Historia, którą warto przeżyć.
TLoU nie jest pozycja obowiązkowa dla każdego. Nie każdemu przypadnie również do gustu, choć ten cyfrowy koń nie cwałuje na binarnych rubieżach "pokochasz, bądź znienawidzisz", jak fenomenalna, patrząca z pańską pogardą na gatunek slaszerów Bayo, bądź kapitalne
Asura's Wrath. Przygody Joela i Ellie, to także piękne ukoronowanie poprzedniej generacji tak w sprawie przedstawienia historii tudzież emocji, ale i jakości szaty graficznej jako takiej (choć techniecznie GTA V wygrywa w tym segmencie). Na PS3 zapoznawania klikaczy z naszym ostrzem jest jeszcze milsze dla oka niż cudny wizualnie TR,a Uncharted3, niegdyś zachwycający, wygląda marnie przy tym zero-jedynkowym dziele sztuki. Na PS4 w bezceremonialny sposób ta gra ukazuje, że combo fHD+60 k/s powinie być standardem. Sama gra zyskała oczywistych walorów i pomimo, iż to tylko reedycja, to z miejsca stała się jedną z najładniejszych pozycji bieżącej generacji, pomimo rażącego wyłaniania się obiektów w dalszym planie.
Sfera audio dotrzymuje poziomu grafice. Otrzymujemy bowiem jedną z najlepszych polonizacji od lat, a samo wycie i klikanie tałatajstwa szwendającego się to tu, to tam na długo w pamięci pozostaje, podobnie jak najlepszy epilog w historii cyfrowej rozrywki. Jednym słowem - grać.
10/10 - grafika (PS3), 9/10 (PS4)
10/10 - audio
10/10 - grywalność.
10/10 ocena końcowa.
Ja ukończyłem grę na hardzie i mam 5% trofików
One musiały być jakoś inaczej ustawione. Grając w grę wpadają w prawym górnym rogu amerykańskie Kazimierze (Granty Ulisesy - przyp. SW) i jest tego sporo - za ciche zabicia, znajdźki, et cetera, a w grze właściwej - bieda. Szkoda.