Jaki niby był ton mojej wypowiedzi? Ja tylko stwierdziłem, że niektórzy wypowiadają się, jakby za dużo "Folwarku zwierzęcego" Orwell'a czytali, twierdząc, że ten, czy tamten jest drugiej kategorii, ponieważ zaocznie studiował.
Bowiem wtedy wychodziłoby, że przyszły mgr z dziennych dostaje, na obronie wycisk, a tego z zaocznych przepuszczają, ot tak, sobie, bo przecież płaci za studia, a na egzaminach / obronie pracy, mówi mu się "słuchaj, miałeś mniej godzin, więc ten z dziennych ma 69/100 p. by zaliczył, a ty tylko 40/100, a przy obronie, tylko się przedstaw, bo przecież profesorowie, mają sposób nauczania was gdzieś".
Tak, zgadzam się, i vice versa Wuher, ale nikt nie atakuje tutaj, z tego co widziałem, tych z dziennych, a osoby zaocznie studiujące, to już ocenia się nieco niżej jakby.
Co do wszelakich trudnościach w zaliczeniach, różnie to bywa. Jednemu wytrzymałość materiałów wchodzi raz, dwa, a drugi ma problem z zapamiętaniem daty powstania styczniowego.
U nas na AGH, masa osób poodpadała. Nie powiem. część na własne życzenie, a kolejną część przerósł najzwyczajniej materiał. Po ostatnim semestrze, do obrony dopuszczono, tylko kilka osób.
Czy warto? Oczywiście. Mnie osobiście przydał się tytuł przed imieniem. U innych zauważyłem, że różnie to bywa. Niekiedy wykształcenie nie pokrywa się z aktualną pracą. Ale raczej zawsze lepiej mieć tego inż / mgr / mgr inż. niż nie mieć nić. Z drugiej strony, taki Ronaldo, tytułu doktora habilitowanego nie ma, i jakoś bez tego, w tydzień zarabia więcej, niż większość ludzi przez całe swoje życie.