Po podróży przez Kalimdor, którą recenzowałem dla Was TUTAJ pora odwiedzić Wschodnie Królestwa. Zdaję sobie sprawę, jak silna jest w naszym kraju społeczność graczy skupiona wokół Hordy, ale dla mnie to właśnie Przymierze było zawsze frakcją, w której szeregach czułem się najlepiej. Chociaż jestem wielkim fanem fantastyki, to lubię jej doświadczać z perspektywy cóż, ludzkiej. Dlatego to właśnie okolice Stormwind były zawsze moją ulubioną lokacją startową. Z wielką ekscytacją zabrałem się zatem za lekturę World of Warcraft: Podróż przez Azeroth: Wschodnie Królestwa, po której spodziewałem się nostalgicznej bomby, której wybuch raz jeszcze przeniesie mnie do 2004 roku. Czy właśnie to dostałem?
Książka, album czy przewodnik?
World of Warcraft: Podróż przez Azeroth: Wschodnie Królestwa znajduje się gdzieś pomiędzy byciem przewodnikiem a albumem wypełnionym ciekawostkami o historii wschodniej części świata Azeroth. Podczas lektury przemierzymy kontynent region po regionie, chłonąc informacje o najsłynniejszych miastach i lochach oraz historiach z ikonicznych wydarzeń i zadań, w jakich mogliśmy wziąć udział, zarówno grając w World of Warcraft, jak i inne gry z uniwersum, jak na przykład Warcraft III. Wszystko to upstrzone jest masą pobocznych uwag dotyczących zarówno rzeczy bardziej istotnych jak lokalne zwyczaje, architektura czy postacie, jak i tych mniej ważnych pokroju jedzenia czy tego, gdzie warto ukryć wiadomość przy kościotrupie.
Sięgając po tę pozycję, nie należy nastawiać się na niesamowicie dokładny, wręcz kronikarski opis wszystkiego, co wschodnie królestwa kryją. Kluczem do czerpania przyjemności z lektury jest zaakceptowanie jej konwencji: tekst, który czytamy, napisany jest w głównej mierze z perspektywy mistrza szpiegów Matiasa Shawa oraz kapitana Flynna Fairwinda, którzy w służbie króla i kraju wyruszają na ekspedycję mającą na celu spisanie historii tej części świata. Przy okazji muszą oni też skatalogować oręż, zbroje i inne mniej lub bardziej znane dziwy rozproszone po tej przepastnej krainie.
Charakter obu tych postaci, ich uprzedzenia i upodobania, stanowią filtr, przez który przedstawiane są nam wszystkie atrakcje wschodnich królestw. Skutkiem tego jest wiele humoru, jaki towarzyszy często opisom, ale także subiektywność w przedstawieniu wielu wydarzeń. Jest to odczuwalne zarówno w samej treści, jak i formie książki: właściwie na każdej stronie znajdziemy przypisy, podkreślenia czy uwagi wtrącane przez jednego z bohaterów.
World of Warcraft: Podróż przez Azeroth: Wschodnie Królestwa sprawdzi się znakomicie, jeżeli bardziej niż poznać suche informacje o tej krainie, pragniecie zatopić się w ten świat i wyruszyć na wyprawę z dwójką barwnych kompanów. Zamiast encyklopedycznej wiedzy, dostajemy tu bardziej coś na kształt dziennika podróży, podczas którego lektury można odnieść przyjemne wrażenie, że jest to dzieło od kogoś, kto z piórem i piersiówką przeszedł te drogi i zapisał to, co zobaczył.
Twardziel prosto z Przymierza
Wiemy, o czym książka jest, porozmawiajmy teraz o tym, jak została wydana. World of Warcraft: Podróż przez Azeroth: Wschodnie Królestwa robi pod tym względem fantastyczne pierwsze wrażenie. Pięknie zdobiona, twarda oprawa nie tylko prezentuje się świetnie, ale też jednoznacznie kojarzy się z frakcją, będącą głównym bohaterem tego dzieła. Pozycja ta sprawdzi się doskonale jak ozdoba zarówno Waszej biblioteczki, jak i stolika kawowego, kusząc gości do zerknięcia, co znajduje się w środku.
Strony, na których spisane są dzienniki z podróży Shawa i Fairwinda, są naprawdę ładnie ozdobione. Za sprawą wysokiej jakości druku, wielu ilustracji i przypisów sprawiających wrażenie jakby naniesionych na papier gdzieś na szlaku bardzo łatwo jest wsiąknąć w klimat tytułowej podróży. Pod względem prezentacji, książka sprawia często wrażenia bycia faktycznym dziennikiem. Szkoda jednak, że w dotyku strony tym razem nie są równie „papierowe”, jak w tomie drugim. Są one dosyć grube i naprawdę dobrej jakości, ale brakowało mi tego poczucia obcowania z czymś w stylu pergaminu, gdy zwiedzałem Kalimdor z Rexxarem.
Minusy stare i nowe
Jako dużemu fanowi Przymierza, podczas lektury raportów Matiasa Shawa, jeszcze bardziej niż obcując z World of Warcraft. Podróż przez Azeroth. Kalimdor przeszkadzały mi często zbyt krótkie i pobieżne opisy danych regionów. Zawsze lubiłem wschodnie królestwa, nie tylko ze względu na World of Warcraft, ale głównie z powodu Warcrafta III, więc bardzo często czułem niedosyt, gdy w miło wspominanej lokacji spędzałem jakieś 5 minut i ruszałem do kolejnej. Oczywiście, ze względu na formę, w jakiej prezentowane są informacje, nie nastawiajcie się na to, że książka pozwoli Wam dogłębnie poznać dane miejsce czy bohaterów.
Odnoszę też wrażenie, że pozycja ta jest o wiele skromniejsza pod względem ilustracji od części drugiej. Jasne, wiele szkiców jest naprawdę bardzo udanych, ale równie wiele jest i takich, które nie wybijają się kompletnie niczym ponad przeciętność.
Ostatnim, może nie do końca problemem, ale minusem w porównaniu do przewodnika po Kalimdorze, są postacie, jakim towarzyszymy, zwiedzając Wschodnie królestwa. W porównaniu z Zekhanem i Rexxarem, duet Matiasa Shawa oraz Flynna Fairwina wypada znacznie mniej ciekawie. Zamiast często głębokich przemyśleń o wojnie i stracie, znacznie więcej tutaj średniej jakości żartów czy uwag z perspektywy mistrza szpiegów, bez których książka nic by nie straciła. Samo to, że ogólny ton podróży jest znacznie lżejszy od tego, co prezentuje tom drugi, minusem nie jest, ale jej bohaterowie tym razem nie byli równie interesujący.
Dla fanów Przymierza i high fantasy
World of Warcraft: Podróż przez Azeroth: Wschodnie Królestwa to, jak wskazuje tytuł, podróż. Jest to podróż, podczas której towarzyszymy dwójce barwnych postaci i z ich perspektywy poznajemy kontynent, będący miejscem wydarzeń, które zawładnęły sercami milionów graczy. Książka ta powoduje przyjemne uderzenia nostalgii w tak wielu miejscach, że trudno mi jej nie polecić komukolwiek, kto choć raz miał styczność z uniwersum World of Warcraft. Ze względu na fakt, że nie jest to zbiór suchych faktów o świecie, sądzę, że nieźle bawić mogą się przy niej też osoby z tym uniwersum kompletnie niezaznajomione. Natomiast gdy już skończycie lekturę i odstawicie ją na półkę, jej piękna oprawa z pewnością sprawi, że będzie ona ozdobą Waszej gamingowej biblioteczki.
Za udostępnienie książki do recenzji dziękujemy wydawnictwu Insignis.
Komentarze
Dodaj nowy komentarz: