Właśnie miałem to dzisiaj dodać. Niech wszyscy malkontenci, wysupłają kilkadziesiąt zł i udadzą się na strzelnicę, a później niech opiszą wrażenia ze strzelania przy użyciu strzelby. Teraz niech się wysilą i pomyślą dlaczego Cris ochoczo w biegu nie karmi przyjemniaczka, który lubi worki na głowach i piłę.
Jakoś w RE4 nie marudzono (aż) tak na ów patent. Oczywiście w FPS da się, ale cóż z tego. GoW, Army of Two, czy nawet GTA IV umożliwiają takową opcję (strzelanie z jednoczesnym poruszaniem się - przyp SW), ale przy tym nie można (tz. można, ale jakoś nie wypada), wszystkiego przyrównywać do GoW. Zaraz będzie narzekanie, że z karabinem snajperskim również powinno dać się biegać, oddając przy tym serie strzałów.
Nie narzekano bo może RE4 wyszedł już kilka lat temu, przed GoW i resztą gier TPP? TO co było ok kilka lat temu nie jest ok teraz, gry poszły do przodu a RE5 stoi w miejscu i to ostro. Ta gra niczym się nie zmieniła od RE4.
BTW, VS mode na PS3 ma 351k, na X360 1.86MB
A to przed RE4, nie było gier nastawionych na akcję, gdzie można było strzelać i poruszać się przy tym? Widzisz, jeśli mechanikę rodem z Doom zastosować w Kz2/Halo, to nie sprawdziłoby się to specjalnie.
Ale co innego RE. Ja na prawdę proponuję wybrać się na strzelnicę/pain ball, by później mieć wyobrażenie jak wygląda kombinacja bieg+strzelanie. W
Army of Two da się. Ale też ktoś mógłby mieć zastrzeżenia typu "jakim cudem on biegnie i z 16metrów strzela tak celnie?"
Pisząc o archaizmach pewni "recenzenci", równie dobrze mogli by wypunktować fakt, że gdy Chis się podnosi/wykonuje inną czynność nie napina mu się tak uwidoczniony biceps/triceps. Przeciez to archaizm, bo w RE na PSX, też tak było....a może i nie, bowiem tam różnie z nakreśleniem muskulatury rąk było....
Też doczepić można się, że rozwieszony na sznurku dywan, okrycia są tak nakrochmalone, że nie sposób ich przejść. A w
Splinter Cell na PS2 dało się.
Mnie sposób w jakim strzelanie zostało przedstawione, kompletnie nie przeszkadza. Tobie tak, ale przecież jesteśmy różnymi osobami i przecież mogą nam się inne rzeczy podobać.
Przykładowo pokazałem wczoraj Przyjacielowi RE4. Bardzo podobała mu się "czwórka", stąd i kontynuacja przypadła mu do gustu. Stwierdził, że gra bardzo ładna, sterowanie jak najbardziej w porządku, jedyne co mu nie pasowało to sterylność. Czyli jak widać, nie jest tak, że każdy marudzi na brak możliwości poruszania się i strzelania jednocześnie - no , chyba, że poruszamy się łodzią .
Zaliczyłem już RE5 i nie wypada, nie napisać, że podtrzymuję swe stanowisko, które przedstawiłem poprzednio.
Gra się znakomicie. To stary, wyborny RE4 z grafiką pięknie przedstawiającą obecną generację. Podoba mi się, podobnie jak w serii Raczet i Klank, fakt, że gra bardziej podąża w kierunku akcji, niż durnych logicznych zagadek typu "poustawiaj tak szafki, by z figurki wypadł trzepień, połącz go ze znalezionym w jeziorze elementem i .... viola, możesz dzięki temu zdobyć klucz do bramy". W RE niepotrzebne są zabawy rodem ze słynnej książki Browna. Zagadki logiczne występują tu niezwykle rzadko (raptem kilka) i są arcy łatwe (poustawiać odpowiednio tak dane elementy, by odbijały promienie umożliwiające dalszą eksplorację, czy też przykręcić parę pokręteł, by płomień przestał się z rur wydobywać - choć nazwanie tych drugich "zagadkami logicznymi", to obraza dla inteligentnego człowieka.
Podczas walki z bossami, które również nie są tworzone na modłę bezmyślnego strzelania, również nikt nie powinien mieć kłopotów - a to podłóż minę, by odwłok nietoperza, który nań wszedł, móc ostrzelać w następstwie, a to wystrzel pocisk RPG, który boss złapie a następnie go ostrzelaj, et cetera. Stąd nie mam pojęcia, jak tak doświadczony gracz jak Zeratul mógł zaciąć się i to jeszcze razem z kolega ....
Właśnie, będąc przy bossach, ci niekoniecznie mi się podobali. To znaczy większość. Bo co tutaj mamy. Kilkukrotnie walczymy z jakąż mazią, którą musimy częstować ogniem. Jeszcze na pierwsze takiego rodzaju spotkanie (pierwszy boss), można przymknąć oko, ale to powtarza się jeszcze parokrotnie. Pojedynki z Weskerem były ciekawe (choć nie przepadam za tego rodzaju przeciwnikami - wyłączając oczywiście jego ostatnią formę w roli ostatniego przeciwnika), motyw z Excellą i Irvinem śmieszny - "och, wstrzyknięte coś....przeciwnik nie reaguje, to ja się zmienię w 40sek w galaretę mięsną ważącą tyle co dorosły wieloryb". Ogólnie, jeśli chodzi o bossów, to RE5, nie jest z pewnością
Vieftiful Joe.
Wielka szkoda również, że ten całkiem sympatyczny i miły zarazem rzeźnik z pierwszego rozdziału, jak żywo przypominający Kata katów z SH2, nie zaszczyca nas swą obecnością już ani razu podczas gry właściwej (wyjątek, tryb najemników). Szkoda. Myślałem, że będzie czymś, czym bym BGM w RE2 oraz Nemesis w RE3. Całe szczęście pojawiają się raz, po raz inni twardzi przeciwnicy i to w przeciwieństwie do poprzedniej odsłony, w kilku wariantach.
Mamy tu przecież, miłośnika pił spalinowych, który kilkukrotnie nas nawiedza (w jednym etapie, nawet dwa razy), olbrzymiego robala, którego łaskotki kończą się dla nas nieciekawie, szamana, będącego z zamiłowania kanibalem, czy majni, dla których Vulcan Raven, jest idolem. Ci już trzymają fason, i częstujemy ich ołowiem nie raz.
Cały ten afrykański, skąpany słońcem RE5, nader szybko się kończy i zyskujemy tym samym całkiem odmienne środowisko gry. Tu już jest bardziej posępnie, a przeciwnicy nie przerażają tylko spojrzeniem i nastawieniem, a także uśmiechem (dosłownie) i ubabranymi krwią do łokci rękoma. Istna sielanka.
Bonusy (stroje, tryby gry, new game +, bronie), również można zaliczyć do kategorii - udało się. Choć powinno być to nieco bardziej uniwersalne.
Cóż, odkrywczym niczym
Dead Space, RE5 tytułem nie jest. Jakoś ta aura horroru, równiez odchodzi od niego, jednak, to i tak jeden z lepszych i najładniejszych tytułów tego roku. I to na obie platformy.