Recenzja

Recenzja Days Gone Remastered. Druga szansa dla niedocenionej gry

Kolejny remaster od PlayStation Studios? Nikt się tego nie spodziewał!

Wielu z nas pamięta premierę Days Gone. Mieszane recenzje i irytująca liczba błędów sprawiły, że tytuł początkowo nie spotkał się z pozytywnym odbiorem. Gracze jednak szybko zaczęli bronić nowej marki Bend Studio, wskazując na dziwne zarzuty stawiane grze przez recenzentów. Teraz, po ponad sześciu latach od premiery, na rynek trafił remaster. To w pewnym sensie druga szansa dla graczy, którzy zniechęcili się negatywnymi opiniami. Czy lata wprowadzanych poprawek sprawiły, że gra wypada na tyle lepiej, by średnia ocen mogła wzrosnąć? Zapraszam do przeczytania recenzji!

Kolejne zombie postapo?

Trafiamy do stanu Oregon w Stanach Zjednoczonych. Tak jak reszta świata, to miejsce również zostało opanowane przez apokalipsę zombie, które tutaj noszą miano świrusów. Po krótkim wstępie przenosimy się do wydarzeń dwa lata po wybuchu globalnej epidemii, gdzie ocalała ludzkość podzieliły się na obozy. Jak w wielu grach tego typu, także w tym świecie jedynym zagrożeniem nie są zmutowane potwory, a równie skutecznie trzeba strzec się ataków innych ludzi.

Głównym bohaterem jest Deacon St. John – mężczyzna, który w przeszłości należał do gangu motocyklowego, a teraz stara się przetrwać, wykonując różne, często niemoralne zlecenia. Jego stałym zmartwieniem jest Sarah – żona, która zaginęła podczas ewakuacji i z czasem została uznana za martwą. Już na samym początku opowieści nowe tropy przywracają Deaconowi nadzieję, więc wyrusza on w pogoń za losem swojej partnerki. Mam jednak problem z tą historią. Wprowadzenie, mimo oklepanego tematu, wypada naprawdę nieźle. Powiązanie motywu zombie, z gangami motocyklowymi ma potencjał i w pierwszych chwilach twórcy zdecydowanie starają się go wykorzystać. Potem pojawia się pokręcony kult Wieczystych, który czci świrusów, a ich celem jest oczyszczenie świata z ludzi.

Zapowiada się super i do końca pierwszego aktu tak właśnie jest. Z czasem jednak zaczynają być widoczne problemy, które sprawiają, że fabuła traci na atrakcyjności. Po pierwsze, gonitwa za duchem Sary, z czasem staje się nużąca, zwłaszcza że większość tych misji powiązano z nieprzyjemnymi sekwencjami skradankowymi. Mimo kilkudziesięciu godzin rozgrywki zabrakło czasu na sensowne nakreślenie charakteru głównych antagonistów. W połowie gry natrafiamy na znaczące dla Deacona zwroty akcji, które nie zostały wystarczająco dobrze wyjaśnione, przez co obiecujący wątek, okazuje się zwykłym rozczarowaniem.

Dziwną decyzją było nagłe ucięcie tego wątku i wprowadzenie całkiem nowych bohaterów na resztę rozgrywki. Cały drugi akt, mimo kilku lepszych momentów, zainteresował mnie najmniej. Militarna otoczka drugiej połowy gry oraz prowadzenie wojny z hordami świrusów sprawiają wrażenie pobocznej aktywności, bardziej przypominającej rozszerzenie fabularne niż kluczowy etap głównej historii. Znalazło się jednak kilka interesujących wątków, których lepiej nie zdradzać, by nie psuć niespodzianki. Wydanie remastera to dobry moment, by na zakup gry zdecydowały się osoby, które nie miały wcześniej styczności z marką. Średnio wypada także finał, który nie robi wrażenia po tym, co zobaczyliśmy zaledwie kilkadziesiąt minut wcześniej. W ostatnich godzinach jeszcze bardziej uwidacznia się problem słabo napisanych postaci, które zmieniają sposób myślenia w ciągu kilku chwil.

Jednoślad ma przewagę!

Days Gone, podobnie jak większość gier wydawanych obecnie przez Sony, jest produkcją z otwartym światem. Okoliczne drogi zostały zablokowane przez zniszczone samochody, więc jedynym sensownym sposobem transportu są motocykle. Jeśli nie chcemy pokonywać pieszo sporych odległości, warto regularnie dbać o stan naszego pojazdu. Trzeba nieustannie kontrolować poziom paliwa w baku oraz stopień uszkodzenia motocykla. Surowce potrzebne do naprawy nie są szczególnie trudno dostępne, więc przez większość gry mamy ich pod dostatkiem. Gorzej wypada kwestia paliwa, ponieważ jego zdobycie na początku może sprawiać trudności. Kanistry najczęściej można znaleźć na stacjach benzynowych, których na mapie nie ma zbyt wiele. To jednak problem wyłącznie na początku, ponieważ z czasem odblokujemy pojemniejsze baki i zapamiętamy miejsca, gdzie zawsze pojawia się pełny kanister.

Motocykl można także ulepszać, choć większość opcji jest zablokowana za poziomem zaufania danego obozu. Ten można zwiększać m.in. sprzedając zebrane trofea – to bardzo dziwny handel, ci ludzie zapłacą za każde ucho wycięte świrusowi – oraz wykonując misje poboczne. Z czasem zyskujemy możliwość znaczącego ulepszenia statystyk pojazdu, poprawiając jego wytrzymałość, prędkość, a także dodając przyspieszenie nitro.

Dbanie o motocykl o dziwo potrafi być bardzo angażujące, bo wyraźnie wpływa na przyjemność z jazdy. Sam model prowadzenia jest naprawdę dopracowany. Fizyka sprawdza się nieźle, a dźwięk motocykla zmienia się wraz z poziomem uszkodzenia i zamontowanymi modyfikacjami. Przez większość czasu motocykl prowadzi się bardzo przyjemnie. Zarzuty można mieć jedynie do klasycznych problemów związanych z tym sposobem podróżowania. Chodzi mi o zmniejszoną wytrzymałość bohatera na obrażenia np. przy upadkach po zderzeniu z jakimś przedmiotem. Niestety, prędkość nie idzie w parze z bezpieczeństwem, zwłaszcza gdy gonią nas zarażone wilki czy inne mutanty. Decyzja nasuwa się sama.

Szlak turystyczny w Farewell

Jak działa otwarty świat? Każdy raczej wie, czego się spodziewać. Otrzymujemy sporą mapę, którą można swobodnie eksplorować. W Farewell nie brakuje typowych dla gier tego typu aktywności jak wrogie obozy do odbicia czy gniazda świrusów do wypalenia. W punktach kontrolnych NERO znajdziemy skrzynie ze szczepionkami zwiększającymi zdrowie, staminę lub skupienie bohatera. Oczywiście nie zabrakło też znajdziek w postaci punktów turystycznych, lokalnych roślin czy dyktafonów z nagraniami o postępach w badaniu wirusa. Na szczęście znajdziek nie jest tak dużo, by gracze czuli się zmuszeni do ich zbierania. Nawet łowcy trofeów, nie muszą martwić się koniecznością zebrania każdego przedmiotu, więc eksploracja przychodzi naturalnie. Już wielokrotnie pisałem w recenzjach, że osobiście lubię odhaczanie znaczników, a Days Gone zapewnia to w sposób, który nie wydaje się przymusowy.

Trzeba jednak uważać na system zapisu, który czasem cofa o kilka zebranych znajdziek. Poza okazjonalnymi autozapisami gracze mogą zapisać rozgrywkę, stojąc przy motocyklu. Zalecam to robić, bo system automatycznego zapisywania nie jest zbyt łaskawy. Często zdarza się, że na drodze pojawi się jakaś przeszkoda prowadząca do śmiertelnego wypadku albo z ciemności wyskoczy horda, rozszarpując Deacona na strzępy. Zgon przychodzi błyskawicznie, a nic nie frustruje bardziej niż powtarzanie tych samych aktywności kilka razy.

Horda oznacza problem…

To właśnie hordy są kluczowym elementem promującym całą grę. Tym bardziej zaskakuje, że fabularnie dostęp do pierwszych z nich otrzymujemy dopiero po kilkudziesięciu godzinach spędzonych z tytułem. Co prawda niektóre można pokonać wcześniej, natrafiając na nie podczas eksploracji otwartego świata, ale wymaga to solidnego przygotowania. Hordy składają się z nawet kilkuset przeciwników, którzy nieustannie pędzą w naszym kierunku. Dopóki nie zdobędziemy odpowiedniego ekwipunku, najlepszym wyjściem jest ucieczka. W ramach fabuły pokonujemy zaledwie trzy hordy. To bardzo mało, skoro na mapie jest ich aż czterdzieści. Dziwi więc, że znaczniki wskazujące legowiska i żerowiska pojawiają się dopiero pod koniec opowieści, gdy niektóre stada, złożone z kilkudziesięciu przeciwników, załatwiamy jednym rzutu granatu odłamkowego.

Trzeba przyznać, że starcia z hordami są naprawdę widowiskowe. To wyjątkowe trudne fragmenty gry, wymagające stałej kontroli liczebności przeciwników i posiadanej amunicji. Najskuteczniejszym sposobem eliminacji dużej grupy świrusów jest używanie ładunków wybuchowych, koktajli Mołotowa i pułapek. Deacon nie może uciekać bez końca, o czym szybko przypomina pasek staminy. Poza wysokim poziomem trudności nie do końca rozumiem, dlaczego twórcy tak długo zwlekali z wprowadzeniem graczy w starcia z tak ogromną grupą przeciwników. Hordy są naprawdę fantastyczne i stanowią najlepszy element całej gry.

Siekiera, motyka […]

Aby poradzić sobie z zagrożeniem, potrzebujemy zróżnicowanego arsenału broni. Podobnie jak ulepszenia do motocykla, nowe bronie odblokowujemy wraz ze wzrostem zaufania w obozach. Deacon może nosić jednocześnie trzy różne spluwy. W pierwszej kategorii mamy strzelby i karabiny, które przydają się, gdy trzeba skupić ogień na dużej liczbie przeciwników. Mamy też miejsce na broń podręczną, czyli pistolety. Ostatnia kabura jest przygotowana na tzw. broń specjalną, taką jak karabiny snajperskie, karabiny maszynowe, czy kusza z różnymi rodzajami pocisków. Niektóre bronie sprawdzają się w walce z hordami, a inne lepiej wypadają w starciach przeciwko ludzkimi przeciwnikom. Nasza postać ma ograniczone zasoby amunicji, a dopiero sakwy odblokowywane na późniejszym etapie kampanii pozwalają nosić przy sobie więcej pocisków.

W ekwipunku jest też miejsce na broń białą. Możemy więc zbierać leżące na mapie siekiery, maczety czy deski. Niektóre z nich da się ulepszać za pomocą zebranego złomu. Taka broń nie jest jednak zbyt trwała i starcza na zaledwie kilkanaście uderzeń. To raczej gadżet przydatny w starciach z mniejszą grupą przeciwników lub do eliminowania zarażonych zwierzaków. Warto użyć jej w sytuacjach awaryjnych, gdy trzeba szybko uciec z miejsca oblężonego przez świrusów.

Jeszcze większa horda!

Oprócz trybu fabularnego, w Days Gone Remastered dostępne są dwa tryby rozgrywki dla osób, które ukończyły fabułę, ale wciąż czują niedosyt. Pierwszym jest tryb wyzwań, znany już z wersji na PlayStation 4. W ramach kilkunastu zadań zdobywamy punkty, za które otrzymujemy medale. Każde zadanie ma inny cel. W jednym na przykład staramy się przetrwać fale wrogów z ograniczoną liczbą amunicji, a w innym wsiadamy na motocykl i próbujemy przejechać przez wszystkie punkty w wyznaczonym czasie. Zdobycie maksymalnego wyniku wymaga realizacji zadań pobocznych, które zwiększają poziom trudności. Wbrew pozorom, zdobycie złota, wymaga sporych umiejętności i dobrego zrozumienia mechanik gry. Wykonanie wszystkich wyzwań to zabawa na kilkanaście godzin, ale osobiście nie czuję, by ten tryb był dla mnie wystarczająco angażujący. To ciekawa rozrywka na kilka prób, ale ciągłe żyłowanie wyników psuło mi frajdę z rozgrywki, więc szybko zrezygnowałem.

Drugim, całkowicie nowym trybem jest tryb Hordy. W nim mierzymy się z nieskończenie rosnącą liczbą świrusów. Po wybraniu jednej z czterech map i modyfikatorów rozgrywki trafiamy na otwarty teren, atakowany przez kolejne grupy przeciwników. Wyzwanie polega na jak najdłuższym przetrwaniu i skutecznym wykorzystaniu czasu na eksplorację. Na planszy znajduje się kilka skrzyń z bonusami, takimi jak np. nowe bronie, apteczki czy darmowe punkty. Trudność rośnie szybko i już po kilku seriach walczymy z setkami nadciągających świrusów. Pobijanie rekordów odblokowuje nowe modyfikatory i elementy kosmetyczne. To jednak tylko interesujący dodatek do kampanii niż tryb, który przyciąga na dłużej niż kilka godzin. Kryje w sobie potencjał, ale w grze trudno go w pełni wykorzystać. Może osobna produkcja z rozgrywką w kooperacji sprawdziłaby się lepiej?

Remaster, który nie zmienia tak wiele…

Mimo ponad sześciu lat od premiery oprawa graficzna Days Gone nadal robi wrażenie, i to nie tylko dzięki remasterowi. Już w oryginale mapa prezentowała się znakomicie, a górski klimat Oregonu sprawiał, że podróżowanie po szlaku zmieniało się w nieustanne podziwianie widoków. Realizmu dodają liczne detale, które współgrają z postapokaliptycznym motywem gry. Modele postaci prezentują wysoki poziom, którego mogłoby pozazdrościć niejedno bardziej doświadczone studio AAA. Wersja Remastered nie wprowadza wielu zmian, a główne ulepszenia dotyczą lepszego oświetlenia i nocy, która teraz faktycznie oddaje mrok.

Oryginalna wersja Days Gone otrzymała aktualizację poprawiającą wrażenia na PlayStation 5, oferując dynamiczne 4K przy 60 klatkach na sekundę. W remasterze dodano tryby jakości i wydajności. Pierwszy pozwala grać w natywnej rozdzielczości 4K przy 30 klatkach na sekundę, a drugi osiąga 1440p w stałych 60 FPS. Gra otrzymała także wsparcie do PlayStation 5 Pro, które podbija rozdzielczość i oferuje ulepszony tryb graficzny renderujący w 1584p przy 60 klatkach z wykorzystaniem PSSR. W majowej aktualizacji wprowadzono tryb dla telewizorów ze wsparciem do 120 Hz. Posiadacze takiego sprzętu mogą włączyć tryb zbalansowany, oferujący rozgrywkę w wysokiej rozdzielczości przy 40 klatkach na sekundę. O dziwo, to właśnie ten tryb okazał się najprzyjemniejszy w odbiorze, łącząc płynność z ostrym jak żyleta obrazem. Różnica między 30 a 40 FPS jest na tyle wyraźna, że rozgrywka wydaje się znacznie płynniejsza.

Podsumowanie

Days Gone Remastered to odświeżenie, które nie było szczególnie potrzebne. Bazowa wersja gry na PlayStation 5 oferuje oczekiwane 4K i 60 klatek na sekundę, a nowe wydanie jedynie nieznacznie podbija to wrażenie. Nie da się jednak ukryć, że jest to najlepszy sposób na doświadczanie ostatniej gry Bend Studio. Tytuł przez lata został znacząco ulepszony, dzięki czemu rozgrywka pozbawiona jest większych błędów technicznych.

Ciężko jednak zmienić samą fabułę, która w drugim akcie całkowicie przestaje angażować. Otwarty świat, chociaż świetny do eksploracji, nie oferuje wielu atrakcyjnych zadań, skupiając się na powtarzalnym doświadczeniu znanym z podobnych gier. Tym, co szczególnie ratuje Days Gone, jest wyjątkowy leśny klimat Oregonu podkreślony postapokaliptyczną wizją gry. Dobrym pomysłem było postawienie na motocykl jako jedyny środek transportu, bo dbanie o niego i dokupowanie ulepszeń to świetna zabawa. Ten świat ma potencjał na większą i lepszą kontynuację. Pozostaje mieć nadzieję, że twórcy obiorą teraz właściwy kierunek i za kilka lat zobaczymy logo Days Gone 2 na naszych ekranach.

Dziękujemy firmie Sony za udostępnienie gry do recenzji.

Podsumowanie

Gra
  • Ciekawie zrealizowany pomysł na zombie
  • Relacja Deacona i Sary
  • Dbanie o motocykl ma znaczenie
  • Dopracowany model jazdy
  • Dopracowany model jazdy
  • Przyjemna eksploracja mapy
  • Hordy robią ogromne wrażenie!
  • Tryb hordy potrafi bawić
  • Fantastyczny klimat leśnego Oregonu
Nie gra
  • Historia z czasem gubi tempo, a gracz zainteresowanie
  • Misje skradankowe
  • System automatycznego zapisywania nie zawsze działa
  • Tryb wyzwań to zabawa na krótko
  • Remaster wydaje się zbędny, a zmiany są mało znaczące
Artyzm
Dźwięk
Gameplay
Fabuła
Werdykt: 3.75/5
"Między dobrą a przeciętną"
go-stargo-stargo-stargo-stargo-star
go-stargo-stargo-stargo-stargo-star

Days Gone Remastered to odświeżenie kompletnie niepotrzebne. Nowa wersja nie wprowadza wielu nowości, a jest jedynie odrobinę ładniejszym wydaniem całkiem niezłej gry.


Platformy:
Czas czytania: 13 minut, 18 sekund
Komentarze
...
46.205.***.*** • #1
Libra
Wczoraj, 11:52

Wspaniały tytuł. Panie Dikonie proszę wrócić w części drugiej.

odpowiedz
...
146.70.***.*** • #2
GoDlike
Wczoraj, 12:04

Best I can do is Days Gone Battle royale 😎

odpowiedz
...
31.61.***.*** • #3
rabarbar
Wczoraj, 15:41

Zgadzam się. Pamiętam jak dla czystej przyjemności jeździłem na motorze gdzie mnie oczy poniosły. Faktycznie gra traci z czasem tempo, jednak warto sięgnąć po ten tytuł.

odpowiedz
...
94.254.***.*** • #4
Prz3mQ
Wczoraj, 16:06

Zdecydowanie! To gra, która kryje w sobie całe mnóstwo dobrej zabawy, a że coś można zrobić lepiej? To temat na potencjalną kontynuację

odpowiedz
Dodaj nowy komentarz:
...
Twój nick:
Twój komentarz:
zaloguj się

Ta strona korzysta z reCAPTCHA od Google - Prywatność, Warunki.


Treści sponsorowane / popularne wpisy: