Tyle hejtu chłopaki, a ja zapytam: ilu z was grało w te wybitnie "ch**owe indyki" i to do tego stopnia, żeby specjalnie za nie płacić poza usługami typu psplus etc. i potem narzekać, że nie ma się do czynienia ze sztuką wysoką (xd)?
Wszystko, co ogrywałem z tytułów podpadających pod tę kategorię w mniejszym bądź większym stopniu było wartościowe, tu i ówdzie uznane, też miało prezencję, a doceniam i lubię zagrać w dobrego zwierza z gulą. Outland, Sound Shapes, Limbo, Braid, Hotline Miami 1 i 2, indyki za które z przyjemnością zapłaciłem daleko było do określania gównem.
Skoro coś ma kosztować zbyt dużo jak na indyka i nie chce się wspierać raka, nie ma w narodzie graczy instynktu samozachowawczego do sprawdzenia nawet minimalnej informacji nt. gry dostępnej po 20s z Google, że ma się do czynienia z czymś potencjalnie wartościowym, bądź gównem? W dobie internetu na którym bardzo często przebywacie, serio?
Indie gówna, które naprawdę są gównami kojarzą mi się przede wszystkim z zalewem szamba na sklepiku Google, gdzie za darmochę ściąga się gierki nieskomplikowanego ciężaru gatunkowego i po ich zapoznaniu po chwili wywala się z dysku. Nie rozumiem trochę problemu z narzekaniem na indory, nie wspierać, nie kupować, a nie dodatkowo zamykać ich w jakieś klamry porównań ze sztuką, której odbiór zaryzykuję jest dla każdego sprawą indywidualną. Oczywiście nie mam na myśli, że należy stawiać znak równości między dziecięcym bohomazem, a obrazami Beksińskiego, ale właśnie o to chodzi. Jeśli komuś się podoba to pierwsze, w zależności od samej formuły podania tego pomysłu czemu mam z góry zakładać, że nie ma gustu. Przecież to bez sensu.
I wracając na chwilę do dyskusji prostego przeliczenia i próby uzależnienia wartości gry, również tej finansowej od jej długości problem jest taki, że takie kondensowanie właśnie jest... zbyt proste.
Dwie, trzy generacje temu też temat był aktualny i można było dyskutować posługując się przykładem. Prince of Persia: The Sands of Time oraz Final Fantasy X, Crash Bandicoot oraz FF VII, przykłady myślę można mnożyć. Za wszystkie te gry zapłaciłem premierową cenę, pierwsze z nich były niewspółmiernie krótsze od Finali (PoP gra na 5 h, w FFX nabiłem kilkaset), ale to nie obniżało ich wartości, poczułem, że obcowałem ze świetnymi i jak na tak krótki czas dopracowanymi gierkami. Myślę że używanie argumentu samego czasu gry, o ile nie wiąże się z rzeczywiście rażącą dysproporcją, jest chybione.
Zgadzam się z wyróżnionymi przykładami niecnych rozwiązań w branży, ale dla mnie największym rakiem od zawsze jest niebezpieczne zbliżanie się do formuł pay 2 win, to imo największe zagrożenie dla trzonu gamingu, rozwój podyktowany realną kasą i chociaż trolling Sylvana już chyba wszystkim lata to i tak przykro patrzeć, bo tracimy na tym wszyscy.