Wesele jest mega zjebaną koncepcją. Jestem w stanie zrozumieć, że ludzie chcą mieć ślub kościelny, ale wesele... Dla pary młodej to = stres, nadskakiwanie ciociom i wujkom, którzy naje**ni rzucają słabośmiesznymi tekstami z dupy i życiowymi poradami "JAK SE NALEŻY RADZIĆ Z ŻONĄ HEHEHE", a ty się nawet nakur**ć nie możesz żeby mieć na to wyje**ne. Lepiej zrobić całonocną imprezkę ze szwedzkim stołem, didżejem z włoską ksywką i niezobowiązującym dreskodem. Ja bym tak zrobił. No ale to rozkmina typu,
gdybym był fizykiem jądrowym to ruchałbym Torbicką.A, jeszcze zapraszanie ludzi, z którymi nie ma się nic wspólnego i widzi się ich 2 razy w roku: na stypie i u cioci na imieninach. NO BO RODZINA. Teraz to i tak chyba bym nie poszedł, bo na ostatnim weselu na jakim byłem (i byłem starostą) udało mi się skłócić nowożeńców.