Stay out on these tyres!
Odkąd Electronics Arts przejęło Codemasters wielu fanów zadrżało. W końcu ten wydawca nie cieszy się najlepszą opinią jeśli chodzi o wprowadzanie zmian i nowych ficzerów w grach sportowych i przyzwyczaił nas do powolnej ewolucji, aniżeli rewolucji. W tym roku EA jednak zadziałąło wbrew tradycji i w przypadku Formułyn 1 postawiło jednak na spore zmiany — to właśnie przykuło moją uwagę do F1 2025!
Wspominana zmiana dotyczy mojego ulubionego oraz najbardziej klimatycznego i immersyjnego trybu, czyli My Team. Tym razem nie tworzymy kierowcy, który jest jednocześnie szefem zespołu, ale tworzymy sobie głowę zespołu, i następnie wybieramy z istniejących kierowców dwóch śmiałków, którzy zgodzą się reprezentować naszą stajnię. Identycznie jak wcześniej wybieramy barwy i styl zarówno bolidów jak i kombinezonów, logo oraz nazwę naszej ekipy. I na tym podobieństwa do poprzedniczek się kończą.
Po tych podstawowych mechanikach wchodzimy w gąszcz pracy menadżera. Wybieramy sponsora głównego, u którego będziemy pracować na zaufanie swoimi wynikami. W zamian on sypnie dodatkowym groszem albo nowym wzorem loga na bolid. Tak, wraz z tą mechaniką pojawiły się też miejsca na różnych sponsorów na bolidzie. Na całe szczęście nie jest to tylko zabieg kosmetyczny. Każde miejsce jest warte więcej, a każdy sponsor płaci inaczej. Wiec im lepiej pozarządzamy naklejkami sponsorów na naszym aucie, tym więcej kasy możemy od nich wyciągnąć.
Zarobioną gotówkę jest w co inwestować. Istnieją tu 3 różne działy, które można ulepszać w zamian za różnego rodzaju bonusy, jak np. większy zysk od sponsorów, możliwość budowania dwóch części bolidów w jednym oddziale (w grze są 4 działy odpowiedzialne odpowiednia za aerodynamikę, podwozie, napęd oraz wytrzymałość), czy ulepszenie statystyk kierowców. Poza tym kalendarz między wyścigami zapełniamy wydarzeniami, które mają jednocześnie profit dodatni jak i ujemny. Segment zarządzania, naprawdę mi się podoba, i wciąga na tyle, że zapominamy, że to gra wyścigowa, a nie jakiś semi tycoon. Jak natomiast wypada prawdziwa akcja na torze?
We checking! We checking!
Gameplay w grach sportowych jest ciężkim orzechem do zrecenzowania. Grałeś w jakąkolwiek grę wcześniej? Zwykle dostaniesz to samo, zwykle z jakąś mało innowacyjną zmianą UI, którą wydawca uważa zresztą za swoje opus magnum, a niestety często to zbyt za mało. Nawet w wieloletnich seriach gier sportowych zdarzają się bowiem problemy i to często takie, które są w serii od dawna. Do takich rzeczy na pewno można wrzucić dziwnie działającą fizykę kolizji, która często zamienia bolidy w mydelniczkę.
Największym jednak zarzutem mam do tego, że boty zwyczajnie oszukują w wyścigach w deszczu i klasycznie w kwalifikacjach w Monako. Próbowałem paru podejść, bo myślałem, że po prostu ja nie umiem grać, ale rywalizacja z AI na mokrych nawierzchniach przypomina zmagania Zyzgaka z trzeciej części "Aut", Gdzie mimo ciśnięcia inni i tak nas wyprzedzą i zostanie nam walka o dół tabeli. Takie sytuacje zdarzają się nagminnie, gdzie, na suchym wariancie bez problemu możesz uzyskać nawet TOP 5. Wygląda to, jak błąd w jakimś pliku pozostawiającą przyczepność i steorwność bolidów botów na 100%, zupełnie jak gdyby deszcz nie padął, podczas gdy nasza już znacząco spada.
Jedyny tryb, w którym to my często mamy przewagę wobec botów to kampania fabularna Braking Point 3. Znajdziemy w niej kontynuację historii Aidena Jacksona jeżdżącego w barwach Konnersportu znaną już od paru części. Prezentacja historii jest mocno zainspirowana ujęciami z Netflixowego serialu "Drive to survive". To przygoda dość krótka i raczej skierowana do osób, które stawiają pierwsze kroki w F1 bądź motorsportu ogólnie.
Rozgrywka została tutaj mocno oskryptowana i podzielona na 15 rozdziałów. Podczas zabawy ne będziemy mieli wpływu na rozwój bolidu, a raczej jedynie rozwój wydarzeń zaprezentowany nam na przerywnikach filmowych, które muszę dodać, są całkiem ładne i wyjątkowo klimatyczne. Problemem jest jednak fabuła. Widać, że twórcy starali się wpleść w kampanię bardziej poważny wątek, ale jest on tak płytki, że ciężko się zaangażować w przedstawione nam wydarzenia. Taka klasyczna historyjka, w której mocą przyjaźni całkiem nowy team w F1 wygrywa wszystko. Przyjemna, ale nic więcej.
Champion of the World
Kiedy jednak już stwierdzimy, że wymijanie botów już nie sprawia nam frajdy, z pomocą przychodzą tryby online. Tylko czy aby na pewno z pomocą? Bo po tym co widziałem, gdybym chciał ścigać się głównie z innymi graczami, to byłbym średnio zaintrygowany wbudowanymi trybami i tym jak rozgrywka multi działa. Zacznijmy najpierw od tego co najgorsze, czyli właśnie inni gracze. Nawet mimo wprowadzenia tzw. Safety ratingu, który ocenia twoją czystą jazdę i podnosi twoją ocenę, pozwalając na jazdę z lepszymi i bardziej utalentowanych graczy, nie sprawia, że rywalizacja jest przyjemna.
Gracze F1 mają serio zero nerwów i ego kruchości szkła. Masz szanse na czyste wyprzedzenie? Szanse, że przeciwnik wyrzuci nas z toru, są ogromne. Wyprzedziłeś go, a on tego nie zrobił? Nie chwalmy dnia przed zachodem, bo najpewniej na następnym zakręcie, zamiast zahamować sam, zahamuje na nas. Kierowcy, na których trafiałem, są jak Marek Marucha rozwalający się po torze i cieszący się, jacy to fenomenalni są.
Drugą i niestety równie kiepską stroną medalu, jest stabilność i działanie funkcji sieciowych. Często w trakcie wyścigu czy kwalifikacji rozgrywka została przerwana, bo wystąpiła migracja hosta, jeśli pierwotny opuścił grę. Z tak prostej rzeczy tworzą się aż dwa problemy, najpierw wyskakuje nam czarny ekran z napisem o łączeniu się usług sieciowych, a następnie nasz bolid zostaje bezwładny i najpewniej jest już dosłownie centymetry od ściany, bo na czas tego ładowania gra nie ulega zatrzymaniu. Wyobraź sobie scenariusz, w którym kręcisz czas dający pole position, dzieje się problem opisany wyżej, i kończysz swoje okrążenie pomiarowe z rozwalonym bolidem w ścianie. To bardzo frustrujące.
Kolejną uciążliwością jest jakieś dziwne odświeżanie serwerów gry. Wchodzisz, znajdujesz prawie pełny serwer, połowa osób czeka, aż uczestnicy skończą bieżący wyścig, dobiega on końca i... wyskakuje słynne wczytywanie usług sieciowych a po wczytaniu zostajesz sam w lobby. Mój rekord to czekanie około 10 min na około 7-minutowy wyścig, bo zdarzyło mi się to trzy razy pod rząd. Najgorsze, że podobnego rodzaju kwiatki pamiętam z ogrywania przeze mnie poprzedniej odsłony F1 22. Trochę wstyd, że po tylu latach nadal nie poprawili tak ważnego elementu.
Istnieje natomiast całkiem fajna alternatywa dla wbudowanych trybów online dla gier z tej serii. Znalezienie sobie ligi. Mimo poważnej nazwy nie trzeba być jakimś potężnym kierowcą pożerającym asfalt 24/7. Często formaty te, są organizowane przez osoby prywatne, z własnymi discordami czy stronami i zrzeszające szerokie grono bardziej i mniej utalentowanych kierowców. Rywalizacja wtedy nabiera nowego znaczenia, nie tylko ze względu na jazdę w jednym niezmieniającym się przez cały sezon gronie, ale także przez system kar, które często są rozstrzygane poza sama grą. Czy to ścinanie zakrętów, czy nieostrożna jazda, może Cię słono kosztować po weryfikacji przez stewardów, co pozwala poprawić zbyt pobłażliwy w grze system Safety Rating.
Fastest lap goes to....Brad Pitt??
Gra ma jeszcze jeden tryb, który ma oczywiście wypromować nadchodzący film, o tytule, nie zgadniecie... "F1"! Sam film wydaje się interesującą ciekawostką dla fanów, ale raczej niczym bardziej ambitnym. Może deweloperzy mają nadzieje, że Brad Pitt i Javier Brandem przyciągnie nowych ludzi do tego sportu? Natomiast sam tryb jest dość prosty, tytuł stawia przed nami 7 wyzwań do ukończenia, jakie są "momentami z filmu, które możesz przeżyć jeszcze raz".
Na ten moment jest dostępne jedno wyzwanie, kolejne zostaną odblokowane 30 czerwca, czyli w dzień premiery filmu w kinach. Jeśli natomiast struktura pozostanie ta sama, to tryb będzie działał na zasadzie: scena z filmu, następnie przejmujemy kierownice z konkretnym celem, a po wykonaniu go znów oglądamy scenę z filmu. Przyznam, że to ciekawy sposób na promocję filmu, ale raczej nagroda w postaci kasków bohaterów po ukończeniu wszystkich wyzwań do mnie nie przemawia. Nie mniej tym którym mało oskryptowanych misji z Braking Point 3 na pewno znajdą tu trochę więcej tego samego, a i mogą zainteresować się pójściem do kina.
This strategy dont work man
Spędzając w grze ponad 30 godzin, ogrywając kampanię fabularną, pół sezonu My Team, parę wyścigów online, myślę, że wiem, do kogo skierowany jest ten tytuł. Albo do graczy, którzy grę spod ręki Codemaster kupują co roku z różnych powodów (może to być np. silna więź z członkami ligi i chęć ścigania się z nimi jak najdłużej), lub początkujących nieopierzonych kierowców, dla których pojęcie "safety car" czy "stint" niewiele mówią, a chcieliby wejść w ten świat. Tryby skierowane do pojedynczego gracza dość dobrze wyjaśnią, co jest czym, przez co łatwiej będzie się odnaleźć w trybie zarządzania ekipą czy wyścigach online.
Problemem jest tu jednak to, o czym pisałem na samym początku recenzji. Pomimo ciekawych zmian w trybie my team nadal niepoprawiono wielu problemów, z jakimi seria mierzy się od lat, w tym także z frustrującymi i nieuczciwymi graczami w multiplayerze. O ile więc pierwsza grupa graczy kupi, tak czy siak, ten tytuł, o tyle ktoś wchodzący w ten świat niewiele straci, kupując zeszłoroczną edycję i będzie się bawił równie fajnie. Co prawda tryby sieciowe tych starszych odsłon najpewniej zastanie martwe, ale do poznania tej dyscypliny sportu dostępne tryby w zupełności wystarczą.
Czy więc mogę polecić ten tytuł? Mogę, ale nie w tej cenie. 270 zł za grę, w której potrzebnych zmian jest jak na lekarstwo, to rozbój w biały dzień. Liczę, że w następnej części twórcy wezmą się ostro do roboty i poprawią to, co trapi serię od dawna, a zmiany fabularne czy w trybie My Team będą tam wisienką na torcie, a niekoniecznie, jak w tym przypadku, głównym daniem.
Gra dostępna jest na PlayStation 5, Xbox Series X/S oraz pecetach. Tytuł do recenzji udostępniła firma Electronic Arts, za co serdecznie dziękuję!
Podsumowanie





F1 25 to po prostu kolejna gra sportowa wydawana co roku, w której nie doczekaliśmy się wyczekiwanych zmian. Co prawda zmiany trybu My Team są naprawdę fajne, to występowanie nadal tych samych problemów technicznych ten efekt skutecznie potrafi przyćmić.
Komentarze
Dodaj nowy komentarz: