Przeglądam sobie reddita i smuci mnie, jak ludzie w wieku 20-30 z USA piszą, że robią za cienką kasę i wykonują gówniane zawody, a gdy popierają to liczbami z rocznym dochodem, to okazuje się, że koszą pieniążki, o których części młodym ludziom w Polsce się nie śniło, związanych z wysokim stanowiskiem, a większość upatrywałaby je w kategorii "sukcesu" i spokojnego, w miarę dostatniego życia. Dobrze chociaż, że u nich zakup/wynajem lokum drogo wychodzi, więc typowo polaczkowy ból dupy jest mniejszy (za to koszty życia jak u nas, a nawet taniej, tylko żarcie to zgroza). Przestaję już przeliczać "po kursie"