A dlaczego nie można połączyć nauki z wiarą? Czy to o czym mówi wiara nie może być naukowo poprawne? Opętanie jako choroba psychiczna z naukowego punktu widzenia?
Zależy co przyjmiemy. Jeśli efekt jest czysto fizjologiczny (i wychodzi to podczas badań) to głupio przypisywać temu rolę Boga czy Szatana. Poza tym nauka nie działa na domysłach. No i opętanie to zupełnie inna skala problemu. Działa na zasadzie: do ciała wszedł zły duch i trzeba go wypędzić. Natomiast nauka stara się unormować procesy zachodzące w naszym ciele i umyśle (problemem nie jest zły duch, ale my sami). Oczywiście to nie znaczy, że różnego rodzaju egzorcyzmy czy inne rytuały nie mogą być w danym przypadku skuteczne, nawet jeśli sama diagnoza jest błędna (współczesna medycyna też przecież doskonała nie jest, choć charakteryzuje ją większy stopień zaawansowania).
Mnie się wydaje, że jedno drugiego wcale nie wyklucza. Absolutnie, skoro żyjemy w świecie materialnym, to takie zjawiska muszą być uwarunkowane prawami fizyki. Boska ingerencja nie musi być wcale magiczną sztuczką, może to być zjawisko wywołane szeregiem wypadków i czynników zewnętrznych + zjawiskami fizycznymi, o których człowiek nie ma jeszcze zielonego pojęcia.
Kiedyś nie do pomyślenia było, że Ziemia jest okrągła!
Wczoraj oglądałem kilka filmów o Całunie turyńskim, dzisiejszy stan nauki nie jest w stanie odpowiedzieć nam na pytanie jak wizerunek Jezusa został przeniesiony na tkaninę. Dlatego, z powodu własnej bezsilności staramy się doszukiwać fałszerstwa, lub z innej strony - cudu. Od zawsze opieramy się jedynie na tym co wiemy. Coś czego nie wiemy zawsze było uważane za kłamstwo, brednie albo cud.
Na takie pytanie nie ma łatwych odpowiedzi. Nauka wciąż się rozwija i poznaje świat. Jednak zgodnie z naukową metodologią nie powinniśmy mnożyć bytów. Jeśli czegoś nie wiemy, to nie przyjmujemy wyjaśnień na zasadzie "wydaje mi się, że to może być sprawka Boga". Nie wiemy to nie wiemy, zawieszamy wtedy sąd i próbujemy dowieść jak jest w rzeczywistości.
Kiedyś było nie do pomyślenia, że Ziemia jest okrągła, ale to były zupełnie inne czasy. Nie istniała wcześniej sprecyzowana metodologia naukowa i dlatego do powszechnego myślenia wdzierało się tyle niedorzeczności. Współczesna nauka też nie jest doskonała i ma swoje ograniczenia, jednak przede wszystkim opiera się na neutralności i obiektywizmie poznawczym.
Wittgenstein na stwierdzenie kolegi, że to, że Ziemia stoi w miejscu a Słońce się porusza nasuwa się przecież samo przez się z codziennej obserwacji, odpowiedział pytaniem: "A jakby to wyglądało gdyby to Ziemia kręciła się wokół Słońca?".
Dostrzeżenie odpowiedniej perspektywy nie zawsze jest rzeczą prostą.
Co do Całunu Turyńskiego, to z tego co czytałem wciąż nie ma jednogłośnego wyroku, choć 3 najważniejsze badania wykonane metodą radiowęglową wykazały, że pochodzi z około 1400 r.n.e.
Moim zdaniem ludzie mają pociąg do wyjaśnień prostych i natychmiastowych, wręcz magicznych, bo są one fascynujące i intrygujące. O rzetelne wyjaśnienie zjawisk i natury rzeczy jest znaczenie trudniej, często wymaga to mozołu i wielu lat pracy lub chociaż znacznej wiedzy z danego zakresu.
Zależy co przyjmiemy. Jeśli efekt jest czysto fizjologiczny (i wychodzi to podczas badań) to głupio przypisywać temu rolę Boga czy Szatana.
Ciekawe komu przypiszesz to... Mam kuzyna. Najpierw komplikacje przy porodzie - uszkodzone stawy biodrowe. Wg lekarzy z Instytutu Centrum Zdrowia Matki Polki wózek do końca życia, a jednak chodzi i po "kalectwie" nie ma śladu. Teraz od czterech lat żyje z nieoperacyjnym guzem mózgu, choć wg lekarzy od diagnozy miał najwyżej kilka miesięcy. Nie twierdzę, że to są cuda za wstawiennictwem JP2, ale do konowałów z dyplomem po medycynie, którym się wydaje, że wszystko widzieli i wszystko wiedzą (master - pozdrawiam) nabrałem wystarczająco dużo dystansu.
Porządny rozwój medycyny zaczął się dopiero około 150-200 lat temu (i to przy dość optymistycznym założeniu). Możliwe, że niektóre osoby mają dużo lepsze genetyczne predyspozycje do regeneracji czy przeciwdziałania chorobie. A co i bardziej pewne, wiara niektórych osób w uzdrowienie i leczniczą moc własnego organizmu również potrafi być znacznie większa niż u innych. Czasami może to być spowodowane określonym bodźcem. Nasz organizm funkcjonuje w stanie homeostazy bilionów komórek. Jest możliwe, że u niektórych te procesy przebiegają (lub mogą przebiegać) z większą efektywnością, a nawet, że mogą u tych osób występować odmienne stany i funkcje.
Tłumaczenia, że to Bóg czy jakiś święty kogoś uzdrowił mnie nie przekonują przede wszystkim dlatego, że są bardzo wybiórcze. Modli się o uzdrowienie, wierzy głęboko, chodzi na pielgrzymki, miliony osób, a znaczna większość z nich umiera, często w męczarniach lub zostaje do końca życia kalekami (mimo usilnych starań i próśb). Tylko garstka dostępuje cudownego uzdrowienia.
Myślę, że uzdrowienia są czymś, co nauka zdoła z czasem wyjaśnić (przynajmniej w 99% przypadków). Na razie się stara szukać wyjaśnień. Raz wychodzi to lepiej, a raz gorzej.