Miesiąc minął mi pod znakiem gry „Wiedźmin 3: Dziki Gon”, więc książkowo wypadł blado. Powodów do rozpaczania na szczęście nie ma, bo braki w lekturze „Wiedźmin 3” wynagrodził mi z nawiązką.
No ale my tu o książkach, nie o grach. Zacznę od recenzji.
Lolita (Vladimir Nabokov)
Pewnie większość osób wie lub przynajmniej kojarzy, o czym jest „Lolita”. Zakładam jednak, iż mniej osób ma wyrobione zdanie o głównym bohaterze „Lolity”, niejakim Humbercie, który jest jednocześnie narratorem powieści. Lolita jest tak naprawdę postacią poboczną, to Humbert gra pierwsze skrzypce, to on ciągnie opowieść, to jego oczyma widzimy świat. A należy dodać, że Humbert, to mężczyzna w średnim wieku niezdrowo interesujący się szczupłymi, rumianymi dziewczynkami w wieku od 9-14 lat, które nazywa „nimfetkami”. Niniejsza książka jest jego pamiętnikiem.
Zupełnie nie rozumiem, jak można uważać Humberta za czarującego, czy motywować jego zachowanie miłością (a spotkałem się z takimi komentarzami). Humbert od początku do końca budził we mnie mocną antypatię, mimo iż jest człowiekiem o nieprzeciętnej inteligencji. Nabokov stworzył w swej powieści realistyczny portret wyrachowanego zboczeńca, o skrajnie egoistycznym usposobieniu. Tytułowa Lolita (czyli jego dwunastoletnia pasierbica) w pewnym momencie staje się niewolnicą Humberta, którą ten intensywnie wykorzystuje seksualnie, działając metodą kija i marchewki. Z jednej strony jej grozi oraz stawia zakazy, a z drugiej płaci za usługi i kupuje kosztowne prezenty. Lolita nie widząc innego wyjścia przystaje na te warunki, do czasu aż w końcu nie uwolni się z objęć nienasyconego czterdziestolatka.
Wielu zachwyca się językiem powieści. Prawda, opisy są niezwykle żywe i sugestywne. Czasem parę trafnie dobranych słów wystarczy, by wczuć się w przedstawianą sytuację. Z drugiej strony książka mnie niejednokrotnie zmęczyła zabawami słownymi. Nieraz miałem dość czytając rozwodzenie się Humberta nad tym, co robił, kogo spotkał, w którym motelu się zatrzymał, do jakiego miasta dotarł. Ogólnie rzecz biorąc jest to dla mnie przerost formy nad treścią. Taki styl pasuje do zadufanego w sobie Humberta, ale mi jako czytelnikowi nie przypadł do gustu.
Mimo wszystko muszę przyznać, że Nabokov bardzo sprawnie wcielił się w rolę Humberta. Jest to może książka gorsząca, lecz zarazem przestrzegająca przed takimi właśnie zboczeńcami oraz przed nierozwagą i lekkomyślnością podatnych na manipulację nastolatków, którzy często najpierw robią, później myślą, nie zważając na konsekwencje. Humbert jest postacią złożoną. Bywa może odrażający i bezwzględny, ale posiada również ludzką stronę. Czasem nawet mu współczujemy. Za to kto myśli, że Lolita chętnie przyjęła rolę nałożnicy i była tylko głupim podlotkiem, niech wczyta się w rzucone niby mimochodem uwagi, świadczące dobitnie o jej beznadziejnym położeniu. Jest tego całkiem sporo. Warto zwrócić chociażby uwagę na fakt, że jej IQ wynosiło około 120 i na to, jak skończyła Uwaga: po kliknięciu pokażą się szczegóły fabuły lub zakończenia utworu.
Niektórzy „Lolitę” interpretują szerzej, np. jako tęsknotę Nabokova do ojczyzny, czy jako konflikt starej, konserwatywnej Europy (Humbert) z młodą, energiczną i pragmatyczną Ameryką (Lolita). Całkiem prawdopodobne, że coś w tym jest. Książka w końcu słynie z licznych nawiązań do światowej literatury. Osobiście uważam jednak, że takie analogie tylko przyćmiewają główny temat powieści. Stanowią może jej drugie dno, ale to pierwsze ma dużo większe znaczenie.
Jestem wyrozumiały dla literatów i uważam Nabokova za pisarza wysokiej klasy. Nie oznacza to jednak, że książka mi się spodobała. Czytanie wspomnień pedofila (nawet zmyślonego) nie zawsze jest przyjemnym zajęciem. Kilka razy poczułem aż odrazę, kiedy np. Humbert marzył o tym, że będzie mieć z Lolitą córkę, którą, gdy ta trochę podrośnie, też zacznie wykorzystywać.
Summa summarum książkę oceniam na 6/10 i na razie nie mam zamiaru sięgać po kolejne powieści Nabokova. Doceniam kunszt autora, lecz „Lolita” mi po prostu nie podeszła.