Recenzja

Recenzja: Marvel Rivals

Czy Marvel Rivals to faktycznie klon Overwatcha, jak wielu zarzuca? Czy raczej gra oferuje coś, co wyróżni się na tle konkurencji ? W końcu mamy szansę się przekonać.

Welcome true belivers!

Marvel Rivals od początku miało pod górkę, Już od pierwszych materiałów grę nazywano "kolejnym hero shooterem, którego nikt nie potrzebuje". Osobiście nigdy nie rozumiałem tego zarzutu. Mieliśmy główny tytuł, który od swojej premiery w 2016 był wyznacznikiem tego, czym te gry powinny być. Po drodze otrzymaliśmy Paladins, które jeszcze jakoś się toczy. Battleborn został już zamknięty prawie 4 lata temu i.... to tyle?

Nie liczę gier takich jak Rainbow Six Siege, Apex Legends czy Valoranta, bo poza tym, że bohaterzy posiadają unikalne moce, to nie widzę tutaj wiele więcej wspólnego. Tak naprawdę recenzowana dzisiaj gra to czwarta, a właściwie trzecia produkcja, która próbuje walczyć z Overwatchem (tym jednym dodatkowym jest Concord, ale po tym, co się z tą grą działo to ciężko liczyć ją jako pełnoprawny tytuł).

Po testach, które odbyły się parę miesięcy temu, miałem dość pozytywne nastawienie. Postacie wyglądały tak, że nie trzeba się zastanawiać, kto jest kim. Styl graficzny będący czymś w stylu anime komiksowej mieszanki daje bardzo ciekawy efekt. Wszelkie wybuchy czy zawalające się budynki nie zostawiają wiele do życzenia. Przejścia z perspektywy FPP na TPP wymagają trochę wyczucia, ale od zawsze preferowałem właśnie ten rodzaj kamery, więc dla mnie jest to akurat plus.

Największą niewiadomą wydawał się aspekt finansowy gry. Tytuł stworzyło chińskie NetEase Games, czyli developer, który działał głównie na arenie gier mobilnych i lubił znacząco monetyzować swoje produkcje (uroki teraźniejszych gier mobilnych). Obawy, że ich kolejny tytuł będzie mocno napchany mikro transakcjami, były jak najbardziej na miejscu. Wiecie co? Jest lepiej niż w wielu innych grach usługach, ale po kolei.

I am Iron Man

Jak każdy hero shooter także ta gra nie odbiega od podstawowych zasad gatunku. Mamy dwie drużyny po sześciu graczy oraz dwa tryby rozgrywki, czyli eskortę ładunku oraz zajęcie punktu. Każdy bohater ma inny zestaw umiejętności i jest przeznaczony do innych zadań. Podstawowe mechaniki nie odbiegają daleko od tego, co znajdziemy w każdym innym tytule z tego gatunku. To, co warte uwagi, znajdziemy dopiero po spędzeniu kilku godzin w grze i doczytaniu wszystkich informacji o samych bohaterach. Wtedy zaczyna się prawdziwa frajda!

Podstawowe postacie są bardziej uniwersalne niż te znane z Blizzardowego konkurenta. W Overwatchu zadaniem healera jest głównie leczenie, a uszczuplanie paska życia to ostateczność. Tutaj postacie sklasyfikowane jako "strategist" są bardziej samodzielne. Potrafią leczyć, ale także zrobić komuś krzywdę. Idealnym przykładem jest uroczy rekin Jeff, który podbił Internet niemal od razu. Ten słodziak z dobrze wymierzonym ultem może całkowicie odmienić los gry! Jego docelową rolą teoretycznie jest jednak leczenie.

Drugą bardzo dobrą i pasującą do realiów komiksowego świata Marvela opcją, są tzw. team-ups. Mechanika ta polega na wybraniu konkretnych postaci dla poszczególnych bonusów. Na przykład, jeśli w tym samym czasie mamy w drużynie Thora, Hele oraz Lokiego, podczas zabójstwa dokonanego przez Hele pozostali dwaj dostaną bonusowe punkty życia ALBO jeśli nie żyją, zostaną wskrzeszeni. Takich zdolności na ten moment jest piętnaście i zakładam, że liczba ta będzie się stale zwiększać.

Skoro jesteśmy przy liczbach. W tej chwili mamy do dyspozycji osiem map oraz ponad trzydziestu grywalnych bohaterów! Pamiętajmy, że mówimy o Marvelu, który ma tak ogromny zasób bohaterów, że można osiągnąć co najmniej trzykrotność bazowej liczby postaci.

It's clobberin' time!

Jak w to się gra? Każdy, kto miał doświadczenie z jakimkolwiek hero shooterem poczuje się jak w domu. Kamera z trzeciej osoby wymaga trochę wyczucia, by wiedzieć, kiedy jesteśmy w stanie trafić atakiem wręcz. Skoro jest to uniwersum superbohaterskie, to mamy mnóstwo postaci walczących w zwarciu. Nie musimy jednak się do tego ograniczać. Znajdziemy tutaj, chociażby Punishera, który jest najbardziej klasyczną postacią z trzecioosobowych strzelanek, mamy Hawkeye'a i Black Widow, którzy pełnia rolę snajperów, zupełnie jak Hanzo i Widowmarker z Overwatcha?

Muszę poruszyć ten temat, bo przylgnęło do tej gry stwierdzenie, że jest klonem Overwatcha, głównie przez projekty postaci. Jest to dla mnie tak absurdalne, że musiało mieć źródło w przestraszonych developerach z Blizzarda, którzy poczuli oddech konkurencji na własnym karku. Łucznik stojący, z tyłu który może zrobić małego dasha w powietrzu? To przecież Hanzo! Black Widow ma snajperkę i podobną nazwę? TO PRZECIEŻ KLON WIDOWMARKER. I nie, nie żartuję, a oto dowód:

I tak ten pan jest byłym pracownikiem Blizzarda. A nawet byłym prezesem. Ten wpis może trochę udowadniać, że nagonkę na kopiowanie postaci zaczęli ludzie właśnie z tej korporacji i zaprzyjaźnieni z nią influencerzy. Bo jak twórcy mieliby wyjść z tego, żeby nie być porównywanym do Overwatcha? Chyba tylko z shotgunów zrobić snajperki, a same snajperki byłyby full auto z pojemnością tysiąca naboi.

Ludzie w Blizzardzie mają tak wielkie ego, że uważają podstawowe mechaniki, które są z nami od zawsze za oryginalne. Najśmieszniejsze w tym wszystkim jest to, że bardzo chętnie szukają podobieństw mechanik innych gier do swoich, ale jakoś nigdy nie wspominają ojca wszystkich hero shooterów, czyli leciwego już Team Fortress 2, z którego czerpał właśnie Overwatch. Dziwne, nie?

Avengers Assemble!

Na samą rozgrywkę nie musimy długo czekać. Dosłownie sekundę po kliknięciu szukania gry wrzuca nas do lobby gdzie wraz z innymi graczami, wybieramy swoich bohaterów. I tu zacznie się dla mnie największy zarzut do projektu tej gry. Brakuje tu tzw. role que, czyli systemu, w którym przed grą wybierasz klasę postaci. Dlaczego mnie to boli? Są co najmniej dwa powody.

Pierwszy to fakt, że w ciągu kilkunastu dni w grę zagrało ponad dwadzieścia milionów graczy (liczby godne pogratulowania!), ale przez to gra wiele osób, którzy dotąd nie grali w żadnego innego hero shootera i po prostu chcą pograć swoją ulubioną postacią z komiksów. A druga to fakt, że często gramy z ekipą złożoną z czterech dpsów, jednego healera i tanka. O ile drużyna przeciwna nie wie które postacie atakować najpierw, to jest to do przeżycia. Jeśli jednak ktoś gra Iron Fistem i doskoczy do jedynego w drużynie medyka, to nagle drużyna nie jest leczona, co może wywoływać frustrację i toksyczność na czacie.

Prośby o zmianę na tanka czy medyka na czacie często kończą się olaniem albo odzywkami w stylu "Its not Overwatch", czy czegoś w podobnym tonie. Co prawda gry są od dawania nam frajdy, ale jednak gatunek hero shooter to bardziej tytuły ukierunkowane na rywalizacje w porównaniu do innych, i trochę boli, że nie wprowadzono „role que” do gry (i co najgorsze, na ten moment twórcy nie planują tego robić).

Po meczu możemy obejrzeć najlepsze zagrania naszych sojuszników, gdzie możemy przyznać kciuka w górę, lub podziękować za wkład w rozgrywkę. Klasycznie zdobywamy punkty doświadczenia. Progresja w tym tytule odbywa się na paru poziomach. Pierwszy to główny poziom konta, następny to robienie różnorodnych osiągnięć, za które można zdobyć elementy kosmetyczne, ale także walutę premium!

Trzecim ostatnim filarem progresji jest biegłość danego bohatera, który można rozwijać, po prostu grając nim i robiąc to, do czego jest stworzony. W zamian odblokowujemy elementy kosmetyczne związane z tą postacią. Klasycznie jak to w grach usługach mamy również battle passa i o nim, a także o pozostałych mikrotransakcjach napisze trochę więcej, bo to jeden z elementów, który mnie pozytywnie zaskoczył.

I love you 3000

Wiadomość z nagłówka można by śmiało wysłać twórcom po zagłębieniu się w system mikrotransakcji tego tytułu. W dobie chciwych, wyrywających nam ciężko zarobione pieniądze korporacji, które przy okazji chcą cię zmusić do regularnego grania, NetEase naprawdę fajnie wybrnęło z tego problemu.

Zacznijmy od przepustki bitewnej. Przede wszystkim jest nieograniczona czasowo! Nie ma tutaj modelu zmuszającego do regularnego grania, gdzie sezon trwa trzy miesiące i potem kaplica. Jeśli wykupimy battle passa, to możemy go robić tak długo, jak chcemy! To wielka sprawa, bo do tej pory miałem styczność z jednym tytułem, który zrobił taką rewolucyjną zmianę w Battle passie i jest to Helldivers 2 od Arrowhead. Chylę czoła!

Odblokowanie nagród polega na wypełnianiu misji dziennych, tygodniowych, czy różnego rodzaju eventowych (w dniu pisania dalej aktywny jest event świąteczny). Za wykonanie zadań dostajemy tzw. chrono tokeny, które wydajemy na odblokowanie kolejnych przedmiotów kosmetycznych.

A co ze sklepem ze skórkami? No jest dość drogo, bo najdroższe elementy kosmetyczne chodzą za około 80 zł (przy czym nie jest to cena tylko za skórkę, ale najczęściej cały pakiet, wraz z emotką, sprejem, prezentacją zagrań oraz plakietką do profilu). Może wydawać się drogo, ale gra pozwala na zdobywanie waluty premium, grając bądź odblokowując ją w battle passie czy czasem nawet wykonując misje! Te ostatnie trafiają się rzadko, ale do tej pory trafiłem na dwie misje z nagrodą w postaci waluty premium. Nie jest to złoty środek, ale na pewno ciekawsza opcja od klasycznego wspierania gier free to play. Gdyby misje z walutą premium pojawiały się częściej, to być może byłoby idealnie.

I still believe in heroes

Trzeba również zaznaczyć, że ta gra ma fabułę. Nie taką klasyczną z cutscenkami, gdzie gra wskazuje nam kim grać i wykonywać konkretne cele. Każda z postaci ma w swojej karcie zakładkę z lore. Na ten moment mamy po jednym segmencie na każdego bohatera i nie jest to jakaś kopia opisu wydarzeń z komiksów, ale przygotowane tło dla postaci, którymi gramy w grze.

Oczywiście to, co się dzieje w Marvel Rivals, czyli fakt, że Captain America walczy ze swoim sobowtórem, również jest wyjaśnione. W skrócie inne linie czasowe i inne uniwersa. Witamy w świecie komiksu, gdzie wersji postaci jest setki i nikt nigdy naprawdę nie gnie. No, chyba że wujek Ben.

Drugą bardzo ciekawą opcją na chłoniecie tego, co się dzieje i będzie działo, to eventowe misje. W momencie pisania recenzji kończy się event Entangled Moments. W czasie jego trwania, co parę dni odblokowywano pakiety misji zawierające jakąś dodatkową historię. Misje nie są trudne, ot konkretnymi postaciami załatw konkretną liczbę wrogów, albo wygraj parę razy na wyznaczonych mapach.

Poza misjami związanymi z planetą Klyntar i bazą hydry, misje robią się niemal same (ale to dlatego, że te dwie miejscówki mają po jednym trybie. Inne mają jedną mapę na eskortę i jedną na zajęcie punktu więc rotacja map nie była dla mnie przychylna). Po wykonaniu tych misji otrzymujemy opowieść o tym, dlaczego na mapie Tokio 2099 dwie ekipy Web Warriorów walczą miedzy sobą i tym podobne historie. Bardzo fajny element, który mam nadzieję, będzie w grze rozwijany!

Jarvis talk to me!

Myślę, że Jarvis przydałby się ekipie z Chin, bo gra ma dość mało problemów, ale wpływają one mocno na sam odbiór. Produkcja ma czasem tendencję do spadku liczby klatek na sekundę, ale w kilka sekund płynność wraca do stanu pierwotnego. Może być to bardzo upierdliwe w trakcie intensywnej wymiany ognia, ale zwykle aż tak bardzo nie psuje doświadczenia z rozgrywką. Natomiast dwa następne, które można by połączyć w jeden problem, są już bardziej irytujące. Grając na komputerze wielokrotnie trafiałem na problem z crashującą się grą.

Jeśli zagrałem z rzędu trzy/cztery mecze to już najwidoczniej wystarczy! W tym momencie gra się wyłącza i zmusza do ponownego wejścia. Po ponownym włączeniu mamy opcje ponownego połączenia się z meczem, z którym nas rozłączyło. Klikamy i widzimy informacje, że nie można dołączyć, bo już kogoś innego dobrało do drużyny, a po rozgrywce tytuł traktuje gracza jak dezertera i przyznaje karę na pięć minut, które trzeba odczekać przed rozpoczęciem kolejnego meczu. Irytuje strasznie, a pewnie jak się uzbiera tych kar niefortunnie dużo, to nagle może z tego zrobić się 20 minut i więcej. Gdyby zwiększyli okienko na dołączenie do drużyny po takiej sytuacji, to sytuacja wyglądałaby dużo lepiej.

Exelsior!

I tak prezentuje się kolejny już, duży tytuł ze wschodu. Gra, która już teraz jest dużym sukcesem, z dobrym wsparciem może okazać się jedną z najlepszych bezpłatnych gier na rynku. Strasznie bolą problemy, o których pisałem, zwłaszcza jak ma się dosyć mało czasu na grę, ale mimo tych dolegliwości chce się wracać! Gra ma to coś, co miał Overwatch, kiedy pierwszy raz się z nim zetknąłem.

Produkcja jest dostępna od niecałego miesiąca i z czasem pewnie pojawią się kolejne nerfy i buffy i może okazać się, że nagle odbiorą nam całą radość z gry. Na ten moment tytuł NetEase jest bardzo solidnym kawałkiem kodu, z piękna szatą audiowizualną, w uniwersum, które jest znane przez grube miliony odbiorców na całym świecie i to w gatunku, który najwidoczniej wcale nie jest przesycony. Oraz z niemal nieskończonym zapasem potencjału nie tylko na bohaterów i map, ale także trybów gry!

Podsumowanie

Gra
  • Odświeżenie gatunku hero shooter
  • Piękna oprawa audiowizualna
  • Mnóstwo bohaterów na start
  • Ciekawe i klimatyczne mapy
  • Team Upy
  • Przyzwoity model mikrotransakcji
  • Fabuła i tło fabularne wpleciona w mechaniki
Nie gra
  • Błędy wyrzucające z gry
  • Raz na jakiś czas spadki płynności
  • Brak role que
  • Mogłoby się zdobywać więcej waluty premium
Artyzm
Dźwięk
Gameplay
Fabuła
Werdykt: 4/5
"Solidny szpil"
go-stargo-stargo-stargo-stargo-star
go-stargo-stargo-stargo-stargo-star

Marvel Rivals pomimo zarzutów o bycie klonem Overwatcha broni się bardzo dobrze. Frustracja błędami i częstym nieogarnięciem mojego zespołu to tylko drobne problemy, które można naprawić. Chce się dalej w to grać i wracać po więcej!

Platformy:
Czas czytania: 13 minut, 8 sekund
Komentarze
Dodaj nowy komentarz:
...
Twój nick:
Twój komentarz:
zaloguj się

Ta strona korzysta z reCAPTCHA od Google - Prywatność, Warunki.


Treści sponsorowane / popularne wpisy: