Recenzja

Recenzja Red Dead Redemption

Westerny to gatunek filmowy, który przetworzono na najrozmaitsze sposoby. Pastuch i poganiacz krów chyba tylko w Ameryce mógł stać się postacią kultową. Pusty i pozbawiony wiekowej historii kraj potrzebował legendy. Nieskazitelny, odważny bohater był dla przeciętnego widza dużo ciekawszy niż starcia wojsk bezlitośnie eksterminujących rodowitych mieszkańców kontynentu.

Klasyczne westerny opierały się na tym samym schemacie – dobry szeryf bronił zastraszonych mieszkańców przed zamaskowanymi bandytami.

Pewnego razu na Dzikim Zachodzie
Sergio Leone postanowił nieco zmienić ten wyidealizowany obrazek w serii tzw. spaghetti westernów. Nie było w nich wyraźnego podziału na dobrych czy złych, a postacie występujące nie wyglądały już jakby dopiero co wyszły z salonów piękności czy klubu fitness, wprost przeciwnie. Później stopniowo reżyserzy próbowali na swój sposób opowiedzieć nam historie o dzikim zachodzie, znacznie odbrązawiając legendę. Warto wspomnieć o świetnym „Tańczącym z Wilkami” Kevina Costnera, którego nawiasem mówiąc chyba nikt nie widział w całości, a także „Bez przebaczenia” Clinta Eastwooda.

Gry niespecjalnie sobie radziły w tematyce westernowej. Jak się zastanowię to pierwsze co widziałem to ogromna, oszklona skrzynka z zamontowanym pistoletem, której zawartość stanowiła trójwymiarowa tekturowa plansza z wychylającymi się co jakiś czas przeciwnikami, a to zza kamienia, a to kaktusa. Nie mam pojęcia na jakiej zasadzie to działało ale wtedy była to wiejska sensacja.
Temat westernów choć ciekawy nieczęsto był eksploatowany w grach. Najczęściej były to celowniczki w stylu „Duck Hunt”, nudne i nieciekawe. W ostatnich czasach powstały bardziej zaawansowane tytuły, jednak nie wyróżniły się one zbyt mocno. Wreszcie nadeszło Red Dead Redemption, które podobnie jak zdobywanie dzikiego Zachodu było okupione tonami potu i łez całych rodzin.

Płonące siodła
Wielokrotnie słyszałem określenie w stosunku do Red Dead Redemption, że to nic innego jak GTA na dzikim zachodzie. Po części jest to prawda ale takie uproszczenie jest bardzo niesprawiedliwe dla twórców. I owszem system sterowania został w większej części przeniesiony ze starszego dziecka Rockstara, podobnie jak część pomysłów i patentów. System misji, menu, radar czy mapa jest wszystkim doskonale znana. Zastanowiłem się nad tym przez chwilę i doszedłem do wniosku, że mnie bardzo to odpowiada. Przede wszystkim nie muszę się uczyć wszystkiego od nowa. Nie cierpię udziwnionego sterowania i sytuacji kiedy zanim sie wszystkiego nauczę mija połowa gry. Tutaj nie muszę z tym walczyć i mogę skupić się na rozgrywce. Oczywiście niektóre czynności wykonuje się nieco inaczej, ale udaje się to łatwo przyswoić po godzince w siodle. System misji jest intuicyjny, nie zgubimy się w menu, bez trudu odnajdziemy na mapie. Po kilku chwilach z grą akceptujemy wszystkie rozwiązania jako naturalne i na pewno nie mamy wrażenia jakby ktoś tylko podmienił epokę w naszej ulubionej grze.

Rio Bravo!
RDR używa także tego samego silnika co GTA IV do wizualizacji otoczenia oraz sławnej Euphorii do symulacji zjawisk fizycznych. Efekt jest oszołamiający, ilość szczegółów widocznych jednocześnie na ekranie jest chyba rekordem świata. Ale nie sama ich liczba tu ma znaczenie, mapa została przygotowana z zegarmistrzowską wprost precyzją. Na każdym kroku widoczna jest dbałość autorów tak o topografię jak i o najwierniejsze oddanie realiów epoki, z milionami charakterystycznych smaczków.

Graficy zadbali o to, by jak najefektowniej nam to wszystko zaprezentować. Tła są pastelowe, doskonale oświetlone, a wszystkie lokacje wyglądają jakby były wycięte z pocztówek. Znajdziemy więc wszystko co kojarzy się nam z westernem: zbudowane przez osadników osiedla, z obowiązkowymi salonami, pastwiska, zagajniki, prerię, kaniony, pustynie, rwące rzeki, wodospady, i można by tak wymieniać jeszcze bardzo długo. Tym wszystkim cudom natury towarzyszą rzecz jasna pory dnia oraz zmieniające się warunki pogodowe, po prostu rewelacja.

W stosunku do RDD nie pasuje określenie Sandbox, bo to sugeruje coś małego, łatwego do ogarnięcia, tymczasem w dzieło Rockstar ma obszar rozpościerający się na około 30 km2. Szok? No ja myślę! Chyba tylko osoby mające fotograficzną pamięć zapamiętają wszystkie miejsca. Oprócz dzikiego zachodu otrzymaliśmy także całkiem spory kawałek równie nieprzyjaznego Meksyku.

Tańczący z wilkami
Niemal każda kępka trawy ma swoich mieszkańców. Bywa, że małych i spokojnych np.: króliki czy ptaki albo większych jak kozice, jelenie. Gorzej gdy penetrując okolicę zapuścimy się na tereny polowań drapieżników, bo bez wprawy śmierć murowana. Po dłuższym treningu poradzimy sobie nawet ze stadem dwudziestu wilków uzbrojeni jedynie w nóż. Podobnie jak w naturalnym środowisku niektóre gatunki zwierząt występują tylko na wybranych terenach.

Życie trapera-kolekcjonera nie więc jest więc łatwe, a pozyskiwanie nowych skórek wymaga „odrobiny zachodu”. Każdą wypatrzoną zwierzynę trzeba dogonić, ustrzelić, na koniec wypatroszyć i odsprzedać w sklepie. Obrońcy praw zwierząt chyba dostaliby szału wysłuchując opowieści o stertach pozostawionych na pastwę sępów trucheł. Podobnie jak w naturze bardziej agresywne zwierzęta można częściej spotkać w nocnych porach, zdarza się, że widzimy jak całe watahy atakują ludzi lub zwierzęta.
Wszystkie wirtualne odpowiedniki zwierząt sprawiają wrażenie prawdziwych, to nie są żadne nieruchome atrapy, cechy każdego z gatunków zostały należycie oddane. Wąż się wije i ostrzega nas charakterystycznym grzechotaniem, kozice skaczą radośnie, konie galopują w stadzie, kurczaki drepczą uciekając spod końskich kopyt, a ptaki cieszą się z wschodzącego słońca, bardzo to sugestywne.

W samo południe
Oprawa dźwiękowa nie odbiega jakościowo od pozostałych elementów układanki. Podczas naszych podróży słyszymy charakterystyczne dźwięki dla danego obszaru, grające gdzieś w trawie świerszcze, śpiewające ptaki, skrzypiące drzwi, szum wody... W oddali możemy rozpoznać głosy pobliskich zwierząt, jadąc na koniu usłyszymy charakterystyczny tętent, a wjeżdżając na most głośne uderzenia kopyt o deski. Do tego szum deszczu, stukot kropel o dachy zabudowań, rozpryskiwanie się wody w świeżo wezbranych kałużach to coś pięknego. Wszystko to dopełnia ścieżka dźwiękowa często współgrająca z tym co się dzieje na ekranie lub charakterystyczna dla regionu, w którym się w tym momencie znajdujemy. Widać wyraźne inspiracje klasyczną westernową muzyką, w tym także Ennio Morricone. Gwarantuję, że pierwszego przekroczenia rzeki i wjeżdżania na szczyt kanionu długo nie zapomnicie, tak z powodu rozpościerającego się hen, hen, daleko horyzontu jak i towarzyszącej wspinaczce muzyki.

Człowiek z dzikiego zachodu
Główny bohater John Marston jest człowiekiem z krwi i kości, w swoim życiu zdarzało mu się stawać po niewłaściwej stronie. Jako członek gangu, zdradzony przez współtowarzyszy szuka dla siebie miejsca na ziemi i jakby na dalszy plan odsuwa dokonanie zemsty. Posiada szereg umiejętności, które pomagają mu się wtopić w otoczenie. Pasa więc krowy, zagania i ujeżdża muły i konie a także całkiem sprawnie operuje bronią palną. Jak na rewolwerowca przystało John ma niezłe oko, które, kiedy tylko zechcemy zadziała podobnie jak w Maxie Paine – spowalniając czas. Patent ten użyto także w Red Dead Revolver, nie doszukujmy się więc źródła inspiracji w tytułach konkurencji. W walce możemy używać systemu osłon znanego z GTA, tym razem został on znacznie poprawiony, choć do super wygodnego sterowania z Splinter Cella czy Uncharted droga daleka.

W miarę upływu czasu pojawiają się kolejne misje, questy, mini gry oraz wzrastają nasze umiejętności i uzbrojenie. Bardzo spodobało mi się wielofunkcyjne lasso, który można chwytać zwierzęta, a także ludzi, których dodatkowo możemy spętać i przetransportować lub przeciągnąć kilka mili za koniem. Bohater ma iście końskie zdrowie, tzn. odnosi obrażenia ale po chwili oddechu następuje modne ostatnio samoleczenie. W razie potrzeby dysponuje zapasem wspomagaczy i dopalaczy tak dla siebie jak i dla swojego rumaka. Co do wierzchowców to możemy wybierać spośród opornych mułów, wychudzonych chabet, krasych mieszańców czy wreszcie tych najbardziej pożądanych, równomiernie namaszczonych rasowych rumaków. Koń staje się naszym nieodłącznym towarzyszem i środkiem transportu. Z czasem staje się mniej narowisty i wytrzymalszy i niemal się z nim zaprzyjaźniamy. Gdy spotka go śmierć w akcji strata jest bardzo odczuwalna, tym bardziej gdy w reakcji na nasze żałosne pogwizdywanie przybiega łaciato-bura szkapa. Wtedy pomaga wyprawa w poszukiwaniu dzikich mustangów oraz zakupy. Sklepy znajdują się w miasteczkach, można w nich kupić przydatne rzeczy, mapy, leki, uzbrojenie, czasem odzież i sprzedać to co udało nam się wyrwać naturze – skórki, mięso, zioła itp. Miłośnikom przemocy umożliwiono „skorzystanie z uprzejmości” właścicieli nadjeżdżających dyliżansów, bryczek czy poruszających się konno. Dla preferujących wygodniejsze rozwiązania pozostaje wynajęcie powozu bądź podróż pociągiem.

The Good, the Bad and the Ugly
W postacie, które nasz John spotyka na swojej drodze Rockstar tchnął iskierkę życia i jak to ma w zwyczaju - szaleństwa. Będzie nam dane spotkać cały wachlarz barwnych bohaterów, dobrych, walecznych ale i zachłannych, opętanych, straconych. Podczas misji będziemy mogli lepiej poznać tak ich, jak i samego Johna. Warto wspomnieć o postaci szeryfa, fizjonomią przypominającego, nieżyjącego już aktora Jamesa Coburna, o grabarzu owładniętym gorączką złota, żyjącemu na pograniczu świata żywych i umarłych oraz o podstarzałym hochsztaplerze wciskającym łatwowiernym mieszkańcom prowincji cudowny lek na wszystkie choroby: reumatyzm, artretyzm, lumbago i naturalnie usprawniającym libido. Poza tym będziemy mieli okazję poznać zwykłych mieszkańców miasteczek – głównie praworządnych i chcących żyć w spokoju ale także margines - pijaków i bandziorów terroryzujących okolice. Jak przystało na trochę-pozytywnego bohatera to do nas należy zrobienie z nimi porządku i wspomożenie szeryfa w jego obowiązkach. A jak na to nie mamy ochoty to nie reagujemy albo nawet pomagamy bandycie. Od tego co robimy zależy nasz poziom sławy, podobny do tego co widzieliśmy w Fable. Zbytnie rozrabianie ściąga na nas gniew mieszkańców, a za naszą głowę zostaje wyznaczona nagroda. Jeżeli jednak wybierzemy dobrą stronę mocy okryjemy się sławą i szacunkiem współobywateli. Dla pełni szczęścia możemy zapolować na poszukiwanych zbirów. Sami decydujemy czy odbierzemy nagrodę za dostarczenie żywej lub martwej zdobyczy.

Malkontent River
No dobra, wszystko tak pięknie, że aż sie mdło robi. Pora na rzeczy, które mogły by być zrobione lepiej. Przede wszystkim bałem się, że przez tak pokaźne tereny szybko zrobi się nudno. Na szczęście tak nie jest m.in. przez pojawiające się losowo zdarzenia. Są one bardzo ciekawym pomysłem i pomimo, że co jakiś czas się powtarzają to i tak wystarczająco urozmaicają rozgrywkę. W kolejnej części można by było rozbudować ten system na tyle, by ciężko było przewidzieć co się wydarzy.
Szkoda, że bardziej nie wykorzystano wody, ciekawe byłoby pokonywanie konno rzek w płytszych miejscach. I mogło by ich być więcej, choćby małych strumyków po kolana. No i natychmiastowe utoniecie to trochę pójście na łatwiznę i nie pasuje do zbudowanych przez Rockstar realiów. Możemy wejść do każdej budowli w grze, jednak wnętrza nie zrobiły na mnie tak dużego wrażenia jak plenery. W tym temacie producent powinien następnym razem bardziej się postarać.

Epoka, w której działamy to schyłek dzikiego zachodu, niemal nie ma już terenów zamieszkałych przez Indian. Trochę szkoda, fajnie by było wcielić się w Rączego Bawoła i zapolować na białe skalpy z współplemieńcami. Ostatnia rzecz to pojawiające się w grze błędy. Jedyne, który spotkały mnie przez całą rozgrywkę to lewitujące skrzynki oraz powiększający się do ogromnego rozmiaru królik, choć tego drugiego nie jestem pewien, bo już było późno w nocy i mogło mi się przywidzieć. Zdarzenia te nie popsuły zabawy płynącej z gry i szybko o nich zapomniałem.

Jeżeli ktoś jeszcze zastanawia się nad zakupem to naprawdę nie musi, niech biegnie i zaczyna nowe życie na nowym lądzie. A i ja zaraz urządzę sobie spokojną przejażdżkę lub być może wyruszę na poszukiwania skarbów śladem wskazówek narysowanych na starej mapie, tyle jeszcze zostało do zrobienia...

Nasza ocena: 9.5/10

Platformy:
Czas czytania: 11 minut, 42 sekund
Komentarze
...
5060 dni temu

1. Korekta zapewne wyjechała na wczasy razem z interpunkcją.

2. "Dobrzy, źli i brzydcy" - dzięki za poprawienie humoru. Ten cytat pięknie komponuje się z kolejnym, o braku wyraźnego podziału na dobrych i złych:) O RLY?

3. "I owszem system sterowania został przeniesiony z młodszego dziecka Rockstara" - tak, zwłaszcza koni; nie młodszego, starszego.

4. "Twórców" piszesz wielką, "euforię" małą.

5. "Po dłuższym treningu poradzimy sobie nawet ze stadem dwudziestu wilków uzbrojeni jedynie w nóż." O RLY2? Czekam na filmik. Btw, wilki nie biegają w "stadach"...

6. "dostali by", "ciekawe było by pokonywanie konno rzek w płytszych miejscach. I mogło by", "Ennyo"

7. "Jedyne, który spotkały mnie przez całą rozgrywkę to lewitujące skrzynki oraz powiększający się do ogromnego rozmiaru królik, choć tego drugiego nie jestem pewien, bo już było późno w nocy i mogło mi się przywidzieć." Czy autor jest spokrewniony z Tadeuszem Drozdą?

Fachowa recka prawdopodobnie gry roku 2010!

odpowiedz
...
5060 dni temu

najlepszej gry*:)

odpowiedz
...
#3
~Phoenix
5060 dni temu

Dzięki za uwagi, nikt nie jest doskonały. Co do stad wilków to zerknij choćby do Wikipedii.

Polecam nocne polowania z nożem, przy odrobinie szczęścia bywa łatwiej niż z pistoletem ale bez masochizmu, poziom normal.

odpowiedz
...
5060 dni temu

Jasne, że można podciągnąć watahę po szerokie pojęcie "stada", ale jak dla mnie nie brzmi to najlepiej. Mniejsza o to, może zbytnio się czepiam.

Uwagi nie są tylko do Ciebie Phoenix. Zresztą, masz rację, każdy się myli. Tyle że podobno macie korektę, która takie pomyłki powinna wychwytywać. Przez takie zaniedbania poziom tekstów (głównie stylistyka, ale i treść) leci na łeb, a przecież powinno być zupełnie odwrotnie, mam rację?

odpowiedz
...
#5
~Phoenix
5060 dni temu

Wydawało mi się, ze słowo wataha powtórzyło się gdzieś dalej, a co do korekty to dzisiaj gorący dzień i pewnie wypoczywają. Uwagi jak najbardziej korzystne ;]

odpowiedz
Dodaj nowy komentarz:
...
Twój nick:
Twój komentarz:
zaloguj się

Ta strona korzysta z reCAPTCHA od Google - Prywatność, Warunki.


Treści sponsorowane / popularne wpisy: