Reasumując - kiedyś nie piłeś, więc Cie zapraszali na imprezy żebyś ich powoził, teraz pijesz i nie możesz prowadzić, więc Cie już nie zapraszają.
To smutne co piszesz, ale prawdziwe. Zauważyłem, że w momencie stania się mniej użytecznym dla pewnej osoby, ta osoba powoli zrywa ze mną kontakt. Już nie chodzi o mnie samego, ale ogólnie można to dostrzec - osoby pomocne (wierzcie lub nie, ale jestem bardzo pomocny) zawsze są ruchane w dupę i porzucane, gdy pomoc już nie jest potrzebna. Dlatego liczba znajomych systematycznie mi się redukuje i zostało mi tylko kilku frejndsów z dawnych lat, plus to co się obija po Toruniu z racji studiów/itepe, a po studiach pewnie z większością stracę kontakt.
Cudowny przykład: dobry znajomy był w zeszłym roku za granicą i poznał tam Polkę, która pożyczyła mu przewodnik, jako tako trzymali się razem, a potem kontakt się urwał. W zeszłym miesiącu napisała do niego sms-a "hej! co u ciebie? spotkajmy się na kawie, a przy okazji zabierz ze soba przewodnik, ktory ci pozyczylam".
Co do sylwestra to się mylisz, bo naprawdę z wyboru, gdybym był w Toruniu, to mógłbym się przejść do znajomych, ale postanowiłem zostać u siebie. Mogę też jechać do znajomych z wioseczki nieopodal, ale nie chce mi się. To jednak nieważne - prawdą jest, że nie jestem duszą towarzystwa, nie jestem rozchwytywany i nie chodzę do modnych klubów. Może wiele tracę, ale ch** z tym, bo doskonale wiem CO tracę kosztem czytania Faulknera itepe. Nie jest jednak tak, że nigdy nigdzie nie wychodzę, czasem wpadam w cugi całotygodniowe powrotów o 8 nad ranem. Koniec zwierzeń.

Wuher buziaczki