z nich i choć w dzienniku gry status mój i bezpiecznika został uznany za przyjaźń, tak po wejściu w interakcję z nim, wyświetlał mi się ekran nienawiści. Był to problem, ponieważ jeżeli dany obiekt Cię nienawidzi, to nie masz możliwości "wybudzenia go" – o tym nie będę pisał, bo zalatuje spoilerami. W dużym skrócie jest to dość istotna rzecz, jeśli chcemy poznać całą historię.

Do przodu nie możemy również popchnąć fabuły, jeżeli – uwaga, uwaga – nie dobijemy do żadnego zakończenia z postacią. Słowem, nie uzyskamy relacji nienawiści, przyjaźni lub miłości. Dopiero wtedy bowiem mamy możliwość otrzymania punktów do konkretnej statystyki, a te są nam potrzebne do przeprowadzenia wybudzenia. Mnie zabrakło 15 punktów (czyli trzech postaci), do maksymalnej wartości w jednej z kategorii.

Problem polega na tym, że nie była to moja wina, a gry – moja relacja z kandelabrem nie mogła się zapisać i dzień w dzień od nowa musiałem zostawać jego przyjacielem lub kochankiem. Relacja z barkiem nie miała racji bytu, przez wzgląd na ten sam problem, to jest zapętlenie się reakcji Beverly (tak się nasz barek nazywa) i niemożność przejścia dalej, niezależnie od dnia i godziny, w której do niej przyszedłem. Najbardziej boli mnie jednak fakt, że w ogóle nie udało mi się wejść w jakikolwiek typ relacji ze swoim telefonem.

Tak, na początku udało mi się wybudzić Phonecię i popchnąć nieco jej wątek, ale od pewnego momentu interesowały ją tylko ploty. Kiedy te się skończyły, a ja do swojego dziennika dodałem wszelkie romansowalne obiekty, interakcja z nią zwyczajnie kończyła się stwierdzeniem w stylu „ojej, nie mam więcej plotek, nara”. Być może nie udało mi się spełnić jakiegoś wymogu, ale z drugiej strony pisałem się na dating sim, a nie grę logiczną z zagadkami.

Jak się w to w ogóle gra?

Cóż, jak wspomniałem wcześniej, gra operuje na systemie dnia i nocy, a także godzin. Codziennie mamy do dyspozycji 5 serduszek, dzięki którym możemy wejść w interakcję z 5 dowolnymi przedmiotami. Czasami musimy zwracać uwagę na dni tygodnia oraz godziny, ale w większości wypadków nie jest to od nas wymagane.

Zakończenie naszej romansowej podróży i tym samym wątku danej postaci może przypieczętować miłość, przyjaźń lub nienawiść. Wówczas dostajemy punkty, które… cóż, są nam potrzebne w endgame do przebudzenia przedmiotów. Poza tym, jeżeli nabijemy wystarczająco dużo punktów, możemy odblokować specjalne opcje dialogowe. Te z kolei mogą, ale wcale nie muszą doprowadzić nas do zgarnięcia itemków kolekcjonerskich, których w sumie jest ponad 400.

Same przedmioty niestety jednak nie wnoszą nic poza tym, że po odblokowaniu ich wszystkich dostaniemy odpowiednie trofeum – w samej grze to czy coś mamy, czy czegoś nie mamy, jest kompletnie nieistotne. Postaci, z którymi będziemy romansować, pokazane są w wersji 2D, swoją drogą naprawdę ładnie i szczegółowo zostały narysowane, aczkolwiek naszym randkowym hubem jest trójwymiarowy dom, po którym możemy się swobodnie poruszać.

No i tutaj wychodzi kolejna wpadka tytułu, której niestety nie mogę przemilczeć. W wersji na PC, w którą przyszło mi grać, produkcja ta niemal non stop traciła klatkarz podczas chodzenia po mapie. Wejście do łazienki na górze? FPS drop. Zejście ze schodów i skierowanie się w stronę kuchni lub salonu? FPS drop. Wbicie na siłownię, żeby poromansować z bieżnią? FPS drop. Na początku machnąłem na to ręką, ale po pewnym czasie fakt ten zaczął mi mocno przeszkadzać.

Gra nie wspiera też ekranów UltraWide, więc na mojej Evni o proporcjach 21:9, miałem czarne paski po bokach ekranu i kwadracik w formacie 16:9 na środku. Trochę szkoda, bo nie wydaje mi się, żeby rozciągnięcie pola widzenia było aż tak wielkim problemem. Z drugiej strony rozumiem, że Twórcom zależało na tym, żeby na standardowych monitorach gra wyglądała jak najlepiej, bo i gracze z takich na ten moment najczęściej korzystają.

Podsumowanie – zostańmy przyjaciółmi

Kiedy dzieliłem się swoimi pierwszymi wrażeniami z redakcją, to nasz naczelny śmiał się, że znalazłem swoją grę roku i ocena 10/10 jest pewniakiem. Sam wtórowałem w niektórych momentach, że to wręcz peak gaming 11/10 – choć było to w pełni żartem, nawiązującym do niektórych sytuacji, jakie spotkały mnie w tej produkcji. Niestety jednak ostateczny werdykt nie będzie tak pozytywny, albowiem ta produkcja, choć daje dużo radości, zwyczajnie na tak wysoką notę nie zasługuje.

Niemniej nawet pomimo wspomnianych wyżej niedogodności i tak wystawiam Date Everything! ostatecznie notę 4/5. Wynika to z faktu, że widać zaangażowanie twórców w sprawienie, by postaci były jak najbardziej interesujące i zróżnicowane, wielu możliwych dróg i interakcji, a także połaci dobrego humoru, jaki został nam zaserwowany. Fakt, bez problemów byłoby idealnie, ale nawet z nimi jest to gra, w którą po prostu warto zagrać.

Za dostarczenie gry do recenzji dziękujemy wydawcy, Team17.

Podsumowanie

Gra
  • Pełny dubbing, złożony ze znanych aktorów
  • Interesujące historie postaci
  • Nawet ciekawa fabuła w tle
  • Humor i samoświadomość gry
  • Możliwość swobodnego poruszania się po domu
  • Nieoczywiste miejsca znalezienia niektórych randek
  • Tablica ze zdjęciami przyjaciół i miłości
Nie gra
  • Optymalizacja
  • Brak wsparcia dla ekranów 21:9 i 32:9
  • Błędy, które uniemożliwiają przebudzenie niektórych obiektów
  • Elementy kolekcjonerskie, które nic nie wnoszą
Artyzm
Dźwięk
Gameplay
Fabuła
Werdykt: 4/5
"Solidny szpil"
go-stargo-stargo-stargo-stargo-star
go-stargo-stargo-stargo-stargo-star

Date Everything! jest całkiem dobrym wyborem dla osób, które szukają jednorazowej zabawy oraz interesującej historii. Postaci są tutaj naprawdę dobrze napisane, świetnie narysowane i doskonale udźwiękowione. Jednocześnie istnienie błędów, które uniemożliwiają ukończenie ścieżek konkretnych postaci może odstraszyć osoby, którym zależy na przejściu gry w 100%

Platformy:
Czas czytania: 12 minut, 30 sekund
Komentarze
Dodaj nowy komentarz:
...
Twój nick:
Twój komentarz:
zaloguj się

Ta strona korzysta z reCAPTCHA od Google - Prywatność, Warunki.


Treści sponsorowane / popularne wpisy: