Po obejrzeniu zwiastuna oczy prawie wypadły mi z orbit, a szczęki szukałem na podłodze przez półtorej godziny. Tak właśnie powinien wyglądać next-genowy Killzone - rzekłem z otwartą koparą i zapodałem powtórkę z rozgrywki.
Żaden Killzone nie mógł pochwalić się scenariuszem wyciągniętym prosto z najlepszych filmów science fiction - więc w Shadow Fall również nie doświadczymy fabularnych wypasów na miarę hollywoodzkich produkcji. Chociaż, tak sobie myślę, że nie kojarzę w tej chwili żadnego FPS-a, który porywałby mnie swoją historią. W Shadow Fall umiejscowiono akcję po wydarzeniach z trzeciej części serii, gdzie helghaści zostali przymusowo przesiedleni na znienawidzoną Vektę. Aby nie kusić losu, wybudowano kolosalny mur, który miał za zadanie oddzielać od siebie dwie zwaśnione frakcje. Po jednej stronie mamy więc prawych Vektan, żyjących w nowoczesnej metropolii pełniej zieleni i błyszczących budynków. Po drugiej zaś, Helghastów, koczujących w obskurnych i brudnych slumsach. Sytuacja wydaje się więc mocno napięta, zaś do rozpętania światowego konfliktu wystarczy malutka iskra, którą jak się zapewne domyślacie ktoś chce usilnie zapalić.
Killzone: Shadow Fall to otwarcie nowej serii - pokierujemy więc losami zupełnie nowego bohatera, vektańskiego protagonisty, Lucasa Kellana. Gość ma prawo nienawidzić helghańskiego ścierwa, ponieważ imperium w brutalny sposób zabiło mu ojca podczas przymusowych przesiedleń. Lucas postanowił więc wstąpić do vektańskiej armii, aby w przyszłości siać śmierć i zniszczenie w szeregach wroga. Młody wojak początkowo wierzy w szczytne cele stawiane mu przez przełożonych, ślepo wykonuje wszystkie rozkazy bez zadawania zbędnych pytań do czasu, gdy ciąg pewnych wydarzeń zdejmuje mu klapy z oczu.
W tym właśnie momencie wychodzi na światło dzienne istotna wada Killzone: Shadow Fall, czyli główny bohater. Chłopakowi brakuje prawdziwej osobowości, którą posiadał choćby Sev z poprzednich odsłon serii, nie wspominając już o reszcie ekipy z trylogii Killzone. Przez całą rozgrywkę miałem więc wrażenie, że kieruję postacią bezpłciową, z którą za cholerę nie można się zżyć. Problem tyczy się również drugoplanowych postaci, takich jak szefuńcio Sinclair, z którym idzie jeszcze gorzej się identyfikować. Sytuację ratuje helghańska banda zbirów z postacią kobitki o dźwięcznym imieniu Echo na czele.
Kampanię w Killzone: Shadow Fall poprowadzono w zupełnie innym kierunku, niż miało to miejsce w poprzednich odsłonach serii. Scenariusz rzuca gracza z każdym rozdziałem w zupełnie odmienne miejsce, często z lekkim przeskokiem w czasie. Początek jest bardzo skromny i raczej nie zapowiada szoku, którego doświadczyłem już od drugiej lokacji. Etap w lesie pozwala na swobodne działanie - tylko od gracza zależy, w którą stronę się uda i jaki wątek pociągnie w pierwszej kolejności - oczywiście z pewnymi ograniczeniami, ale to chyba oczywista sprawa. W tej lokacji poznajemy również OWL-a - latającą maszynę, która znajduje się na plecach głównego bohatera. Robotem steruje się za pomocą panelu dotykowego DualShocka - wystarczy jedynie przesunąć palcem w odpowiednim kierunku. Dzięki temu OWL może przełączyć się na tryb bojowy, lub stworzyć tarczę energetyczną pochłaniającą pociski. Stateczek może też wypuścić impuls elektromagnetyczny, lub wystrzelić linkę, która posłuży Lucasowi za środek transportu. Szkoda, że linkę wykorzystuje się praktycznie tylko w drugim etapie. Często też trzeba zhakować jakiś terminal, wtedy należy nakierować OWL-a na stosowny panel i nakazać operację przejmowania danych.
Szkoda, że kolejne etapy nie są już tak rozległe jak vektański las i przez większość rozgrywki zmuszeni jesteśmy poruszać się po z góry wytyczonym przez twórców kierunku. Chociaż deweloperzy z Guerrilla Games udowodnili w tym jednym przypadku, że zamknięte poziomy również mogą się podobać, o czym przekonałem się wędrując po zakamarkach opuszczonego statku, przypominającego klimatyczny USG Ishimura z Dead Space. Ciary na plecach macie gwarantowane. A co powiecie na wycieczkę za wielki mur, aby na własne oczy przekonać się, w jak strasznych warunkach egzystują Helghaści? Wszystkich misji fabularnych jest łącznie dziesięć i można je ukończyć w niecałe 8 godzin. Niektóre z dostępnych misji można zaliczyć na dwa różne sposoby - wpadamy z giwerą i robimy totalną rozpierduchę, albo czaimy się w cieniu eliminując po cichu naciągających przeciwników.
Nowa generacja, to nowe możliwości sprzętowe, stąd w Killzone: Shadow Fall natkniecie się na miejsca, które można zniszczyć pod naporem intensywnego ostrzału. W ten sposób możemy na przykład eliminować okna, które spadną z hukiem na przeciwników. W pewnej misji można zniszczyć panele zasłaniające promienie słoneczne - gdy światło przedrze się przez dziury, spali stojących blisko przeciwników. Bajer, jakiego wcześniej nigdy nie było. Lucas Kellan może dzierżyć tylko dwie bronie, z czego wymienić można tylko tę drugą - dlaczego? Trzeba by zapytać oto ekipę deweloperską. Oprócz licznej ilości pukawek pobawić się można granatami, oraz nożem. Ostrza używamy jednak tylko w przypadku cichego podejścia do przeciwnika i szybkiego naciśnięcia prawej gałki analogowej. Czasem pojawi się również możliwość rzutu ostrzem, ale tylko w przypadku, gdy podczas ataku wręcz natkniemy się na drugiego wrogiego żołnierza.
Wielka szkoda, że Killzone: Shadow Fall nie może pochwalić się zadowalającym poziomem sztucznej inteligencji przeciwników. Helghańscy żołnierze zachowują się przeważnie w sposób mocno przewidywalny i gdyby na tym się skończyło, to nie byłoby tak źle. Niestety często udało mi się doświadczyć tak bzdurnych momentów pozbawionych jakiejkolwiek logiki, że łapałem się za głowę krzycząc na głoś - Do cholery, to przecież nowa generacja gier! Podczas zabawy zdarzyły się również momenty, że wrogowie blokowali się na środku drogi i kompletnie nie reagowali na moje reakcje. Zapewne problem zostanie wkrótce rozwiązany za sprawą stosownej łatki, ale lekki niesmak i tak pozostanie.
Od next-genowego Killzone oczekiwałem zajebistej oprawy graficznej, deklasującej wszystkie current-genowe tytuły. Faktycznie Shadow Fall wygląda w akcji niesamowicie. Znakomite efekty świetlne, rewelacyjne modele postaci, ociekające w najprzeróżniejsze detale, oraz ostre jak żyleta tekstury. Tego nie da się opisać słowami, ani obejrzeć na żadnym materiale wideo. Samemu trzeba usiąść przed telewizorem i podziwiać kunszt grafików z Guerrilla Games, bowiem odwalono tu kawał niezłej roboty. Oczywiście nie obyło się bez paru baboli, które psują rewelacyjne pierwsze wrażenie. Animacji sporadycznie zdarzy się chrupnąć, szczególnie przy większej zadymie na ekranie. Natknąłem się również na gorsze tekstury, które przypominały mi zamierzchłe czasy gier na PlayStation 2. Jednak najbardziej wkurzył mnie fakt, że deweloper przygotował jedynie trzy-cztery modele npc-ów. Wszędzie te same twarze, fryzury (prezentujące tak tragiczny poziom wykonania, że nawet szkoda się nad nim rozpisywać) i ubrania - no bez jaj.
Ścieżki dźwiękowej słucha się naprawdę dobrze. Wszelkie odgłosy, wybuchy, wystrzały, okrzyki helghańskich żołnierzy wypadają rewelacyjnie. Warto wspomnieć o takim małym bajerze, który bardzo mi się spodobał. Otóż podczas rozgrywki odnajdujemy ukryte komiksy, akta oraz audiologi, które są odtwarzane bezpośrednio z głośniczka czwartego DualShocka, co potęguje bardzo fajne wrażenie. Sprawę polskiej lokalizacji najlepiej pozostawić własnemu osądowi. Nadmienię tylko, że w moim odczuciu całkowicie pokpiono z doboru głosów, które totalnie nie pasują do żadnej z głównych postaci. W takich sytuacjach docenia się możliwość wyboru oryginalnego dubbingu i polskich napisów. Serio.
Większość osób kupiła, bądź kupi Killzone: Shadow Fall tylko i wyłącznie dla zabawy w sieci. Wszak to najważniejszy tryb tej gry. Do wyboru oddano trzy klasy postaci - Scout, Assault i Support. Każdej z nich można przypisać cztery szablony z różną bronią i zdolnościami. Te zaś odblokowują się po zaliczeniu specjalnych wyzwań, których jest blisko ponad dwa tysiące - szaleństwo. Studio Guerrilla Games już zapowiedziało, że zamierza dodawać kolejne wyzwania wraz z zestawami map do multiplayera i to całkowicie za darmo. Walczymy na dziesięciu zróżnicowanych lokacjach, które starannie dopracowano. Mamy więc helghańskie slumsy, znany z kampanii rozległy las, ruiny skąpane deszczem, czy vektańską stację. Postarano się także oto, aby niektóre elementy wzorem z kampanii ulegały zniszczeniu. Podstawowym trybem rozgrywki jest mocno reklamowany Warzone, który pozwala na dowolną konfigurację sieciowej potyczki. Możliwości zabawy stają się więc prawie nieograniczone.
Na koniec wypadałoby wystawić jakąś sensowną ocenę Killzone: Shadow Fall. Skoro dobrnęliście aż tutaj, to już pewno wiecie, że najnowsza produkcja Guerilla Games oferuje graczowi niezwykle przystępną, prawie dziesięciogodzinną kampanię, rewelacyjną oprawę wizualną, oraz niezwykle dopracowany multiplayer, który dostarczy dziesiątki, jak nie setki godzin dobrej zabawy. Apetytu dodaje fakt, że deweloper zamierza wspierać swoją produkcję darmowymi rozszerzeniami. Fanów multiplayerowej sieczki nie muszę namawiać do kupna gry, bowiem oni podjęli decyzję jeszcze przed oficjalną premierą Killzone. Reszta może spokojnie poczekać do czasu, aż gra spadnie w cenie. I wtedy już nic nie stanie na przeszkodzie, aby samemu przekonać się, do czego jest zdolna PlayStation 4 - A to dopiero początek jej drogi.
Komentarze
Ocena jak najbardziej zasłużona. Tak czy siak to będzie pierwszy tytuł na PS4, który ogram!
odpowiedzGrałem, skończyłem i jestem usatysfakcjonowany. A multi wgniata w fotel!
odpowiedzGrafa faktycznie miażdży jaja. Reszta już mocno średnia niestety.
odpowiedzPograłbym, a tu trza na dostawe ps4 czekać
odpowiedzZakończenie wgniata w fotel a co najważniejsze możemy spodziewać się kolejnej części!
odpowiedzFragment w którym od żaru topią się elementy w grze - naprawdę opad szczęki do ziemi.
odpowiedzTak, szkoda ze nie ma więcej takich zajebistych momentów.
odpowiedzJak tak wygląda startowy tytuł, to co będzie się działo później?
odpowiedzNo już nie mogę się doczekać, co pokaże ekipa z Naughty Dog.
odpowiedzAni jedno ani drugie:)
odpowiedzGiereczka fajna, single dopracowany. Ale multi jakos nie wciaga jak ten z K2/K3.
odpowiedzOstatnio straszne lagi w multi. Nie wiem czy są spowodowane błędami, czy moim internetem:/
odpowiedzJuż się z tym uporali dwie łatki temu. Teraz wszystko śmiga, że pięknie.
odpowiedzDodaj nowy komentarz: