Od wielu lat słyszymy opinie, że Pokemony stoją w miejscu. The Pokemony Company oraz Game Freak nie radzą sobie szczególnie dobrze ze współczesnym sprzętem, a ich gry często zostają daleko w tyle za innymi tytułami ekskluzywnymi pod względem optymalizacji, oprawy graficznej i właściwie wszystkich mechanik. Nadzieją więc okazała się seria Legends, w której twórcy decydują się na wyraźniejsze zmiany w rozgrywce. Jeszcze większe oczekiwania wzbudziło projektowanie gry z myślą o nowym sprzęcie – Nintendo Switch 2. Okazuje się jednak, że nowości wprowadzone w najnowszej odsłonie, dla wielu były aż zbyt rewolucyjne. Tymczasem ostatnie legendy mają mnóstwo znacznie bardziej klasycznych problemów.
Pokemonów nie trzeba przedstawiać nikomu. Nawet jeśli ktoś dotąd nie miał styczności z grami, to nie ma możliwości, aby całkowicie uniknął informacji na temat tej marki. Niezależnie od daty urodzenia, z kieszonkowymi stworkami spotkał się każdy, czy to w ramach nowych oficjalnych gier, klasycznych tytułów na emulatorze, mobilnego Pokemon GO, uwielbianego anime czy też kolekcjonerskich kart i Tazosów. Aż dziwne więc, że do pierwszej oficjalnej gry z modelem walki w czasie rzeczywistym musieliśmy poczekać aż do 2025 roku.
Pokemony od A do Z albo od Z do A?
Wydarzenia z Pokemon Legends: Z-A rozgrywają się w Lumiose City w regionie Kalos. Fanom serii na pewno mówi to znacznie więcej, ponieważ to miejsce, które mieliśmy już okazję odwiedzić w grach Pokemon X i Y z 2013 roku. Jako turysta przybywamy do futurystycznego i inspirowanego Paryżem miasta, gdzie kolejne dzielnice przekształcane są w dzikie strefy, gdzie możemy polować na tytułowych kieszonkowych towarzyszy. Całe miasto zaangażowane jest w turniej Z-A Royale, który ma wyłonić najlepszego trenera z rangą A. Choć stworzony przez nas bohater nie pojawił się w Lumiose, aby łapać Pokemony, to bardzo szybko zostanie zaproszony do ekipy i otrzyma starter rozpoczynający nasze powolne wspinanie się na szczyt.
Przed premierą gry wydawca wyraźnie promował turniej jako nowy sposób na stawanie się coraz lepszym, co dawało nadzieję na zaawansowaną mechanikę, mającą stały wpływ na rozgrywkę. Niestety, ostatecznie pełni on funkcję głównie fabularną i zdobytego poziomu nie da się stracić, a kolejne progi przekraczamy tylko podczas wybranych zadań fabularnych. Co prawda, rywalizację możemy kontynuować nawet już po zakończeniu wątku głównego, jednak na tamtym etapie, gra nie umożliwia zdobywania kolejnych rang i pojedynki toczymy z losowymi przeciwnikami.
Nie mogę powiedzieć, by historia była najmocniejszą stroną nowych Legend, choć jak na poziom Pokemonów, to i tak nie jest najgorzej. Główny wątek skupia się na megaewolucjach, charakterystycznej dla regionu Kalos transformacji, która na krótki czas zmienia wygląd i zwiększa moc naszego podopiecznego. W Z-A grają one znacznie większą rolę i za pomocą specjalnych mega kamieni możemy ulepszyć ponad 60 Pokemonów. Na ulicach miasta zaczynają się jednak tajemniczo pojawiać zdziczałe wersje megaewolucji, a mieszkańcy spekulują, że wpływ na to ma działalność firmy Quasartico Inc.
Historia zdecydowanie ma potencjał, szczególnie że fabularnie odwołuje się do wydarzeń z wcześniej wspomnianego X i Y. Po zdecydowanie zbyt długim prologu, pełniącym formę samouczka, zaczynamy ten bardziej widowiskowy etap, w którym stajemy się coraz lepszym trenerem Pokemonów. Sposób, w jaki przyjdzie nam poznawać kolejne etapy opowieści, w pewnym momencie zaczyna jednak nużyć. Za każdym razem wygląda to tak samo. Otrzymujemy nową rangę, przedstawiony zostaje nowy bohater, który – wielkie zaskoczenie – później stanie się naszym kolejnym rywalem. W międzyczasie pokonujemy trzy kolejne megaewolucje, które pojawiły się w mieście oraz zaczynamy zbierać punkty, pozwalające zakwalifikować się do kolejnego starcia o nową rangę. Co prawda momentami twórcy starają się zaskoczyć bardziej pomysłowymi zadaniami, jak na przykład wtedy, gdy bierzemy udział w konkursie na wydarzeniu popularnej streamerki, ale tak dobre zadania zdarzają się na tyle rzadko, że nie zakochałem się w tej opowieści.
Nasz bohater ma jednak znacznie więcej do roboty, szczególnie gdy zaczniemy rozglądać się za zadaniami pobocznymi, które stale odblokowują się na przestrzeni całej fabuły. Łącznie do wykonania mamy ponad 100 dodatkowych, bardzo prostych zleceń, które jednak całkiem dobrze radzą sobie w pokazaniu społeczności Lumiose City. To właśnie tutaj czuć ten paryski klimat, gdy odganiamy grupę Trubbishy spod restauracji, pokonujemy snobistycznych właścicieli pudlopodobnych Furfrou, wypożyczamy nasze Pokemony do kręcenia filmu itp. Oczywiście znalazły się także znacznie prostsze zadania, w których naprawiamy windy czy walczymy z Pokemonami tylko konkretnego typu. Krótki czas ukończenia takich zadań pozwolił twórcom na dodanie do gry wielu dodatkowych motywów w formie interesujących zadań lub ciekawych dialogów.
Niby turniej, ale nie do końca…
Miałem duże oczekiwania co do Z-A Royale, jednak ostatecznie turniej stał się niepotrzebnym obowiązkiem. Zdobycie każdej kolejnej rangi oznacza, że ponownie musimy zbierać punkty, które pozwalają zdobyć bilet upoważniający do walki o wejście na kolejny poziom. Punkty zdobywamy nocą, wchodząc do specjalnych obszarów określanych jako Battle Zone, gdzie trenerzy Pokemonów mogą ze sobą wzajemnie walczyć. Dodatkowe bonusy w punktacji można zdobyć poprzez specjalne wyzwania, jak na przykład pokonując innego Pokemona za pomocą pojedynczego ciosu, korzystając z ataków konkretnego typu lub rozpoczynając pojedynek z ukrycia. Każdy kolejny etap wymaga zdobycia większej liczby punktów, więc na jednym poziomie bierzemy udział w kilku, a później nawet kilkunastu starciach.
Mechanika ta nie oferuje nic nowego na kolejnych etapach, a różnice ograniczają się do wyższego poziomu Pokemonów przeciwnika. Staje się to szczególnie absurdalne już po napisach końcowych, ponieważ aby dotrzeć do pełnego zakończenia i całkowicie wypełnić Pokedex, będziemy musieli zdobyć kolejne piętnaście poziomów. Grindowanie tego zajmuje kilka kolejnych godzin, spędzonych na wciskaniu tych samych przycisków, szczególnie że na tym etapie starcie z wrogim stworkiem w większości przypadków kończy się po zadaniu pierwszego ciosu. Jeden poziom to równo 50 tysięcy punktów, czyli 25 pojedynków. W praktyce wyzwania pozwalają zebrać najwyżej połowę tej liczby, więc i tak czeka nas grubo ponad 100 starć, aż odblokujemy finałowego bossa. Okropnym pomysłem było też wprowadzenie specjalnego ekranu informującego o rozpoczęciu i zakończeniu każdej nocy, który nagle potrafi wyrwać z trwającego pojedynku i zresetować starcie z Pokemonem.
Na co komu strategia, gdy można użyć siły?
Sytuację ratuje jednak nowy system walki, który podzielił fanów serii. Dotychczasowy turowy model sprawiał, że oprócz mocy Pokemona, wielkie znaczenie grała również strategia, która sprytnym graczom umożliwiała wyjście z nawet ekstremalnie trudnej sytuacji. Nowy, prowadzony w czasie rzeczywistym system nadaje starciom znacznie lepszą dynamikę i wydaje się spełnieniem marzeń dla osób, które wychowały się choćby na popularnym anime. Poziom trudności w Pokemonach często bywa źle wyważony, przez co na końcowym etapie gry wiele starć można zakończyć w zaledwie kilka sekund. Choć jest to problem nadal aktualny, to w nowej odsłonie nie jest już aż tak nudno i nie musimy niepotrzebnie czekać na ruch przeciwnika.
Muszę się jednak zgodzić, że element strategiczny stał się właściwie niepotrzebny. Większość gry na spokojnie można ukończyć, korzystając tylko z ataków, bez nakładania żadnych bonusów czy osłabień, ewentualnie ratując się produktami leczniczymi, które są stale dostępne w ekwipunku i można korzystać z nich co kilka sekund. Z wyjątkiem kilku trudniejszych starć, nie ma nawet potrzeby, aby przejmować się typem konkurencyjnego Pokemona. Jeśli utrzymamy nasz starter w drużynie już od początku gry, to aż do samego końca będzie niedościgniony i z łatwością poradzi sobie z eliminacją całej przeciwnej drużyny. To oczywiście dobry sposób, aby ewoluować pozostałe stworki, ponieważ doświadczenie otrzymuje każdy z sześciu Pokemonów będących w zespole.
Nie mogę jednak ukrywać, że znacznie bardziej preferuję nowy system, ponieważ sprawia on, że rozgrywka staje się o wiele bardziej atrakcyjna. Nie da się odmówić twórcom dopracowania detali samych Pokemonów oraz ich animacji, przez co walka w czasie rzeczywistym robi lepsze wrażenie i momentami wygląda niezwykle widowiskowo. Myślę, że najlepszym rozwiązaniem, które mogłoby pogodzić graczy, byłby podział na dynamiczne starcia w rozgrywce jednoosobowej i strategiczną, turową rywalizację w meczach wieloosobowych.
Paryż zbudowany z kartonu
Fakt, że nowe Pokemony pojawiły się również na pierwszym Nintendo Switch, bardzo mnie rozczarował. Nadzieja na grę nowej generacji zniknęła w momencie, gdy pomyślałem o specyfikacji już bardzo przestarzałego sprzętu japońskiego giganta. Oczywiście nie spodziewam się, że Game Freak przekroczy wszystkie granice na nowej konsoli, ale wierzę, że mogło być znacznie lepiej. Z-A na stałe zamyka nas w gęsto zabudowanym, paryskim mieście, co już samo w sobie wydaje się sporym wyzwaniem. Od samego początku rozgrywki straszą więc kartonowe, uproszczone modele budynków z nałożoną prostą teksturą okien. Całe miasto wygląda niemal identycznie i nie posiada żadnych interesujących lokacji, a jedynym charakterystycznym miejscem jest wieża umieszczona w centrum.
Choć wydawało się, że podróżowanie urozmaici trochę możliwość wspinania się po dachach, to fizyka naszego bohatera jest na tyle ograniczona, że wejść na górę można tylko w wybranych miejscach. Dachy również nie wyróżniają się niczym atrakcyjnym, a szukanie konkretnego wejścia momentami potrafi być prawdziwą mordęgą. Całkiem dobrze przyłożono się natomiast do opcji personalizacji naszego bohatera, co jest prawdopodobnie efektem postawienia na paryski klimat. W mieście znajduje się kilka uliczek ze sklepami, które oferują niezwykle różnorodną garderobę, więc każdy powinien znaleźć tutaj coś dla siebie.
Oczywiście, że Nintendo jest w lesie, jeśli chodzi o ścieżkę dźwiękową. Nowe Pokemony momentami są naprawdę przegadane, więc sporo czasu spędzamy na czytaniu rozmów pomiędzy bohaterami. Nadal nie zdecydowano się nagrać żadnego voice actingu, więc po prostu przeklikujemy kolejne dialogi i patrzymy na trzy stale zmieniające się animacje twarzy postaci. Ja rozumiem, że nagrywanie rozmów potrafi być kosztowne, ale dosłownie cała branża potrafi sobie poradzić z tym problemem. To nie jest tak, że standardowe Pokemony mają więcej dialogów niż gigantyczna gra RPG. Nie mówimy również o małym studiu deweloperskim, które musi liczyć każdy grosz.
Pokemony to ogromna marka, która ponownie zarobi na siebie grube miliony i wypada, aby Nintendo w końcu zrezygnowało z rozwiązań z początku tysiąclecia i zaczęło inwestować w aktorów dubbingowych. Kiepsko oceniam także sam album, ponieważ oprócz kilku dobrych utworów podczas walk z rywalami, muzyka wypada naprawdę słabo. Większość utworów jest zdecydowanie nadużywana i podczas tych 50 godzin spędzonych z grą, szybko zaczniemy czuć zmęczenie słuchaniem stale powtarzających się utworów, jakością przypominających nudną muzykę z windy.
Nie mam większych zastrzeżeń co do optymalizacji. Na Nintendo Switch 2 przez większość rozgrywki tytuł utrzymuje płynność na poziomie 60 klatek na sekundę, a spadki zauważyłem tylko podczas finałowej misji, gdzie w tle dzieje się całkiem sporo. W trybie przenośnym gra wyświetla się w rozdzielczości 1080p, a na telewizorze zobaczymy rozdzielczość do 4K, ze wsparciem DLSS.
Nie zauważyłem również żadnych istotnych błędów technicznych, a przyczepić mogę się jedynie do Pokemonów, które często blokują się w przejściach, nie mogąc zadać wybranego ciosu, przez co same narażają się na obrażenia. Po kilkunastu sekundach przerywają one dalszą próbę dotarcia do celu i wykonują atak z miejsca, w którym się znajdują, co rozwiązuje problem. Gdy jednak kilkadziesiąt razy obserwujemy, jak Pokemon blokuje się o płotek czy żywopłot, to ciężko się nie zirytować. Gra nie oferuje także polskiej wersji językowej, co w przypadku Nintendo jest całkowicie normalne. Wydawca początkiem przyszłego roku ma jednak wprowadzić język polski w wybranych tytułach, więc być może z czasem również tutaj doczekamy się aktualizacji.
Podsumowanie
Pokemon Legends: Z-A to gra z ogromnym potencjałem, której jednak nie udało się spełnić moich oczekiwań. Podróż do Lumiose City pełna jest problemów, które sprawiają, że rozgrywka nie jest aż tak przyjemna. Turniej Z-A Royale niestety nie pełni żadnej istotnej funkcji i jest wyłącznie prostym sposobem na popchnięcie fabuły do przodu. Śmiała decyzja o przeniesieniu całej gry do miasta, finalnie okazała się trudna do zrealizowania i skutkuje bardzo powtarzalną architekturą, która nie oferuje nic oryginalnego.
Powrót megaewolucji oraz model walki w czasie rzeczywistym wzbudziły ogromne kontrowersje, jednak uważam obie te decyzje za udane. Pokemonom w końcu udało się, choć częściowo odejść od tej nudnej, turowej struktury, a starcia wyglądają, tak jak sobie to wymarzyliśmy za dzieciaka. To gra z wieloma problemami, ale być może także tytuł przełomowy dla Game Freaka, który w kolejnych grach wykorzysta nowe mechaniki i moc konsoli Nintendo Switch 2, aby zaoferować grę znacznie bardziej atrakcyjną dla wszystkich graczy. Pozostaje czekać do kolejnej generacji, a w tym czasie możemy zająć się nadchodzącym rozszerzeniem, czyli Mega Dimensions.
Dziękujemy firmie Nintendo za udostępnienie gry do recenzji.
Podsumowanie




Nowe Pokemony niestety ostatecznie nie spełniają oczekiwań. Pierwsza gra na Nintendo Switch 2 nie przyniosła imponujących efektów, choć pochwalić należy model walki w czasie rzeczywistym!










Komentarze
Dodaj nowy komentarz: