Zagrałem w demo Giggleland. Ten horror miesza w głowie
Demo horroru Giggleland trafiło na Steam wraz z 9 czerwca 2025 roku. Co sobą reprezentuje i czy na jego podstawie warto czekać na pełną wersję?
Trafiła kosa na kamień
No, a przynajmniej bardzo bym chciał zacząć w ten sposób swoje wrażenia z rozgrywki, jako że sam mam pewne doświadczenie w grach typu horror. Seria Five Nights at Freddy’s? Prawie wszystkie części przeszedłem, każdą obejrzałem, a tutaj nawet jedną zrecenzowałem. SOMA? Zaliczona na 100%. Outlast i Outlast 2? Oczywiście, że odhaczone, za kogo Ty mnie masz?
Horrory w różnym wydaniu są mi więc znane, a mimo tego żaden nie sprawił, że przez niemal cały czas miałem gęsią skórkę. Wersja demonstracyjna Giggleland sprawiła, że to nieprzyjemne uczucie, sugerujące, iż zaraz zostanie się zaatakowanym, towarzyszyło mi od pewnego momentu niemal non stop. Duża w tym zasługa zatrważająco (zamierzone) dobrej oprawy audio.
Platforma testowa
Czyli krótki akapicik poświęcony temu, na czym sobie pogrywam w gierki wszelakie, przynajmniej jeśli o PC chodzi. Mój obecny sprzęt został wspomniany przy okazji wrażeń z wersji demonstracyjnej After Inc. Rozumiem jednak, że jest pewna szansa, iż nie czytałaś/-eś powyższego, dlatego też po pierwsze: sugeruję nadrobić, a po drugie – oto mój pełny setup gamingowy.
• Monitor: Evnia 34M2C7600MV (jest szansa, że niebawem będzie to 34M2C6500 )
• Klawiatura: Razer Ornata V3
• Mysz: HyperX Pulsefire Haste 2 Core Wireless
• Karta graficzna: Gigabyte GeForce RTX 4070
• Procesor: Intel Core i7-11700
• RAM: 32 GB (4x 8 GB, XPG Gammix D10 )
• Dysk 1: XPG Gammix S11 Pro (512 GB)
• Dysk 2: Seagate FireCuda Gaming HDD (2 TB)
• Kontroler: Turtle Beach Afterglow
Tak, to w większości są linki afiliacyjne – jeżeli skorzystasz z nich do zakupienia sprzętu dla siebie, dostaniemy niewielką część zysku od sklepu. Ty nie poniesiesz z tego tytułu żadnych dodatkowych kosztów, a nam będzie łatwiej utrzymać serwer i brać udział w fizycznych wydarzeniach, jak np. tegoroczne Digital Dragons . Wróćmy jednak do wersji demonstracyjnej.
To nie cały Giggleland…
Ustalmy sobie coś – to demo jest skrajnie krótkie i mam na myśli SKRAJNIE krótkie. Przejście całości zajęło mi 43 minuty, z czego przynajmniej 10 kręciłem się po mapie jak ostatni debil. Gdybym się spiął i od początku wiedział, jak co działa, to prawdopodobnie byłbym w stanie zamknąć tę (nie)przyjemną przygodę maksymalnie w 20 minutach.
Na Steamie wersja demonstracyjna nosi nazwę Giggleland: Terry’s Vegetable Patch i już na wstępie informuje, że pod żadnym pozorem nie jest to gra dla młodszych odbiorców. Chociaż każdy, kto ma niezbędne minimum oleju w głowie, zorientuje się już po galerii zrzutów ekranu, że to nie jest coś, co należy włączać młodszym graczom. Mroczne ujęcia nie są bowiem w żaden sposób przypadkowe.
…ale ten fragment pozwala doświadczyć wiele.
Jak do powyższego dodamy moją ulubioną recenzję w języku angielskim, której autor pisze, iż ta gra „fucks with you in a best way possible”, to już wiemy, że Piotruś jest zainteresowany produkcją. To niezdrowe zaintrygowanie okazało się bardzo słuszne – początkowo przechodzimy do atrakcji, która jest stylizowana na farmę. Podchodzimy do dioramy, wchodzimy z nią w interakcję, dostajemy zadanie.
Znaleźć słoik z cukrem i wsadzić go do odpowiedniego mechanizmu. Co się dzieje, jeżeli uda nam się tego niewyobrażalnie trudnego questa zakończyć? Rzecz jasna wszyscy się cieszą, a my musimy raz jeszcze wejść w interakcję z dioramą. Jest jednak drobny haczyk, który nie jest powiedziany wprost, a który zauważa się… później.
Z każdy wykonanym zadaniem, z każdym krokiem, który przybliży nas do jego wykonania i z każdą kolejną interakcją, sceneria tego pokoju się zmienia. Ba, pokoju - całej mapy, jako że odblokowujemy przejścia, które z na wstępie były dla nas niedostępne! Początkowo lekko, niezauważalnie, ale końcówka w niczym nie przypomina atrakcji, do której pierwotnie weszliśmy. Część rzeczy niespodziewanie upada, na ścianach pojawiają się dziwne obrazki, fragmenty podłogi są umazane w krwi.
Produkcja ta wprowadza jednak ten proces zmiany stopniowo, a towarzyszą temu niepokojące dźwięki, które sprawiają, że gracz ma się na baczności, nawet pomimo tego, że technicznie nic mu nie grozi. Co raz słychać jakieś mruczenie, co ma sens, jako że główną maskotką Gigglelandu jest kot, ale nigdzie tego sierściucha nie widać. On za to nas widzi i chętnie do nas przemawia swoim słodkim głosem.
Kamery podążają za graczem, niektóre obiekty wewnątrz pomieszczenia wyglądają tak, jakby czaiły się tam potwory lub innego rodzaju zagrożenia. Nie chcesz iść w ich stronę, ale wiesz, że to jedyna droga naprzód i jedyny punkt, który pozwoli Ci uciec z tego psychodelicznego miejsca. Odsłaniane są też pewne karty fabularne, jednak nie będę się na ten temat rozwodził. Tutaj najlepiej będzie, jeśli każdy zainteresowany lub każda zainteresowana zagra i wyrobi sobie własną opinię.
Po przejściu pierwszego obszaru czekają nas jeszcze inne, a w międzyczasie dostajemy w twarz rzeczami, których dawno już nie widziałem. Twoje zdjęcie profilowe ze Steam oraz 4 Twoich znajomych wiszące na ścianie, pokrytej krwawymi napisami, przywodzącymi na myśl obłąkane pismo. Widoczny pulpit Twojego komputera, który faktycznie jest twoim aktualnym pulpitem, ze wszystkimi ikonami i tapetą (więc się nim nie podzielę - sorki!).
Tego typu zabiegów jest więcej, choć żaden nie zrobił na mnie aż takiego wrażenia. Maskotkę, która leżała pozornie niezdolna do ruchu, odkrywamy tylko po to, aby nie zastać jej po ponownym podejściu do miejsca, w którym była. Ten motyw widziałem już jednak w pierwszym rozdziale Poppy Playtime. Chociaż tutaj nie udało mi się sprawić, by rozpoczęła się jakakolwiek sekwencja pościgowa.
Podsumowanie farmerskiej przygody
Jeśli demo jest zwykłą częścią gry, to przysięgam, pragnę więcej tego typu doświadczeń. Niektórych rzeczy się nie spodziewasz, a te, które uznajesz za oczywiste, są nieobecne. Giggleland zapowiada się jako coś, co naturalnie wykorzysta wszystko to, co najlepsze w horrorach – psychodelę, umiejętną grę światłem i cieniem, a także dźwięki, które każą ci się mieć na baczności.
Ponownie – jeżeli tak będzie wyglądać cała gra, a to nie jest jej najbardziej soczysty fragment, to mamy nowego zawodnika w kategorii najlepszy horror. Nie mogę się doczekać pełnej wersji i żywię szczerą nadzieję, że demo, które podsunęła nam ekipa z KMW, nie będzie ostatnim doświadczeniem tego typu. Zresztą, z tego co wiem, to już w tej chwili prowadzone są gry ARG ze społecznością.
Sam nie jestem fanem, więc się w to bawić nie będę, ale jeżeli ktoś ma ochotę, to zachęcam. Polecam również sprawdzenie wersji demonstracyjnej i przekonanie się na własnej skórze, jak wybitnie ta mała i krótka produkcja, potrafi zryć beret grającego. W końcu za darmo, to i trauma dobra…
Artykuł zawiera linki afiliacyjne. Korzystając z nich, wspierasz naszą działalność. Dziękujemy!
Komentarze
Dodaj nowy komentarz: