Nintendo, przy okazji premiery nowej konsoli, sięgnęło ponownie do klasycznego katalogu, oferując płatne ulepszenia do Breath of the Wild i Tears of the Kingdom. Oprócz wyższej rozdzielczości oraz 60 klatek na sekundę dostajemy kilka wyjątkowo ciekawych rozwiązań, które jednak – jak w poprzedniej dekadzie – ograniczone są do mobilnej aplikacji. Jak sprawdzają się te nowości i czy warto zainwestować w nowe wydania? Zapraszam do czytania.
Jak zdobyć nową wersję?
Zanim jednak przejdziemy do samej gry, warto wspomnieć, że jest kilka sposobów na zdobycie ulepszonej wersji. Standardową opcją dla nowych graczy jest zakup wydania oznaczonego logiem Nintendo Switch 2, w ramach którego otrzymujemy oryginalną grę wraz z ulepszeniem w zestawie. Ci, którzy już kupili Zeldę w wersji na Switcha 1, mogą dokupić cyfrowe ulepszenie za 40 zł. Jeśli cena wydaje się za wysoka, to upgrade możecie również czasowo wypożyczyć w ramach subskrypcji Nintendo Switch Online + Expansion Pack.
Warto jednak zaznaczyć, że Nintendo Switch 2 Edition nie jest odpowiednikiem edycji kompletnej, więc rozszerzenia The Master Trials oraz The Champions’ Ballad do Breath of the Wild wciąż trzeba dodatkowo dokupić.
Rozdzielczość i płynność
Już w 2017 roku Breath of the Wild niemal w pełni wykorzystywało możliwości konsoli Nintendo. Hybrydowa konstrukcja wiązała się jednak z masą ograniczeń sprzętowych, więc nikogo nie dziwiło, że gra działała zaledwie w 720p i 30 klatkach na sekundę w trybie przenośnym. Na telewizorach było nieco lepiej, bo gra wyświetlana była w rozdzielczości 900p, ale wciąż był to standard daleki od oczekiwań graczy przyzwyczajonych do jakości znanej z komputerów i współczesnych konsol. Nie jestem więc zaskoczony tym, że ponownie zdecydowano się wykorzystać przełomowe odsłony Zeldy i to właśnie przy ich pomocy promowano możliwości Nintendo Switch 2.
Różnica jest wręcz ogromna i można powiedzieć, że konsola w końcu spełniła oczekiwania technologicznych purystów. W trybie przenośnym obie gry działają w natywnym 1080p przy stałych 60 klatkach na sekundę. Poprzednia generacja, choć celowała w 30 klatek, to – szczególnie w Tears of the Kingdom – spadki płynności potrafiły być bardzo uciążliwe.
Doświadczanie gry w końcu stało się prawdziwą przyjemnością dla oka. Obraz jest ostry jak żyleta, a charakterystyczna stylistyka, która wcześniej maskowała słabości konsoli, teraz w końcu może zaprezentować się od swojej pięknej strony. Mimo że od pierwotnej premiery BoTW minęło już ponad osiem lat, to grafika nie zestarzała się praktycznie w ogóle. Oczywiście w oczy rzucają się duże puste przestrzenie, typowe dla ostatnich Zeld, jednak deweloperzy przemyśleli te bolączki w taki sposób, że stanowią one jedne z największych atutów obu gier.
Jeszcze lepiej rozgrywka prezentuje się w trybie zadokowanym, gdzie wykorzystano DLSS. Obraz renderowany jest w 1440p, a następnie skalowany do 4K. Przez ostatnie kilka lat Nvidia skutecznie poprawiała działanie tej technologii, więc na Switchu 2 nie musimy obawiać się o artefakty, a przynajmniej ja takich do tej pory nie zauważyłem.
Zelda Notes – nawigacja
Drugą ważną nowością, która ma uzasadnić płatne aktualizacje, jest mobilna aplikacja Zelda Notes. Nie jest ona jednak dostępna w grze, a do jej użycia potrzebny jest telefon. To rozwiązanie rodem z 2014 roku, gdy wiele innych gier próbowało usilnie wprowadzić dodatkowe funkcje ukryte w aplikacjach. Pomysł jak szybko się pojawił, tak szybko zniknął. Nintendo, jak zwykle idąc pod prąd, postanowiło wykorzystać stary trend, pomimo że większość z tych funkcji na spokojnie mogłaby zostać dodana w samej grze.
Dla tych, którzy nie przepadają za swobodą w nowej Zeldzie, przygotowano system nawigacji. Czasy przeglądania poradników na YouTube się skończyły, a zamiast tego otrzymujemy mapę ze wszystkimi dostępnymi do zebrania znajdźkami, wieżami i kapliczkami (shrines) itd. Jeśli więc znajdą się tutaj ambitni na ogranie obu tytułów i zebranie prawie dwóch tysięcy rozrzuconych po mapie nasion, to teraz powinno być to znacznie łatwiejsze i dostępne na każdym etapie rozgrywki.
Rozwiązanie to przydaje się również przy klasycznym graniu, ponieważ ułatwia orientację w rozległym otwartym świecie Zeldy. Nie każdemu graczowi podoba się wolność, jaką oferuje BoTW i ToTK, a aplikacja pozwala biegać jak po sznurku i odhaczać kolejne znaczniki. System na bieżąco monitoruje zapis gry, więc wszystkie zebrane znaczniki znikają także z mobilnej mapy. Dla tych, którzy potrzebują szczegółowych wskazówek, dostępna jest również funkcja nawigacji głosowej, która na bieżąco kieruje w stronę znajdźki. Trzeba mieć jednak na uwadze fakt, że Nintendo nadal pomija Polskę, więc instrukcje dostępne są w języku angielskim.
Zelda Notes – dodatkowe funkcje
W końcu dostajemy też szczegółowe statystyki z gry. Poza procentem zebranych znajdziek dostajemy dostęp do wielu ciekawostek związanych z naszym zapisem. Sprawdzimy tutaj m.in. czas spędzony w królestwie Hyrule, wskaźnik śmierci, liczbę zebranych broni, pokonanych przeciwników i wiele, wiele więcej. To nowość zdecydowanie warta uwagi i przyjemnie od czasu do czasu jest zweryfikować swój postęp. Dla najbardziej zaangażowanych przygotowano system medali, czyli czegoś na wzór osiągnięć. Zdobywamy je, używając zdolności i podbijając statystyki, a następnie wyróżnienie można wyświetlić także przy swoim profilu.
W aplikacji znalazło się również miejsce na kilka mniejszych nowości, które pełnią raczej funkcję dodatku niż czegoś, co zachęciłoby do zainwestowania w aktualizację. Codziennie możemy kręcić kołem fortuny, aby odblokować dodatkowe surowce lub posiłki dostępne w grze. Istnieje opcja skanowania swoich figurek amiibo, co pozwoli zdobywać kolejne bonusy. Za pomocą Photo Studio upiększymy zrobione w grze fotografie. Ciekawym rozwiązaniem jest również Item Sharing, które pozwala wymieniać się przedmiotami pomiędzy różnymi graczami, także pomiędzy obiema grami (z wyjątkiem elementów dostępnych tylko w Tears of the Kingdom). Dla dwójki limitowana jest także funkcja udostępniania gotowych budowli, idealna dla mniej kreatywnych graczy.
Osoby oczekujące nowej treści fabularnej dostały tzw. notatki głosowe. Są to krótkie dzienniki, w których księżniczka Zelda opowiada o wydarzeniach sprzed stu lat. Nowe notatki odblokowuje się podczas eksploracji, kiedy natrafimy na ważne dla fabuły miejsca lub postacie. Przyjemny dodatek, jednak osobiście nie uganiałbym się za tym. W samym Breath of the Wild znajdziemy 125 nowych dzienników.
Podsumowanie
Mam mieszane odczucia co do ulepszonych wydań Breath of the Wild i Tears of the Kingdom. Z jednej strony w końcu możemy doświadczyć obu gier w wysokiej rozdzielczości z oczekiwanymi 60 klatkami na sekundę. Gry pomimo kilku lat od premiery, wciąż prezentują się naprawdę dobrze. Nie ma wątpliwości, że Nintendo Switch 2 Edition to najlepszy sposób, aby zagrać w te tytuły. Pozostaje jednak zadać sobie pytanie, czy warto?
Kilka innych tytułów wydawanych przez Nintendo otrzymało bezpłatne aktualizacje do nowej konsoli. W przypadku The Legend of Zelda największą nowością jest aplikacja, która nawet nie jest częścią gry, a jedynie mobilnym dodatkiem. Jeśli nie potrzebujecie nawigacji, to jedyne zmiany sprowadzają się do rozdzielczości, płynności i krótszego czasu ładowania. Wsteczna kompatybilność pozwala na włączenie oryginalnego wydania bez żadnych nowości. Teoretycznie można tak grać, ale pytanie, czy jest sens? Wiele lat czekaliśmy, aby seria w końcu otrzymała wydanie o przyzwoitej jakości i aż szkoda zmarnować taką okazję… Jeśli ostatnie przygody Linka jeszcze przed wami, to moim zdaniem i tak warto!
Dziękujemy firmie Nintendo za udostępnienie gier do recenzji.
Komentarze
Mam rozszerzony abonament, więc sprawdzę obowiązkowo ;-)
odpowiedzMiłej zabawy! Od strony technicznej gra w końcu wygląda świetnie.
odpowiedzDodaj nowy komentarz: