Jedynka była absolutnie rewelacyjna. Nie było tam zbyt wiele nowego, natomiast w doskonały sposób splotła mnóstwo fajnych patentów:
- rewolucyjny był system walki na bardzo krótkie dystanse, na odległość walnięcia kolbą, to na prawdę było coś nowego
- fantastyczne i płynne przejścia pomiędzy poruszaniem się pieszo a podróżowanie pojazdami. Sekcje pojazdami absolutnie genialne (Warthog)
- doskonały multik - system ładującej się osłony wymuszał ciągłą jatkę, bo odpuszczenie przeciwnikowi oznaczało po prostu wyrównanie szans i start od nowa. Nakręcało to kosmicznie rozgrywkę
- świetne tło fabularne. Typowe lekkie SF, z Wielką, Durną Rzeczą w tle, ale trzymające poziom. Coś jak Matrix - film to debilna strzelanka i bijatyka, a potem jak szperałeś to mnóstwo odniesień do różnych znanych dzieł, numerologia i podobne pierdoły. W sumie sam pomysł z Sprzymierzem obcych, wypowiadających religijną wojnę ludziom, ponieważ aparycja tych ostatnich jest żywym świętokradztwem wizerunku ich bogów jest niczego sobie
- perfekcyjna oprawa dźwiękowa - długo by opowiadać, jak zgrana z akcją
- sztuczna inteligencja! Oni byli serio genialni. Ciołki z HL i FC się chowają. Można było powtarzać akcję setki razy (patrz. Legendary) i za każdym razem kombinowały coś innego. Genialne
- mnóstwo kultowych akcji - desant na początku Cichego Kartografa dawał po gębie, pierwsze chwile na Halo, kopało, kopało
Jeszcze pewnie wiele innych - do tego perfekcyjnie zgrane i trzymające się kupy. Tyle
Aha - bzdurą jest gadanie, że sukces jest winą braku konkurencji. Jako odwieczny miłośnik FPS-ów, stary CS-owiec, Quake-owiec, etc. etc. rzeknę - że ta gra po prostu była zajebista
//edit
Dwójka i trójka to naturalnie odcinanie kuponów. Dwójka została ogłupiona, przeciwnicy zdurnieli, było mnie Halo w Halo, autocelowanie mordowało wszystko - kampania mnie znudziła i rozczarowała. Ale w multi, pomimo wszystkich wad - grało się bosko
:D:D:D Chwilę, gdy z kumplami we czwórkę przy iksie kopaliśmy dupy amerykańcom jako team - to jedne z najfajniejszych, jeśli nie najfajniejsze, momenty konsolowego grania. Akcji które rozwalały było miliony:D : od teksańczyka, który cały czas nawijając o tym, jak to nadrobił 50 mil drogi z powodu objazdu, cały czas pozostawał przy życiu w środku rozpierduchy; po pojedynek 1 na 1, kiedy uniknąłem ciosu mieczem wywalając kolesia za mapkę (poleciał za rozpędem), który następnie w powietrzu rzucił granat, rzekł "Zabieram cię ze sobą" po czym rozpierdolił mnie grant - boskość:D