Z Sea of Thieves jestem od samego początku i przyznaję, że jej ówczesnej premiery w 2018 roku zdecydowanie nie można nazwać sukcesem. Rozgrywka, chociaż posiadała bazę pod świetną przygodę, to nie zaoferowała wystarczającej różnorodności, aby przyciągnąć do siebie graczy na dłużej. Rare jednak nie poddało się i na przestrzeni lat wspierało grę przez liczne, bezpłatne aktualizacje, które wzbogaciły grę o mnóstwo nowej zawartości. Teraz kiedy Microsoft zmienił swoją strategię i wypuścił kilka swoich produkcji na sprzęt konkurencji, miałem możliwość powrócić do gry, aby osobiście sprawdzić, czy w 2024 roku warto odwiedzić Morze Złodziei.
Chcesz kupić coś z Morza Złodziei?
Wybór tematyki był strzałem w dziesiątkę. Na rynku nie ma drugiej takiej pozycji. Gracze, którym znana jest seria filmów Piraci z Karaibów, od lat czekali na pozycję, która pozwoli im wskoczyć na statek, wyruszyć na wolne wody i przeczesywać kolejne wyspy w celu gromadzenia majątku. Tytuł oryginalnie został stworzony jako gra wieloosobowa, chociaż w ostatnim czasie dorobił się on trybu „Bezpieczniejsze morze”, gdzie można uniknąć starć z nieprzyjaznymi załogami, to wciąż lepiej jest wybrać opcję domyślną, aby poznać wszystko, co gra ma do zaoferowania. Mam z resztą wrażenie, że aktualnie społeczność preferuje współpracę bardziej niż rywalizację, dzięki czemu wrogie najazdy i ataki galeonu na niewielką łajbę nie są już aż tak powszechne.
Piraci podróżujący po Sea of Thieves raczej nie koncentrują się na rabowaniu i abordażach a ich głównym zajęciem jest wsparcie kompanii handlowych. Na wodach działają trzy główne grupy skupujące zdobyte na morzu przedmioty. Zbieracze Złota skupiają się na zagadkach i odszukiwaniu zakopanych skrzyń. Gildia Kupiecka to dobry wybór dla osób, które lubią podróżowanie i przewożenie wartościowych towarów z jednego miejsca na drugie. Jeżeli ktoś chce powalczyć, to powinien zgłosić się do Zakonu Dusz, który chętnie odkupi różnego rodzaju mistyczne przedmioty, w tym czaszki pokonanych wrogów. Na przestrzeni lat do gry dodano jeszcze dwie kolejne ekipy, jednak są to wyłącznie mniejsze frakcje, które warto traktować jako dodatek.
Misje dla kompanii nie przeszły znaczącej przebudowy, a zostały wzbogacone o dodatkową zawartość. Jeżeli więc ktoś spodziewa się, że gra przez lata przeszła drastyczne zmiany, to może spotkać go solidne rozczarowanie. Twórcy przygotowali działający rdzeń rozgrywki, który trzeba było rozwinąć o kolejne warstwy. To czy ktoś znajdzie sobie zajęcie, zależy już od samego gracza oraz jego załogi. Gra oferuje możliwości, aby bawić się przez długie godziny, jednak nie ma tutaj z góry narzuconego celu, którego trzeba się trzymać. Zamiast tego przez cały czas podrzucane są niewielkie sugestie, które mają za zadanie wskazać aktualnie możliwe opcje. Na horyzoncie mieni się gigantyczna czaszka? To znaczy, że akurat uaktywnił się fort szkieletów i może warto go odwiedzić. Podczas eksplorowania wyspy, ktoś znalazł butelkę z mapą wskazującą zakopany skarb i tak dalej... A po wszystkim wystarczy odwiedzić przystań, sprzedać swoje łupy i przejrzeć co sklepy mają do zaoferowania.
Piraci z Monkey Island
Tutaj pojawia się pewien problem. Sea of Thieves bardzo konkretnie podchodzi do kwestii wolności w rozgrywce. Z tego powodu nie ma tutaj również żadnego konkretnego celu finansowego. Wszystkie wydatki to wyłącznie elementy kosmetyczne. Nie można więc zbierać na nowy rodzaj broni, lepszy ekwipunek czy bardziej wydajne elementy statku. Takie działania mogą podchodzić pod pay-2-win i prowadzić do nieuczciwej przewagi na morzu, więc można kupować jedynie skiny. Trochę nie rozumiem tego podejścia, ponieważ już sam pomysł na pojedynek między jednoosobową załogą a gigantycznym czteroosobowym galeonem jest niezaprzeczalną przewagą. Jeżeli więc gracz nie chce lub nie potrzebuje posiadać ładnego, estetycznego środka transportu, to może mu zabraknąć powodu, by odbyć kolejne rejsy.
Dla takich graczy stworzono opowieści, czyli fabularne historie przeznaczone dla pojedynczej załogi. Na wyróżnienie zasługują szczególnie historie na licencjach Piratów z Karaibów oraz The Legend of the Monkey Island. Każda z nich posiada swój własny typ rozgrywki. Pirate’s Life z Jackiem Sparrowem w roli głównej oferuje bardzo narracyjne podejście w nowej liniowej lokalizacji. Na graczy czekają nawet bossowie, w tym legendarny Davy Jones.
Bardzo spodobała mi się formuła każdej z opowieści, chociaż niektóre z nich potrafią być wyjątkowo wymagające, jeżeli chodzi o wysiłek umysłowy. Zagadki środowiskowe w grze są gigantyczne i momentami ekstremalnie skomplikowane, co zmusza gracza do czytania między wierszami, analizowania każdej wskazówki, a nawet weryfikacji wśród układu gwiazd. Jeżeli coś takiego brzmi dla was interesująco, to opowieści oznaczone jako „Tall Tale” mogą być skierowane właśnie dla was. Trzeba się jednak liczyć z tym, że takie zadania konsumują naprawdę sporo czasu. Pewną pomocą mogą być punkty kontrolne, które pozwalają wrócić do ostatniego ukończonego fragmentu historii.
Morze niebezpieczeństw
Chociaż rywalizacja między graczami trochę się uspokoiła to wody Morza Złodziei, wciąż są ekstremalnie niebezpieczne. Nie bez powodu statek wyposażony został w szereg armat, a wraz z dodawanymi aktualizacjami w grze pojawiły się kolejne, coraz to bardziej wymyślne sposoby na zatopienie okrętu. Na drodze do celu staną więc nie tylko statki a sztorm, mgła, wulkany, a nawet gigantyczne potwory morskie. Podróż w Sea of Thieves jest elementem rozgrywki, podczas którego może wydarzyć się równie wiele, jak na lądzie. Im większa łajba, tym większa odpowiedzialność. Każdy członek załogi powinien mieć więc swoje zadanie, a jeśli mu nie podoła, to zostaje praca przy łataniu dziur i wylewaniu nadmiaru wody ze statku. Miałem okazję odwiedzić łajbę każdego rodzaju i jednak wolę pozostać przy tym najmniejszym. Piratom nie powinno się ufać, szczególnie jeśli są to wasi przyjaciele, bo tacy lubią spędzić całą podróż przy kuflu alkoholu.
Warto jednak zwrócić uwagę również na pojedynki lądowe. Walka oczywiście wciąż bywa koślawa, ponieważ system kolizji momentami niepoprawnie wykrywa zadawane obrażenia i trzeba przyłożyć się, aby ataki nie były wyłącznie ciosem w powietrze. Amunicja każdej spluwy niestety dalej ograniczona jest wyłącznie do pięciu pocisków, co wpływać ma na balans i zachęcać do używania broni białej. Śmierć nie jest karana wyjątkowo boleśnie i wymaga jedynie kilkudziesięciu sekund oczekiwania na Promie Potępieńców. Przy aktywnym pojedynku lub pozostawieniu statku w ruchu może jednak wywołać to niemałe szkody zarówno dla pojazdu, jak i wszystkich kosztowności na jego pokładzie.
Wypłyniemy w piękny rejs?
Jest jeden element gry, który już od samego początku błyszczał i wprowadzał zachwyt. To oczywiście oprawa audiowizualna. Kolorowa, stylizowana grafika sprawia, że po sześciu latach tytuł wciąż prezentuje się świetnie. Przez tyle lat nikomu w branży nie udało się dosięgnąć poziomu dokładności wykonania wody, jaki zaprezentowało Rare. Morze zachowuje się nieobliczalnie, a fale poruszają się bardzo realistycznie. Uroku całości dodaje również oświetlenie, które pięknie osiada się na horyzoncie. Krytyki doczekały się jedynie modele postaci, które faktycznie utrzymane są w bardzo charakterystycznym, kreskówkowym tonie, co nie każdemu może przypaść do gustu. Idzie się jednak do tego łatwo przyzwyczaić, szczególnie że swojego bohatera można ujrzeć w całości wyłącznie podczas wykonywania emotek.
Świetnie wypada również ścieżka dźwiękowa, która idealnie dopełnia klimatu pozycji. W skład albumu wchodzą zarówno utwory oryginalne, jak i własne aranżacje najpopularniejszych pirackich szant, które można zagrać samemu lub z ekipą podczas rozgrywki. Szczytowym momentem soundtracku jest utwór We Shall Sail Together. Robin Beanland, który wcześniej odpowiadał za muzykę do wielu poprzednich pozycji brytyjskiego studia, stworzył jeden z najbardziej klimatycznych utworów, jakie do tej pory słyszałem. Zdecydowanie warto sprawdzić album samemu. Niektóre kawałki posiadają więcej niż jedną wersję, więc istnieje możliwość odsłuchania ich w wersji Lofi Mix i Retro.
Podsumowanie
Sea of Thieves przez ostatnie lata rozwoju przebyło długą drogę — od gry z której się naśmiewano, do całkiem solidnego tytułu. Chociaż wielu spisywało produkcję na straty, to twórcy nie poddali się i przez lata poprawiali swoje dzieło, sprawiając, że jest to tytuł nie do zastąpienia. To gra, która stawia na gigantyczną wolność, w czym nie każdy może się odnaleźć. Jeżeli jednak poszukujecie dobrej zabawy na setki godzin, szczególnie w zgranej ekipie, to dajcie grze szansę, bo zdecydowanie warto. Przed nami jeszcze wiele lat wsparcia poprzez kolejne sezony i aktualizacje. Na Morzu Złodziei nigdy nie jest nudno.
Dziękujemy firmie Microsoft za udostępnienie gry do recenzji.
Podsumowanie
Sea of Thieves mnie zaskoczyło już wiele lat temu, a teraz mogłem potwierdzić, że twórcom udało się odratować grę. Ogrom zawartości, ogram możliwości. Czasem aż trudno się w tym odnaleźć.
Komentarze
Dodaj nowy komentarz: