Recenzja

Recenzja: Diablo 4 Vessel of Hatred

Słyszeliśmy, że lubicie Diablo dlatego mamy dla was więcej Diablo w Diablo. Tylko niezbyt chciało nam się popracować nad kampanią.

Diablo 4 przebyło długą i wyboistą drogę. Całkiem niezłe recenzje na premierę, a później wiele głosów zawiedzionych słabą końcową fazą gry. Blizzard starał się odpowiadać na potrzeby graczy, a tytuł z każdym kolejnym sezonem stawał się coraz lepszy. Wiele mechanik zostało przerobionych, aby lepiej pasować do tego, jak ludzie naprawdę chcą grać w grę o zaklikiwaniu demonów na śmierć. Natomiast to czy zmiany te dowożone były wystarczająco szybko, jest już kwestią dyskusyjną. Bezdyskusyjne natomiast jest to, że fabuła czwórki zakończona została gigantycznym cliffhangerem. Czy Vessel of Hatred stanowi odpowiedź na wszystkie problemy i pytania czwórki?

Nowy świat, stare problemy

Historia Naczynia Nienawiści rozpoczyna się bezpośrednio w miejscu, w którym urwana została fabuła podstawki. Poniżej znajduje się spoiler fabularny z podstawki, ktory ukryliśmy. Odsłoń go, jeśli przeszedłeś podstawową wersję gry. Lilit, Córa Nienawiści wraz z Inariusem wąchają kwiatki od spodu, a Katedra Światła została zmasakrowana. Jeden z Trzech Najwyższych Złych, Mefisto, Władca Nienawiści, uwięziony jest w Kamieniu Dusz. Owy artefakt znajduje się w rękach Neireli, która uciekła w kierunku krain Nahantu na własną rękę, zostawiając po sobie jedynie list z drobną wskazówką dlaczego. Jak widzieliśmy w epilogu opowieści Diablo 4, Mefisto choć uwięziony, zdaje się mieć na nią wpływ, o czym świadczy podążający za nią zakrwawiony wilk.

Naszym zadaniem w dodatku będzie wytropienie Neireli. Przy okazji naszych odwiedzin w nowej krainie poznamy Spalonych Rycerzy, frakcję wojowniczych fanatyków powstałych z pozostałości Katedry Światła. Odgrywają oni kluczową rolę w fabule, gdyż tak jak my próbują wytropić dzierżycielkę Kamienia Dusz, w poszukiwaniu zemsty za to co spotkało ich zakon oraz Inariusa. Jeżeli macie za sobą podstawową kampanię, możecie od razu zacząć przygodę z fabułą rozszerzenia, tworząc nową, bądź wcielając się w już istniejącą postać.

Fabuła Diablo 4 Vessel of Hatred nie jest najmocniejszą stroną dodatku. Jej poznanie zajmuje około pięciu, nieszczególnie intensywnych godzin, podczas których uświadczyłem niewiele momentów wywołujących efekt „wow, ale to było dobre!”. Do tego grze po prostu nie udało się mnie szczególnie zainteresować prezentowanymi wydarzeniami. Kolejnym problemem jest to, że kampania ma nierówne tempo oraz przestoje, podczas których musimy wykonywać czynności rodem z nudnego mmo.

Wielkim rozczarowaniem okazało się zakończenie, które, nie uwierzycie, po raz kolejny pozostawia nas z cliffhangerem. Jeżeli liczycie na to, że poznacie pełną historię Mefista, to będziecie mocno rozczarowani. W rzeczywistości to pierwszy akt większej opowieści. Pytanie, czy poznamy jej dalsze rozdziały w ramach sezonów, czy będziemy musieli poczekać na kolejne rozszerzenie.

To, co mi się podobało natomiast, to fakt, że nasz protagonista ma tym razem o wiele więcej do powiedzenia. Przyjemnie było obserwować postać, która robi coś więcej niż mruczenie i tłuczenie kolejnych fal wrogów. Dodatkowo, podczas wielu misji mamy ze sobą towarzyszy, którzy nie tylko potrafią dziabnąć piekielne pomioty ostrą stroną miecza, ale też umilają czas dobrze zrealizowanymi dialogami.

Chociaż trochę ponarzekałem, to przyznaję, że najnowsza opowieść Zamieci ma swoje momenty. Pomimo wad, faktycznie może się podobać. Jak zwykle dostajemy też dopracowane przerywniki filmowe. Reżyseria, scenariusz, nastrój, jaki udaje im się wykreować — twórcy znają się na swoim rzemiośle i to widać. Spodziewam się też, że nie każdemu będą przeszkadzały zadania wypełniacze, które mnie trochę znużyły. W końcu uwielbiam czyścić kropki w Asasynach uznawanych za nudne.

Nadal mrocznie, choć nieco bajecznie

Nowy region, Nahantu, który przyjdzie nam zwiedzić, stanowi kontrast do terenów znanych z podstawowej wersji gry. Zamiast wszechobecnego mroku i śmierci dostajemy dosyć jasną, pełną żywych kolorów dżunglę. Jasne, znajdziemy tu i całkiem mroczne obszary wywołujące ciarki na plecach, ale przez znakomitą część zabawy nowe tereny stanowią świeżą i ciekawą odmianę od znanego nam sanktuarium. Dobrze prezentują się również nowe lochy i twierdze, jak i całkiem przytulne główne miasto — Kurast.

Vessel of Hatred serwuje jedne z ładniejszych lokacji w serii Diablo. Główny hub prezentuje się znacznie lepiej od Kiovosadu. Fajnie wypadają mosty linowe łączące drewniane domki czy piramidy schodkowe inspirowane architekturą Azteków. Pojawiają się podziemia, w których dosłownie rozdzielamy morza czy zagłębiamy się w królestwie duchów. Do tego, jako że mamy do czynienia z dżunglą, na każdym kroku możemy podziwiać nasyconą barwami, bujną roślinność. Oczywiście fanom śmierci i spaczenia może to nie przypaść do gustu. Widać, że włożono tu sporo pracy, ale różnorodność mogłaby być większa.

Jak przemierzać nowe biomy to tylko w skórze nowej klasy postaci — Spirytysty. Gdybym miał ją opisać jednym zdaniem, to byłoby to połączenie mnicha i szamana z trójki. Zjawiskowo prezentują się zarówno dopracowane animacje jego ataków jak i niezwykle widowiskowe umiejętności. Widać, że włożono wiele pracy w to, aby maksymalnie wykorzystać potencjał drzewka, czy może raczej gałązki, rozwoju umiejętności z Diablo 4. Zupełnie jakby sama nowa klasa miała sprzedać nam nowy dodatek. I może się to udać. Zwłaszcza że pozwala ona na niespotykaną dotąd wolność pod względem buildów i mechanik.

Umiejętności oparte są o jednego z czterech duchów strażniczych. Odpowiadają oni różnym archetypom i typom obrażeń. Goryl uczyni z nas potężnego tanka. Jaguar skupia się na szybkich, ognistych atakach. Orzeł dzierży moc błyskawic i pozwala szybko przemieszczać się po polu walki. Zaś skolopendra jest wielbicielkę trucizn i nękania adwersarzy debuffami oraz obrażeniami rozłożonymi w czasie. Mieszanie mocy duchów czy skupienie na jednym z nich, każdy styl zabawy sprawia dużo frajdy. Dużym minusem Spirytysy jest jednak ograniczenie do korzystania z wyłącznie jednej dwuręcznej broni drzewcowej. Mimo to uważam, że możliwości nowej klasy, sprawiają, że warto dać jej szansę.

Dobrze znane nowości

Naczynie nienawiści to wielki powrót bardzo lubianych przeze mnie najemników. Każda z czterech postaci, jaką możemy zrekrutować w ramach świetnie wykonanych, unikalnych misji, to indywidualista o dosyć ciekawym charakterze. Różnią się oni również specjalizacjami i tak mamy łucznika, maga, tanka i barbarzyńcę. Możemy dobrać umiejętności, najlepiej dopełniające nasz styl gry, korzystając z minidrzewka zdolności. Na tym niestety personalizacja się kończy, bo już uzbrojenia naszego towarzysza w żaden sposób nie zmienimy. Mam wrażenie, że zmarnowano potencjał na to, jak bardzo bohaterowie niezależni mogliby dopełniać nasz build.

W odróżnieniu od podkomendnych z Diablo 3 tutaj możemy mieć aktywnych aż dwóch pomocników, choć nie w ten sam sposób. Jeden klasycznie biega za nami, natomiast drugi przypisany jest do jednej z naszych zdolności. W momencie jej aktywacji pojawia się on na polu walki i aktywuje swoją, wybraną przez nas umiejętność. To ciekawe rozwiązanie, dodające kolejną warstwę, na której możemy dostosowywać nasz styl gry. Osobiście wolałbym jednak gdyby druga postać była widoczna przez cały czas. Zwłaszcza że kompani mają sporo zabawnych tekstów, którymi lubią rzucać w trakcie naszych przechadzek. Jakoś przyjemniej anihilować zastępy niemilców z ich komentarzami. Choć z najemnikami wiąże się spory niedosyt, to nadal fajnie, że są i nie wyobrażam sobie grać w Diablo 4, nie korzystając z nich.

Kolejną powracającą nowością, tym razem z drugiego diaboła, są słowa runiczne. Możemy korzystać maksymalnie z dwóch, a każde z nich składa się z jednego kamienia rytuału i inwokacji. Pierwszy definiuje sposób, w jaki zbieramy punkty, które po osiągnięciu danego progu wykorzystywane są przez inwokację do wyzwolenia jakiegoś efektu. Może to być jakiś wybuch czy przyzwanie chowańców. To fajny system, choć obecnie niezbyt rozbudowany, a efekty słów runicznych często słabo zgrywają się z buildem naszej postaci.

Grind w nowych szatach

Dodatek znacznie rozbudowuje ostatnią fazę rozgrywki poprzez Mroczną Cytadelę. To bardzo solidnie przygotowany pseudo raid rodem z MMO, z którym mierzymy się w grupie od dwóch do czterech graczy. Przemierzając trzy skrzydła cytadeli, mierzymy się nie tylko z niezliczonymi zastępami wrogów oraz potężnymi bossami, ale też z zagadkami logicznymi. Mechaniki, z jakimi musimy sobie tutaj radzić, są całkiem ciekawe, ale o wiele za proste, przez co zwycięstwo nie daje tyle satysfakcji, ile by mogło. Same łupy są za to tak przyjemne, że i tak chce się te raidy powtarzać. W mojej ocenie to obecnie najlepsza endgameowa aktywność w grze, chociaż wymaga jeszcze poprawek i rozbudowy.

Jeżeli boicie się, że coś was ominie, bo nie macie znajomych łupiących w Diablo 4, to raczej nie macie się czym przejmować. Naczynie Nienawiści wprowadza wyszukiwarkę drużyn, więc powinniście bez problemu znaleźć kogoś do wspólnej zabawy. To bardzo dobry dodatek. Pokonywanie piekielnych hord jest o wiele przyjemniejsze w towarzystwie. Nawet wtedy gdy biegamy z totalnymi randomami.

Dla spragnionych mordowania w pojedynkę istnieje Podmieście Kurast. To podziemia typu „time attack”. Niezwykle dynamiczne doznanie, pełne wrogów, a do tego zegar bezlitośnie odlicza czas do przegranej. W trybie tym mamy do pokonania trzy poziomy lochów, na których rozrzuceni są przeciwnicy i obiekty dodający cenne sekundy oraz tacy, którzy poprawiają jakość nagród. Mnóstwo adrenaliny, niemilców i fajnych nagród. Myślę, że fanom Diablo przypadnie do gustu ta forma zabawy.

Oddajcie moje FPSy

Diablo 4 Vessel of Hatred graficznie prezentuje się znacznie lepiej od podstawki. Zarówno odwiedzane miejscówki jak i projekty agresorów stoją na wysokim poziomie. Nie jest to jednak aż tak zachwycające, aby tłumaczyć to, jak gra działa. Nagle spadająca ilość klatek, dziwaczne zacinanie się gry czy znikające tekstury. Miałem sytuację, w której gra zawiesiła się podczas cutscenki, przez co musiałem powtarzać około trzydziestominutowy fragment kampanii. Nagminne są lagi, teleportowanie się postaci i przeciwników. Pod względem technikaliów potrzeba tu jeszcze wiele pracy.

Podsumowanie

Czy naczynie nienawiści to dobry dodatek? No tak średnio bym powiedział, tak średnio. Mamy tu fajne nowości. Spirytysta to bardzo udana nowa klasa, a Mroczna Cytadela i Podmieście Kurast to solidne tryby rozgrywki, choć zwłaszcza ten pierwszy wymaga jeszcze rozbudowy. Dużym minusem jest niezwykle krótka i nie zachwycająca kampania fabularna, do tego kończąca się nieprzyjemnym cliffhangerem. Nie można też zapomnieć o trapiących produkcję problemach technicznych. Jeżeli jednak tym, co interesuje was w pierwszej kolejności, jest anihilacja ton przebrzydłych maszkar, to warto się Naczyniem Nienawiści zainteresować. Zwłaszcza, jeżeli właśnie za to polubiliście podstawkę.

Podsumowanie

Gra
  • Ładne lokacje
  • Spirytysta to ciekawa i przyjemna klasa
  • Rozbudowa endgame'u: Mroczna Cytadela i Podmieścia Kurast
  • Najemnicy
  • Wyszukiwarka drużyn
Nie gra
  • Krótka, nie porywająca kampania
  • Optymalizacja
  • Za mało rozbudowane nowe tryby i systemy
Artyzm
Dźwięk
Gameplay
Fabuła
Werdykt: 3/5
"Zwykły przeciętniak"
go-stargo-stargo-stargo-stargo-star
go-stargo-stargo-stargo-stargo-star

Diablo 4 Vessel of Hatred oferuje wiele przyjemnego tłuczenia potworków i rozczarowywującą kampanię fabularną. To dodatek głównie dla fanów podstawowej wersji gry.

Platformy:
Gry:
Czas czytania: 10 minut, 45 sekund
Komentarze
Dodaj nowy komentarz:
...
Twój nick:
Twój komentarz:
zaloguj się

Ta strona korzysta z reCAPTCHA od Google - Prywatność, Warunki.


Treści sponsorowane / popularne wpisy: