W zeszłym roku miałem przyjemność i zaszczyt recenzować zremasterowaną wersją trzeciej odsłony serii Dragon Quest . Produkcja ta mnie zachwyciła i bardzo ucieszyłem się, kiedy dowiedziałem się, że SquareEnix zamierza odświeżać kolejne odsłony kultowego cyklu. Tym razem otrzymaliśmy dwie pierwsze części, które chronologicznie dzieją się po wspomnianej już „trójce” i wspólnie z nią tworzą tzw. Trylogię Endricka. Nazwa ta pochodzi o imienia protagonisty, którego losy poznaliśmy właśnie w Dragon Quest III.
Smocza seria zadebiutowała w 1986 roku. Jej pierwsza odsłona jest szczególna, albowiem wyraźnie zapisała się w historii gier wideo. Nie tylko dlatego, że podłożyła podwaliny pod gatunek JRPG. Tytuł ten sprawił również, że coraz większą rolę w grach wideo zaczęli odgrywać scenarzyści i warstwa fabularna produkcji. Dragon Quest II natomiast jeszcze bardziej rozbudował ten element. Jednakże czy odświeżone tytuły z lat 80. są grywalne i wciągające z dzisiejszej perspektywy? Na te pytanie odpowiem w recenzji.
Potomkowie legendarnego herosa
Ponieważ część z Was mogła nie grać jeszcze w zeszłoroczny remake trzeciej odsłony cyklu, nie będę streszczał wydarzeń przedstawionych w tamtej produkcji. Napiszę tylko, że opowiadała ona dzieje bohaterskiego Endricka, który uratował świat przed złem. W Dragon Quest I poznajemy natomiast losy potomka legendarnego herosa, który wyrusza na pomoc pojmanej przez demony księżniczce. Rzuca także wyzwanie Władcy Smoków, terroryzującemu okoliczne królestwa. Protagonista musi przemierzyć niebezpieczne krainy, aby przywrócić porządek na świecie.
Nie da się ukryć, że fabuła pierwszej części serii jest raczej prosta i mało skomplikowana w porównaniu ze współczesnymi produkcjami. Pamiętajmy jednak, że historia ta została napisana w czasach, kiedy większość gier była praktycznie pozbawiona warstwy fabularnej, bądź pełniła ona marginalną rolę. Pomimo swojej prostoty opowieść została napisana zręcznie i jest naprawdę ciekawa oraz wciągająca. Stanowi także znakomite świadectwo tego, jak wyglądały początki fabularnych JRPG.
Historia przedstawiona w Dragon Quest II jest natomiast zdecydowanie bardziej rozbudowana i złożona. Rozgrywa się ona 100 lat po wydarzeniach z „jedynki” i przedstawia losy kolejnego potomka Endricka oraz jego kuzynów. Bohaterowie pochodzą z trzech królestw złączonych przyjacielskim sojuszem. W momencie ataku demona Hargona, na jedno z nich, protagoniści postanawiają wspólnie wyruszyć do walki z siłami mroku.
Fabuła drugiej części stanowi wielki krok naprzód w porównaniu do pierwszej odsłony cyklu. Ogromna w tym zasługa faktu, że twórcy zdecydowali się na dołożenie głównemu protagoniście towarzyszów podróży. Dzięki temu możemy obserwować sporo interesujących interakcji pomiędzy bohaterami. Scenarzyści zaserwowali graczom także więcej nagłych zwrotów akcji i pobocznych wątków, które sprawiają, że fabuła bardziej przystaje do współczesnych standardów. Niemniej jednak naprawdę zachęcam Was do rozpoczęcia zabawy od „jedynki”, która jest znakomitym wprowadzeniem do całej serii.
Remake dla fanów gatunku
Twórcy remake’u wyszli z założenia, że nie warto zmieniać czegoś, co funkcjonuje dobrze. Pod względem rozgrywki produkcja nie różni więc praktycznie zupełnie od zeszłorocznego Dragon Questa III. Ponownie poznajemy losy milczącego herosa, który odwiedza kolejne krainy, miasta oraz lochy w celu uratowania świata przed złem. Po drodze toczymy potyczki w klasycznym systemie turowym, ulepszamy postacie oraz odkrywamy kolejne wątki opowieści. Czy to źle, że producenci postanowili nie ruszać klasycznego schematu i zaserwować nam wierny remake oryginałów? Moim zdaniem, absolutnie nie.
Chciałbym wyraźnie zaznaczyć, że Dragon Quest I & II HD-2D Remake nie jest produkcją, mającą na celu zainteresowanie graczy, którzy nie przepadają za JRPG-ami, albo nie mieli z nim wcześniej do czynienia. Twórcy stworzyli grę dla miłośników i weteranów tego gatunku, pamiętających i wspominających z rozrzewnieniem klasyczne tytuły z konsol poprzednich generacji. Dlatego też nie zdecydowali się na żadne ustępstwa ani uproszczenia wobec oryginalnej formuły. Moim zdaniem to bardzo dobra decyzja, choć z całą pewnością nie wszyscy będą z tego powodu zadowoleni.
Oba znajdujące się w zestawie tytuły charakteryzują się wysokim poziomem trudności. Od samego początku zostajemy wrzuceni w wir przygody, i już pierwsi bossowie mogą sprawić wiele problemów mniej doświadczonym osobom. Niecierpliwi gracze mogą być również zirytowani ślimaczym tempem rozgrywki. Sterowani przez nas bohaterowie poruszają się bardzo powoli, przez co eksploracja zawiłych lochów trwa naprawdę długo. Tym bardziej, że co kilka metrów przerywana jest kolejnymi losowymi walkami z przeciwnikami, czyhającymi na każdym kroku.
Osobiście cieszę się, że twórcy postanowili dostarczyć nam tytuły jak najwierniejsze oryginałom. Dzięki temu produkcje nie zatraciły swojego klimatu, a my możemy na własne oczy zobaczyć początki gatunku JRPG. Tak jak i w zeszłorocznym tytule, możemy zmienić stopień trudności na łatwy. Niestety w tym przypadku również jest on za prosty i po jego aktywacji, zabawa nie stanowi absolutnie żadnego wyzwania. Szkoda, że znowu zabrakło pośredniego trybu, który pozwoliłby na przykład na szybsze zdobywanie doświadczenia, ale bez ingerencji w poziom trudności rozgrywki.
Wrażenia estetyczne gwarantowane
Wierność oryginałom nie oznacza oczywiście, że otrzymaliśmy gry żywcem wyjęte z konsoli NES. Twórcy dołożyli wielkich starań, aby pomimo klasycznej oprawy, oba tytuły wyglądały jak najlepiej. Połączenie dwuwymiarowej grafiki pixel-art z trójwymiarowym środowiskiem sprawia, że produkcje prezentują naprawdę ślicznie i bajkowo. Wszystkie odwiedzane lokacje zostały zaprojektowane od nowa i wyglądają znakomicie. W pełnych kolorów miastach rzeczywiście czuć klimat spokoju i wyciszenia, natomiast ciemne i mroczne lochy sprawiają surowe i groźne wrażenie.
Czym byłaby jednak ta seria bez wspaniałej muzyki? Po raz kolejny, o oprawie dźwiękowej można mówić tylko w samych superlatywach. Cały soundtrack został nagrany od nowa i podobnie jak w odświeżonym Dragon Quest III zamiast 8-bitowych muzyczek słuchamy wykonywanych przez orkiestrę utworów. Wśród nich możemy znaleźć zarówno te przewijające się we wszystkich odsłonach cyklu, jak i unikalne kawałki nagrane na potrzeby pojedynczych części.
Zremasterowane produkcje otrzymały również kwestie dubbingowe, które słyszymy podczas ważniejszych rozmów. Możemy zdecydować się na japońską lub angielską ścieżkę dźwiękową. Jak zwykle, polecam Wam wybranie tej pierwszej. Aktorzy głosowi z Kraju Kwitnącej Wiśni doskonale wczuwają się w rolę, nadając obu grom wyjątkowego klimatu. Szkoda jednak, że nie zdecydowano się na nagranie wszystkich linii dialogowych, przez co możemy posłuchać tylko najważniejszych dla fabuły postaci.
Blaski i cienie
Grafika i dźwięk to jednak niejedyne zmiany w klasycznych produkcjach. Jak pisałem wcześniej, SquareEnix postarało się, aby odświeżone wersje klasycznych odsłon serii Dragon Quest były jak najbliższe oryginałom. Twórcy zdecydowali się jednak na dołożenie kilku nowości, które czynią produkcje bardziej przystępnymi, bez znacznej ingerencji w mechanikę rozgrywki. Oprócz wspomnianego już, wyboru poziomu trudności, skorzystać możemy ze znaczników na mapie, a także dostosować prędkość prowadzonych walk.
Szczególnie ta druga funkcja okazuje się przydatna. Walki w klasycznych odsłonach serii są naprawdę bardzo powolne. Co więcej, zamiast animacji atakujących bohaterów, widzimy jedynie tekst opisujący czy dany atak się powiódł i jakie obrażenia zadał. Pomimo mojego wielkiego uwielbienia dla turowego systemu walki, muszę niestety przyznać, że ich tempo w obu tytułach jest iście żółwie. Biorąc pod uwagę ogromną częstotliwości potyczek, mogą powodować one znużenie. Szczególnie kiedy eksplorujemy kilkupoziomowe lochy.
Pomimo opcji regulacji prędkości wyświetlanego tekstu uważam, że twórcy powinni nieco zdynamizować potyczki, bądź przynajmniej dodać opcję łatwiejszego podnoszenia poziomów postaci. Jak pisałem wcześniej, wielu bossów jest naprawdę trudnych, co zmusza nas do częstego grindowania. Niestety jest ono bardzo długotrwałym procesem i w połączeniu z dłużącymi się walkami, może zniechęcić gracza. Szczególnie w części pierwszej, w której sterujemy tylko jednym bohaterem, i gdzie duża część potyczek ogranicza się do powtarzania w kółko tych samych komend.
Remastery obu części cyklu oferują także kilka fajnych smaczków i dodatków. Najciekawszym z nich jest niewątpliwie dodanie nowej członkini drużyny w Dragon Quest II (nie będę jednak mówił kogo, aby nie psuć Wam niespodzianki). Oprócz tego obie produkcje zostały wzbogacone o kolekcjonowanie minimedali, a także zwojów, uczących nowych czarów i umiejętności. Spodobał mi się również system zbierania pieczęci żywiołów, dzięki którym możemy obudzić u protagonisty ukryte moce. Dodano także kilka nowych lokacji i questów, nieobecnych w NES-owych wersjach obu gier.
Ahoj, przygodo!
Recenzując Dragon Quest III HD-2D Remake pisałem, że mało która gra daje tak wielkie poczucie uczestnictwa w podróży. Pomimo iż w dwóch pierwszych odsłonach brakuje niestety rewelacyjnego systemu dnia i nocy, to w dalszym ciągu czujemy się, jakbyśmy wspólnie z bohaterami przemierzali fantastyczne krainy. Ogromna w tym zasługa właśnie tego powolnego tempa rozgrywki, które pozwala na wyciszenie się, dokładne obserwowanie odwiedzanych lokacji i zasłuchanie w piękną muzykę. Twórcom udało stworzyć się światy, które zachwycają nas swoim spokojem, naturalnością i klimatem.
Recenzowana produkcja może czasami sprawiać wrażenie archaicznej, a nawet momentami nużącej i schematycznej. Jednocześnie elementy te powdują, że jej uruchomienie to niezwykła wycieczka w czasie, do korzeni gatunku JRPG. Nie szybka, kilkudniowa objazdówka z przewodnikiem, ale prawdziwa, pełna trudów podróż, w której na własną rękę odkrywamy obce krainy i doświadczamy tego, co w nich najlepsze. Bardzo doceniam twórców za odwagę i bezkompromisowość w chęci przedstawienia nam korzeni serii w formie możliwie najbardziej zbliżonej do oryginałów.
Dragon Quest I & II HD-2D Remake podążyło ścieżką wydeptaną przez zeszłoroczną, odświeżoną trzecią odsłonę serii, nie szukając własnej drogi. To wspaniała produkcja, posiadająca dokładnie te same atuty oraz niedociągnięcia, co poprzedniczka. Na całe szczęście, tych pozytywnych elementów jest zdecydowanie więcej, przez co każdy miłośnik JRPG powinien zapoznać się z tym tytułem. Trzeba przyznać, że Trylogia Endricka została zamknięta w sposób godny tego wielkiego herosa.
Dziękujemy firmie Cenega za udostępnienie gry do recenzji.
Podsumowanie




Ten zestaw gier pozwala nam lepiej zrozumieć, za co gracze pokochali serię Dragon Quest.














Komentarze
Dodaj nowy komentarz: