Tylko, zeby gdzies wyjechac do roboty to raczej trzeba miec juz zaklepana ta prace, a ze ja nie mam zadnych znajomosci za granica, totez trudno bedzie wyjechac
Nie martw się- 99% znajomych co wyjechali na żywca, powrócili szczęśliwi.
Jeden kumpel wrócił tylko po 3 miesiącach z 5 funtami w kieszeni. Ale miał przynajmniej na autobus do domu :]
Po anglistyce mogę zostać, np. tłumaczem, co jest nawet dobrze płatną robotą. Pracowałbym sobie tak 5-6razy w tygodniu po 5-8godzin i byłoby spoko
Idylla tak zwana.
Konkurencja na rynku jest bardzo ostra. Pracujesz więc u kogoś, 8 godz na dobę, 6 dni w tygodniu i zarazbiasz 1500 zł miesięcznie.
Sam otwierasz biuro- fajnie, ale jeśli nie masz renomy (kto ma na początku kariery?), albo dobrych układów, to nie dożyjesz do 1 każdego miesiąca.
Osobiście mogę ci powiedzieć, że najlepiej się załapać na tłumacza w sądzie- ciązko- fakt, trzeba jeszcze chyba dodatkowe uprawnienie mieć, ale posada spoko.
Nie wypowiadam się za dużo o nauce angielskiego, bo Red w sumie powiedział co najważniejsze. Studia jednak odbiegają od "zwykłego użycia języka" i trzeba być przygotowanym na wiele przedmiotów, które są totalnie zbędne i niesamowicie pokręcone (chyba że ktoś chce odrestaurowywać antyczne języki- to będzie zachwycony). Taka dola.
A ja wciąż myślę, by na magisterce wyuczyć się japońskiego i wyemigrować tam za 3 lata- bo za posadę nauczyciela w polsce dziękuję.