Recenzja

Recenzja: V Rising

(Nie) życie wampira to nie tylko wysysanie każdego kto się napatoczy ale też... zbieranie kamieni? Sprawdzamy V Rising - survival z krwawym twistem!

Lubicie sagę Zmierzch? Ja akurat nie przepadam. Tym bardziej dziwię się samemu sobie, że postanowiłem sięgnąć po V Rising - wąpierzowy survival, a może action RPG, który ze wspomnianym cyklem autorstwa pani Meyer łączy jedynie obecność krwiopijców. Jako że gier skupionych na rąbaniu drewna mamy na rynku dostatek, twórcy bez przerwy próbują dodawać coś wyjątkowego do kolejnych produkcji z tego nurtu. Jak bardzo wyróżnia się V Rising?

Jeszcze pięć minut…

Naszą zabawę zaczynamy od stworzenia postaci oraz jej customizacji w nieco rozczarowującym pod względem dostępnych opcji menu, a już po chwili trafiamy do świata gry. Zwiedzać będziemy go samotnie lub z innymi graczami, gdyż V Rising kładzie duży nacisk na zabawę na publicznych serwerach PvE oraz PvP, ale spokojnie, zwiedzanie okolic w pojedynkę dostarcza równie wiele frajdy. Następnie budzimy się, a jakże, w krypcie gdzieś na końcu świata. Świata, który doprowadził wampiry na skraj zagłady.

Chociaż gra próbuje zaciekawić nas historią trwającego wieki konfliktu między pobratymcami Drakuli a rodzajem ludzkim, to trudno doszukać się tutaj czegoś szczególnie porywającego. Kiedyś wampiry były potężne i gnębiły niemiłosiernie ludzi, później naród wybrany zdobył moc świętego światła i karta się odwróciła. Ta potężna energia skutecznie spacyfikowała wielbicieli nocy, zmuszając ich do zaszycia się gdzieś daleko na krańcach świata gry. Nie mając już wroga, ludzie zwrócili się przeciwko sobie, a kościół dzierżący moc światła sięgnął po potęgę i bogactwa. Jednak głęboko w mroku dalej czają się niedobitki krwiopijców, które budzą się teraz z długiego snu.

Czy to już 1358?

Rozpoczynając zabawę w wiktoriańskiej krypcie, nie zostajemy pozostawieni samym sobie. Od samego początku gry prowadzeni jesteśmy przez serię zadań, które powoli zapoznają nas z kolejnymi mechanikami. Tempo, w jakim poznajemy co gra ma do zaoferowania, jest naprawdę dobrze dostosowane. Nie ma tutaj miejsca na przestoje czy momenty, w których musimy szukać sobie jakiegoś zajęcia, ale też nie zostajemy zasypani przytłaczającą listą rzeczy do zrobienia.

U podstaw rozgrywki leży mocno rozbudowany aspekt survivalowy. Spędzimy mnóstwo czasu na zbieraniu surowców, przetwarzaniu ich oraz rozbudowie naszego wampirzego siedliska. Zbieranie kolejnych kawałków drewna i skał potrafi być niezwykle monotonne i zabierać wiele cennych godzin, które można przeznaczyć na ciekawsze elementy gameplayu. Cieszę się, że twórcy zdali sobie z tego sprawę i zaoferowali wiele opcji dostosowywania rozgrywki. Lubicie obserwować godzinami, jak wasza postać tłucze kolejną brzozę, a potem patrzeć jak w piecu wytapia się setna sztabka żelaza? Jeśli tak, V Rising może Wam to zaoferować. Nie? W takim razie podkręćcie tempo wydobywania i przetwarzania tak, żeby nie spowalniało Was w tym, na czym wolicie się skupić.

Odwiedzane lokacje wypełnione są rzeczami do zebrania, a nasz ekwipunek zapełnia się w ekspresowym tempie. Chociaż istnieje opcja jego powiększenia, to miejsca zawsze jest za mało. Na plus zaliczam nie tylko wygodną opcję dostosowania szybkości zdobywania surowców, ale także to, jak owe surowce zdobywamy. Właściwie do wszystkiego wystarczy nam nasz miecz. Oczywiście pewne rodzaje narzędzi lepiej sprawdzają się na przykład do łupania kruszcu, jednak nie jesteśmy zmuszeni do tego, żeby wiecznie nosić ze sobą odpowiednie przyrządy na każdą okazję. V Rising oferuje najprzyjemniej wykonane zbieractwo, z jakim spotkałem się w grach.

Stawiam mury, bez faktury

Zbierane surowce wypadałoby do czegoś wykorzystać. Pod tym względem gra nie zawodzi i oferuje mocno rozbudowany system stawiania klocków, z których składać się będzie nasza replika zamku Włada Palownika. Projektowanie oraz rozbudowa zamku potrafi sprawić masę frajdy. Niestety, budować nie możemy wszędzie. Na mapie świata znajdziemy wiele „działek”, które możemy zająć poprzez postawienie na nich Serca Zamku. To specjalna struktura pełniąca dwie istotne role.

Po pierwsze, jej poziom wyznacza wielkość terytorium, na jakim możemy budować oraz liczbę sług, które możemy zrekrutować. Po drugie, odpowiada za utrzymanie naszej siedziby w dobrym stanie. W tym celu Serce zużywa krew, którą musimy na bieżąco mu dostarczać. Jeżeli jej zabraknie, następuje powolny rozpad naszego wampirzego leża. Krew jest łatwa do pozyskania i nie miałem nigdy sytuacji, w której by jej brakowało. Mimo tego wymuszanie zasilania Serca, bo inaczej nasze siedlisko się rozpadnie, uważam za niepotrzebne i dość irytujące. Szczególnie gdy gramy na publicznym serwerze, a krew zużywana jest przez cały czas, gdy nie jesteśmy obecni w grze.

Samo budowanie jest bardzo przyjemne. Konstrukcje mogą mieć wiele pięter, a każde z nich możemy wypełnić mnóstwem przedmiotów funkcjonalnych, jak i tych czysto dekoracyjnych. Znajdzie się zatem miejsce zarówno dla kuźni czy krosna, jak i bardziej egzotycznych rzeczy, takich jak wyciskarka do krwi czy magiczne, lewitujące świece. Dużym ułatwieniem jest automatyczne stawianie dachu po wybudowaniu ścian i podłóg.

W grach, gdzie stawianie bazy jest ważnym elementem, po wielu godzinach poświęconych na rozbudowę, nagle może pojawić się konieczność zmiany miejsca naszego przyczółku. Na szczęście twórcy V Rising znaleźli całkiem niezłe rozwiązanie tego problemu. W menu budowania istnieje specjalna konstrukcja, która umożliwia przeniesienie wszystkich elementów postawionych w starym miejscu, na nasze nowe terytorium. Dzięki temu czas zainwestowany w gromadzenie surowców niezbędnych do budowy nie przepada, choć rozmieścić wszystko musimy już ręcznie. Całościowo jednak system budowania w V Rising to jeden z najbardziej przyjaznych graczowi, z jakim się spotkałem.

Wąpierze na łowach

Drugim filarem, na którym opiera się zabawa, jest lista przeciwników, których musimy ubić. Rozwój naszej postaci zamknięty jest za rozsianymi po świecie gry bossami. Pokonanie każdego z nich odblokowuje coś nowego. Mogą to być nowe przedmioty do wytwarzania, zdolności czy czary. Na tych wyjątkowych wrogów możemy polować, zaznaczając ich w specjalnym menu, a następnie, kierowani krwawym drogowskazem, wyruszyć im na spotkanie. Ten rozwój, oparty na pokonywaniu coraz potężniejszych przeciwników, jest bardzo dobrym rozwiązaniem, dającym nam przez cały czas poczucie celu. Zawsze mamy kolejne wyzwanie, do którego musimy się przygotować, korzystając z możliwości odblokowanych po podjęciu poprzedniego.

Ponad 50 bossów, z którymi przyjdzie nam się zmierzyć, stanowi główną atrakcję V Rising. Od cnotliwych rycerzy, przez urodzonych łowców wampirów, po przerażających nekromantów. Bossowie są różnorodni i ciekawie zaprojektowani. Wyróżniają się stylem walki oraz wykorzystywanymi zdolnościami. Wielu z nich znajduje się też w naprawdę widowiskowych, cieszących oko lokacjach, przez które starcia te nabierają jeszcze więcej kolorów.

Będąc przy tym, z kim przyjdzie nam się zmierzyć, zatrzymajmy się na tym, jak będziemy musieli to zrobić. Walka w V Rising to jedna z najlepiej zaimplementowanych w gatunku action RPG. Dostępnych jest wiele rodzajów broni, a każda z nich zapewnia wyjątkowe doznania z jej używania. Do tego szeroki wachlarz efektownych, zabawnych i śmiercionośnych zdolności aktywnych do odblokowania, pozwalający na tworzenie wielu unikalnych buildów, skrojonych idealnie do naszych potrzeb. Przeciwników w V Rising siekało mi się o wiele przyjemniej niż w Diablo IV.

Nie mogę jednak powiedzieć, że walka jest idealna. W grze dostępnych mamy mnóstwo umiejętności, natomiast slotów, do których możemy je przypisać, jest niewiele. Do tego mamy unik, którego wykorzystanie, tak jak w przypadku innych skilli,ograniczone jest czasem odnowy. Osobiście zaprojektowałbym to inaczej, na przykład dodając znany z wielu produkcji system, opierający się na paskach wytrzymałości i/lub many. Dostrzegam jednak plusy w zaimplementowanym rozwiązaniu, wymagającym ostrożnego planowania, kiedy wykorzystać daną umiejętność. Tak czy inaczej, walka dawała mi dużo frajdy przez cały czas rozgrywki.

Było nas jedenaścioro, mieszkaliśmy w jeziorze…

Chociaż najwięcej czasu z V Rising spędziłem w trybie dla jednego gracza, to tytuł ten oferuje też całkiem rozbudowane możliwości zabawy z innymi. Łatwo możemy skonfigurować i hostować własny serwer działający tak długo, jak długo odpaloną mamy grę, ale zawsze istnieje też opcja wykupienia czegoś dostępnego 24/7. W multiku odnajdą się fani spokojnego PvE, podczas którego możemy progresować jak i stawiać czoła wyzwaniom, wynikającym z gry z przyjaciółmi. Możemy też korzystać z terytoriów zajętych przez naszych znajomych.

Jeśli jednak najwięcej przyjemności sprawia Wam ustanawianie dominacji nad innymi graczami, to nie bójcie się, ten tytuł ma też coś dla Was. Na serwerach PvP możecie grać solo lub łączyć siły z innymi, tworząc klan, z którym ruszycie na podbój świata gry. Najwięcej frajdy w multi wynika z najlepszego elementu V Rising, czyli świetnie przygotowanej walki. Większość gier jest przyjemniejsza, gdy bawimy się w gronie znajomych - nie inaczej jest w tym przypadku. Multiplayer nie jest jednak tak niesamowity, żeby granie solo wypadało na jego tle gorzej. To po prostu nieco inne doświadczenie, równie przyjemne jak tryb dla jednego gracza.

Kraina miodem i krwią płynąca

V Rising to naprawdę ładny tytuł. Grafika jest stylizowana, nieco kreskówkowa, ale czuć w niej aspekty horrorowe. Odwiedzane miejscówki potrafią cieszyć oko. Zwiedzane przez nas zamglone, nawiedzone lasy, opanowane przez szkielety cmentarze czy wypełnione workami na krew miasteczka — wszystkie wykonane są z wielką starannością. Chociaż odwiedzimy wiele unikalnych lokacji, to niestety często pojawia się monotonia. Mamy poczucie, że oglądamy po raz kolejny, bardzo ładne, ale jednak to samo. Klimat podkręcany jest całkiem niezłym udźwiękowieniem, ale brak tu utworów zapadających w pamięć. Osobiście odpaliłem po pewnym czasie podcast w tle, bo słuchanie dźwięków gry nijak nie sprawiało, że doznania były bogatsze.

Chociaż pochwaliłem to jak wyglądają lokacje, to moim największym zarzutem wobec V Rising jest mapa, którą zwiedzamy. Świat gry jest otwarty, ale koszmarnie korytarzowy. Dodatkowo wszelkie przeszkody terenowe, jak niewielki pagórek czy… kałuża, dla naszego pogromcy śmiertelnych dusz okazują się być nie do przejścia. Mimo że twórcy dali nam możliwość przeskakiwania z wyższych połaci terenu na niższe, brak skoku podczas eksploracji przeszkadza i męczy. Niemożność ominięcia kilku kamyków, inaczej niż szukając drogi dookoła, szybko zaczyna mocno irytować.

W grze o wampirach nie mogło zabraknąć pełnego cyklu dnia i nocy. Pora, w jakiej zwiedzamy daną lokację, ma wielki wpływ na jej klimat, zmieniając niektóre z nich nie do poznania. Ma to też wpływ na naszego bohatera. Krwiopijcy nie lubią słońca, bo w jego promieniach szybko zamieniają się w popiół, ale nic nie stoi na przeszkodzie, aby w trakcie dnia wybrać się na łowy, przemykając między cieniami. Razem z wymogiem dbania o brzuch pełny czerwonej substancji, przekłada się to na dwie najważniejsze dla naszego przetrwania zasady. Napij się i nie stój w pełnym słońcu. Przetrwanie w tym świecie nie wymaga wiele pracy, istny survival dla leniuszków.

Rola krwi nie ogranicza się jedynie do przetrwania. Wykorzystujemy ją do leczenia naszych ran poza walką, ale ma też inne, o wiele ciekawsze zastosowanie. Każda postać, z której postanowimy się napić, ma przypisaną klasę postaci oraz jakość krwi. Klasa przekłada się na pasywne bonusy, jakie daje nam wypita krew, natomiast jakość na to, jak wiele i jak silnych bonusów dostaniemy. Wysysanie byle kogo to zatem raczej ostateczność. Polowanie na przeciwników z krwią jak najlepszej jakości to bardzo dobrze wykonany element gameplayu, pozwalający nam poczuć się jak prawdziwy łowca.

Podsumowanie

V Rising to jeden z najprzyjemniejszych survivali, w jakie grałem. Mechaniki przetrwania nie są w nim na pierwszym planie i nie przeszkadzają w zabawie. Przez cały czas mamy jasno wyznaczony cel, a wszystko to okraszone jest toną świetnej, mięsistej walki. Gdyby nie korytarzowa mapa, byłoby jeszcze lepiej, ale i tak jest to przyjemny tytuł, godny polecenia.

Za udostępnienie gry do recenzji dziękujemy firmie Stunlock Studios.

Podsumowanie

Gra
  • Klimatyczna oprawa
  • Świetna walka
  • Starcia z bossami
  • Przyjemna pętla gameplayowa
  • Bogactwo buildów postaci
Nie gra
  • Korytarzowy świat
  • Powtarzalne lokacje
  • Mała ilość skrótów na umiejętności
  • Fabuła nie porywa
Artyzm
Dźwięk
Gameplay
Fabuła
Werdykt: 4/5
"Solidny szpil"
go-stargo-stargo-stargo-stargo-star
go-stargo-stargo-stargo-stargo-star

V Rising jest świetnym survivalem. Głównie dlatego, że tak dobrze radzi sobie z elementami typowymi dla action RPG, ale fani łupania drewna i budowania znajdą tu równie wiele dobrego.


Platformy:
Czas czytania: 11 minut, 53 sekund
Komentarze
Dodaj nowy komentarz:
...
Twój nick:
Twój komentarz:
zaloguj się

Ta strona korzysta z reCAPTCHA od Google - Prywatność, Warunki.


Treści sponsorowane / popularne wpisy: