Recenzja

Recenzja: Dead Rising Deluxe Remaster

Centrum handlowe opanowane przez krwiożercze zombie i bezlitosnych psychopatów. Brzmi jak typowa niedziela handlowa, z tym wyjątkiem, że możesz bezkarnie ich wszystkich ubić!

Premiera Dead Rising miała miejsce w 2006 roku, czyli 18 lat temu. Z przymrużeniem oka można więc powiedzieć, że tytuł ten osiągnął już pełnoletność i tym samym, sam mógłby legalnie w siebie zagrać. Capcom postanowił jednak uczcić „osiemnastkę” swojego dziecka w wyjątkowy sposób, wypuszczając jego zremasterowaną wersję. Zadanie nie było łatwe, albowiem od 2016 roku, na rynku ukazało się wiele innych tytułów poświęconych beztroskiemu eksterminowaniu zombie. Co więcej, zarówno grafika, jak i mechanika gier akcji zdążyły znacząco się rozwinąć. Zasadne wydaje się więc pytanie, czy produkcja odświeżona po 18 latach może w dalszym ciągu być grywalna, czy może twórcy popełnili błąd, nie decydując się na jej całkowity remake? Zapraszam do recenzji, w której znajdziecie odpowiedź na tę zagwozdkę.

Trzy doby w opanowanym przez zombie centrum handlowym

Akcja gry toczy się w amerykańskim miasteczku Willamette, leżącym w stanie Kolorado. Gracz wciela się w fotoreportera, Franka Westa, który usłyszawszy o trwających w mieście brutalnych zamieszkach, udaje się tam na pokładzie helikoptera, w celu przygotowania reportażu, mającego zapewnić mu sławę i miliony dolarów. Na miejscu okazuje się jednak, że za rozróbą nie stoją strajkujący, ale krwiożercze zombie, które opanowały Willamette. Frank nie zmienia jednak swoich planów i w dalszym ciągu zamierza udokumentować całą tragedię i sprawić, aby ukrywana przez rząd prawda, trafiła do gazet. Fotoreporter prosi pilota helikoptera, aby ten wylądował na dachu wielkiej galerii handlowej, wewnątrz której ukryli się ostatni, ocalali mieszkańcy. Pilot przystaje za propozycję i zapowiada, że wróci po dziennikarza dokładnie za 72 godziny.

Dostajemy więc trzy doby, podczas których do zrobienia jest naprawdę wiele. Musimy bowiem nie tylko udokumentować całe zajście, ale również odkryć, kto stoi za rozprzestrzenieniem się zombie w spokojnym, zabitym dechami amerykańskim mieście, dla którego mieszkańców jedyną atrakcję stanowiła galeria handlowa, do której trafiamy. W trakcie przemierzania zakrwawionych korytarzy możemy również spotkać i uratować pozostałych ocalałych. Nie jest to jednak łatwe. Jak można się bowiem spodziewać, centrum handlowe zostało niemal całkowicie opanowane przez żądne krwi i ludzkiego mięsa potwory, które panoszą się w każdym zakamarku. Żeby nie było zbyt łatwo, wśród napotykanych na drodze żywych ludzi, znajdują się także przebiegli i niebezpieczni psychopaci, będący znacznie niebezpieczniejsi od powolnych i bezmyślnych zombiaków.

Charakterystyczną cechą Dead Rising jest to, że od chwili rozpoczęcia rozgrywki, zegarek na ręce Franka Westa faktycznie zaczyna odmierzać czas do ewakuacji. Oznacza to, że jeśli chcemy wykonać wszystkie dostępne w grze misje, musimy naprawdę się pospieszyć. Możemy oczywiście spokojnie przemierzać wszystkie lokacje, poszukiwać nowych broni i nieśpiesznie zabijać setki zombie. Wówczas nie będziemy jednak w stanie w pełni ukończyć wątku fabularnego oraz uratować wszystkich pozostałych przy życiu ludzi, co przełoży się w finale na uzyskanie jednego z gorszych zakończeń. Muszę przyznać, że mam mieszanie uczucia co do tego rozwiązania.

Osobiście lubię spokojną eksplorację, dostępnych w grze lokacji i nie znoszę być zmuszany do pośpiechu, a w tym tytule jest to nieuniknione. Z drugiej strony, element ten dodaje grze dodatkowej adrenaliny oraz pozwala lepiej wczuć się w sytuację głównego bohatera. Nierzadko musimy bowiem podejmować decyzję, kogo spróbujemy uratować, a kogo pozostawimy na pastwę zombie, ponieważ zwyczajnie nie zdążymy udać się w oba, oddalonego od siebie miejsca. Zmusza nas to do dokładnego planowania działań i odczuwania ich konsekwencji, co jest naprawdę ciekawym i niestandardowym rozwiązaniem. Wydaje mi się jednak, że może ono odrzucić część graczy od tego tytułu. Szkoda, że Capcom nie zdecydował się w remasterze na dodanie dodatkowego trybu rozgrywki, w którym można byłoby przejść grę bez limitu czasowego. Wówczas zadowoleni byliby zarówno fani klasycznego Dead Rising, jak i osoby, które wolą skupić się na rozgrywce we własnym tempie.

Frank nie boi się zombie, to zombie mają bać się Franka!

Esencją tego survival horroru jest niewątpliwie walka. Wraz z naszymi postępami, w galerii handlowej pojawia się coraz więcej nieumarłych. Oczywiście początkowo ucieczka przed przeciwnikami nie sprawia wielkich kłopotów, natomiast w późniejszych fazach gry, potworów jest tak wiele, że musimy z nimi walczyć, aby dotrzeć do konkretnego miejsca. Do eksterminowania włóczących się po korytarzach zombiaków możemy użyć dosłownie wszystkiego, co tylko znajdziemy na sklepowych półkach.

Frank radzi sobie doskonale zarówno z dziecięcymi zabawkami oraz damskimi torebkami, jak i sierpami, pistoletami, czy nawet piłami tarczowymi ze sklepów budowlanych. Pełna swoboda w wyborze broni jest ogromnym atutem kultowej produkcji Capcomu. Kiedy zombie otoczą nas w sklepie z zabawkami, możemy sięgnąć po zabawkowy miecz świetlny i wymachując nim, przedrzeć się przez hordę bestii. W walce sprawdza się absolutnie wszystko, choć oczywiście zabawkowy miecz, czy szminka z drogerii nie zada takich obrażeń, jak kij baseballowy lub młot wyburzeniowy. Kiedy zaś znajdziemy się w tłumie zombiaków, niezastąpiona okazuje się piła tarczowa.

Walka z potworami za pomocą tak wielu różnych broni wciąż przynosi naprawdę ogromną frajdę i satysfakcję. Wpływ na to ma również fakt, że mechanika oraz animacje zostały wyraźnie zmodernizowane. Gra chodzi płynnie nawet przy dużej ilości przeciwników i nie zawiesza się. Oczywiście podczas walk nie spodziewajcie się efektów rodem z Last of Us 2. Trzeba mieć na uwadze fakt, że mówimy o odświeżonej wersji gry sprzed 18 lat, a nie pełnym remake’u. Z dzisiejszej perspektywy potyczki oczywiście wyglądają dość topornie i powtarzalnie, jednakże w dalszym ciągu potrafią sprawić wiele radości. W dużej mierze to zasługa faktu, że zombie są bardzo słabymi przeciwnikami, którzy padają po jednym, lub dwóch ciosach, w zależności od posiadanej broni. Tym samym nie odczuwamy znużenia ani poczucia, że wykonujemy ten sam atak dziesiątki razy, aby powalić jednego wroga.

Niestety dużo gorzej przestawiają się walki z bossami, czyli psychopatami i przestępcami, których spotykamy na naszej drodze. Przy tych potyczkach na pierwszy plan wysuwa się bowiem archaiczność i toporność systemu walki, której nie odczuwamy podczas eliminowania słabych zombiaków. Bossowie charakteryzują się natomiast długimi paskami zdrowia, które podczas potyczki musimy zredukować do zera. W efekcie sprowadza się to przeważnie, do strzelania do przeciwnika, albo uderzenia go bronią białą i uniku, a następnie nużącym, kilkunastokrotnym powtarzaniu tego samego schematu.

Jednym z najbardziej irytujących momentów podczas gry jest walka z trzema bandytami, siedzącymi w pojeździe uzbrojonym w karabin maszynowy. Każdy z opryszków potrafi przyjąć bowiem na swoją głowę około 20 celnych strzałów z pistoletu, a ubić musimy całą trójkę. Najgorsze było jednak to, że kiedy wreszcie udało mi się ich wyeliminować, a następnie wróciłem do tej lokacji, bandyci cudownie ożyli, i to bynajmniej nie jako zombie. Musiałem więc albo uciec, albo stoczyć walkę od początku. Potyczki z bossami to moim zdaniem najsłabszy element Dead Rising Deluxe Remaster, który powinien zostać bardziej dopracowany i dostosowany do współczesnych wymogów gier akcji.

Masakrowanie zombiaków to nie wszystko!

Ponieważ z każdą godziną, gra staje się coraz bardziej wymagająca, musimy pamiętać o stałym ulepszaniu naszego bohatera. Po zdobyciu określonej ilości punktów doświadczenia, Frank West może awansować na wyższy poziom, ucząc się tym samym nowych ataków, a także zwiększając swoje zdrowie i siłę. Punkty doświadczenia możemy zdobywać, wykonując zarówno zadania fabularne, jak i czynności dodatkowe.

Bardzo ciekawym rozwiązaniem jest możliwość swobodnego używania aparatu fotograficznego podczas eksploracji centrum handlowego. Za każdą fotografię otrzymujemy określoną ilość punktów, która zależy od tego, co udało nam się ująć na zdjęciu. Najwięcej możemy zyskać, fotografując specjalne obiekty, bądź wyjątkowo brutalne, albo straszne zdarzenia. Trzeba przyznać, że to naprawdę ciekawe rozwiązanie, biorąc pod uwagę fakt, że w grze wcielamy się właśnie w fotoreportera.

Punkty doświadczenia możemy zdobywać także za eliminowanie przeciwników i ratowanie ocalałych. Przemierzając upiorne centrum handlowe, co jakiś czas otrzymujemy przez radio informacje o ludziach, którzy znajdują się na terenie galerii i potrzebują pomocy. Kiedy spotkamy takie osoby, dołączają one chwilowo do naszej drużyny, a my musimy bezpiecznie przeprowadzić je do pokoju ochrony.

Podoba mi się, że ludzie, których spotykamy, różnią się sposobem zachowania i charakterystyką. Niektórym ocalałym możemy wręczyć broń, aby wspomagali nas w walce. Napotkamy jednak również rannych, którzy nie są w stanie samodzielnie chodzić. Wówczas musimy wziąć taką osobę na plecy albo pod ramię i zaprowadzić w bezpieczne miejsce. Kiedy jednak prowadzimy poszkodowanego, nie możemy walczyć, dlatego zadanie staje się znacznie bardziej wymagające. Uważam, że to bardzo dobre rozwiązanie, które urozmaica rozgrywkę i sprawia, że misje ratunkowe nie są nużące.

Muszę jednak niestety dodać również łyżkę dziegciu do tej beczki miodu. Ocalali, których ratujemy, charakteryzują się naprawdę niską inteligencją i potrafią zablokować się na jakimś obiekcie, albo bezmyślnie rzucić się do walki, zamiast uciekać. Jest to szczególnie irytujące, kiedy prowadzimy za sobą liczną grupę. Musimy bowiem stale wracać po ludzi, którzy zablokowali się w jakiś korytarzu, albo postanowili gonić przeciwnika i pobiec w zupełnie innym kierunku. Wówczas często ginie ktoś, kogo zostawiliśmy samotnie z przodu, cofając się po spóźnialskich.

Przypomina to trochę granie w The Lemmings. Najgorsze jest to, że jeśli jeden z ocalałych zostanie lekko w tyle podczas przechodzenia do nowej lokacji, to nie przejdzie z nami do nowego pomieszczenia, ale pozostanie w poprzednim i po chwili zginie. Misje ratunkowe są naprawdę fajnym elementem tej produkcji, ale niestety takie niedopracowane elementy, potrafią niejednokrotnie doprowadzić do wściekłości. Szkoda, że twórcy nie poprawili w remasterze zachowań NPC, albo nie zdecydowali się na dodanie kilku dodatkowych prostych komend, które pomogłyby bardziej kontrolować poczynania ocalałych.

Horror, komedia, czy może jedno i drugie?

Pomimo horrorowej otoczki, gra jest raczej utrzymana w lekkim i szalonym stylu. Osobiście, jako miłośnik japońskiego humoru, byłem zachwycony tym zakręconym, groteskowym klimatem. Chociaż walki z psychopatami są nudne i przewidywalne, to już same postacie bossów zostały wykreowane znakomicie. Ludzcy przeciwnicy, parodiujący typowych psycholi z filmów grozy, są tak bardzo przerysowani i groteskowi, że nietrudno parsknąć śmiechem podczas walki z nimi. Prawdę mówiąc, dla tych scenek, warto przebrnąć nawet przez te wszystkie nużące i schematyczne potyczki.

Dużo frajdy daje również modyfikowanie wyglądu Franka Westa. Odwiedzając liczne sklepy, możemy natknąć się na dodatkowe ubrania i akcesoria, które bez skrępowania możemy zakładać naszemu bohaterowi. Oczywiście wśród dostępnych ciuchów, znajduje się wiele zaprojektowanych z przymrużeniem oka. Przeszukiwanie sklepów przynosi naprawdę wiele radości. Nigdy bowiem nie wiemy na jaką broń, akcesorium czy ubranie natkniemy się w danym momencie.

Twórcy dali nam również możliwość przebierania Franka za bohaterów innych serii gier firmy Capcom, takich jak między innymi Resident Evil, Street Figher czy Mega Man. Niestety tych strojów nie znajdziemy na wieszakach w galerii handlowej. Aby z nich skorzystać, należy bowiem wykupić płatne DLC, albo zdecydować się na kupno droższej wersji gry, która zawiera wspomniane kostiumy.

Dużo dobrych słów należy powiedzieć o oprawie audiowizualnej produkcji. Pomimo iż mamy do czynienia tylko z remasterem, to grafika została bardzo wyraźnie poprawiona i dostosowana do współczesnych standardów. Modele i twarze postaci są o wiele bardziej realistyczne, a lokacje, po których się poruszamy, wyglądają naprawdę dobrze i nie odpychają. Oczywiście nie jest to grafika, która zachwyca detalami i pokazuje moc współczesnych konsol. Niemniej jednak twórcy naprawdę odwalili kawał dobrej roboty, sprawiając, że gra z 2006 roku nie tylko, nie odrzuca dzisiaj od ekranu, ale wygląda naprawdę bardzo dobrze. Nie można mieć również żadnych zastrzeżeń do warstwy dźwiękowej. Muzyka, choć nie wybitna, jest klimatyczna, a voice acting stoi na wysokim poziomie.

Dead Rising Deluxe Remaster, pomimo pewnych niedociągnięć i irytujących z dzisiejszej perspektywy elementów, stanowi przykład naprawdę dobrze wykonanego remastera. Twórcy nie poprzestali na podniesieniu grafiki do jakości HD, ale dostosowali oprawę wizualną do wymogów współczesnych graczy. Dokonali również kilku znaczących usprawnień w zakresie mechaniki gry.

Gracze, którzy pamiętają i kochają oryginał, będą zachwyceni. Osoby, które jednak nie miały okazji zagrać wczśniej w niego, mogą mieć problemy z przedarciem się przez warstwę rozwiązań, które w 2006 roku stanowiły w grach wideo normę, ale dzisiaj postrzegane mogą być jako irytujące, archaiczne, czy zwyczajnie zbyt trudne. Jeśli jednak starczym im cierpliwości, z całą pewnością, nie będą tego żałować. Fani oryginału do ostatecznej oceny powinni dodać sobie jeszcze co najmniej 0,5 punktu. Capcom bowiem naprawdę się postarał.

Dziękujemy firmie Capcom za udostępnienie gry do recenzji.

Podsumowanie

Gra
  • Oprawa graficzna została znacznie poprawiona
  • Zakręcony klimat gry
  • Mnogośc broni dostępnych w grze
  • Ciekawe zadania i misje poboczne
  • Duża swoboda działania
Nie gra
  • Walki z bossami są nudne i schematyczne
  • NPC zachowują się dziwnie i nielogicznie
  • Konieczność płacenia za dodatkowe stroje
Artyzm
Dźwięk
Gameplay
Fabuła
Werdykt: 4/5
"Solidny szpil"
go-stargo-stargo-stargo-stargo-star
go-stargo-stargo-stargo-stargo-star

Świetny remaster, który zachwyci fanów serii Dead Rising. Pozostali gracze mogą narzekać na irytujące elementy, ale i tak powinni dać szansę tej grze .

Platformy:
Czas czytania: 12 minut, 52 sekund
Komentarze
...
83.11.***.*** • #1
maniekmaniu
Przedwczoraj, 10:16

To jest remaster, a nie wstydoremaster:

The last of Us 2, Horizon, Uncharted 4 i inne gry Sony. Jeszcze REMAKE Until Dawn. ahhahaa

odpowiedz
...
89.64.***.*** • #2
Prz3mQ
Przedwczoraj, 12:08

Remake Until Dawn to w sumie wprowadza dużo więcej zmian, niż te, które wymieniłeś wcześniej. Na duży plus na pewno zmiana kamery ze statycznej na podążającą za bohaterem. To może być akurat całkiem dobre wydanie.

odpowiedz
Dodaj nowy komentarz:
...
Twój nick:
Twój komentarz:
zaloguj się

Ta strona korzysta z reCAPTCHA od Google - Prywatność, Warunki.


Treści sponsorowane / popularne wpisy: