Od niedawna mam nowych współlokatorów i niemiłosiernie wkurza mnie parka, która wprowadziła się do jednego z pomieszczeń. Wyrwali się wreszcie od rodziców, więc się walą na potęgę, sęk w tym, że panna drze się jak opętana. Nieraz słyszałem jak za ścianą ludzie uprawiają seks i brzmiało to... normalnie, no jak seks - a to brzmi, jakby ktoś zarzynał świnię. Mimo że mieszkają na drugim końcu niemałego mieszkania, to i tak wszystko słychać, i to w środku nocy. Kurde, ja im się nie zabraniam dupcyć, bo to zdrowe, fajne i poprawia cerę, ale do cholery, nie jestem w stanie uwierzyć w to, że dziewczyna nie może po prostu się przymknąć, wziąć pod uwagę, że w mieszkaniu są inni ludzie, którzy jakby chcieli posłuchać odgłosów ubijanego prosiaka, to nie wiem, kupiliby sobie album ze ścieżką dźwiękową z rzeźni.
Co śmieszniejsze - oboje są mocno wierzący, nawet sobie jezuska powiesili nad łóżkiem, w którym się pieprzą, a co niedziele grzecznie popylają do kościółka. Kocham hipokryzję katolików.