Rzadko piszę recenzje, ale przy tej okazji natchnęło mnie, by zrobić wyjątek.
Beksińscy: Portret podwójny (Magdalena Grzebałkowska)
„Beksińscy” to nietypowa biografia napisana w stylu reportażu. Bo też była to nietypowa rodzina. Zdzisław został wybitnym malarzem, a Tomasz – prezenterem radiowym i tłumaczem filmowym. Ich zawody same w sobie mają jednak najmniejsze znaczenie. Wystarczy przyjrzeć się niepokojącym obrazom artysty, dowiedzieć się, że jego syn wiele razy próbował popełnić samobójstwo (co w końcu mu się udało), by choć w małym stopniu pojąć, iż nie mamy do czynienia z losem nudnych, przeciętnych zjadaczy chleba.
Mnie szczególnie podobały się rozdziały o Tomaszu – perfekcjoniście, egocentryku, neurotyku. Ile tam można znaleźć sprzeczności! Jaką głębię charakteru! A poznajemy tę postać z wielu stron.
Patrząc z boku ma się wrażenie, że to obrazy ojca mogły spowodować taki mętlik w głowie Tomasza. Tymczasem prawda wcale nie wydaje się taka oczywista. Myślę, że po prostu urodził się z trudną osobowością, skłonny do widzenia świata w czarno-białych barwach. Z drugiej strony możliwe, że rodzice byli w stosunku do niego nadopiekuńczy i za bardzo liberalni, a on mógł potrzebować właśnie jasnego wskazania, co jest dobre, a co złe i nacisku do usamodzielnienia się.
Na pewno miał bardzo trudny charakter. Był z natury samotnikiem, niełatwym we współżyciu, ale w środku rozsadzała go ogromna potrzeba miłości, akceptacji. Muzyka oraz filmy podtrzymywały go przy życiu, były jego prawdziwą pasją. Pozwalały trwać, nawet osiągnąć zawodowy sukces, lecz nie zdołały dać mu trwałego szczęścia, którego bezskutecznie poszukiwał przez całe życie.
Wielu z nas w charakterze Tomasza Beksińskiego znajdzie własne cechy osobowości, tyle że doprowadzone do skrajności. Podczas lektury nie można nie potępiać jego zachowania (np. w stosunku do matki), a jednocześnie nie można mu nie współczuć. To bez dwóch zdań postać tragiczna, budząca silne emocje.
Z drugiej strony jest Zdzisław, architekt z wykształcenia, z zainteresowań zaś malarz, fotograf, rzeźbiarz i rysownik, u którego wszelkie nowinki techniczne powodowały szybsze bicie serca. Znaczna część książki opowiada o jego zmaganiach z rzeczywistością. Stosunkowo mało tu o samej pracy artysty, o procesie tworzenia dzieł. Dużo za to o próbach sprzedaży obrazów, o wystawach, o tym, jak aż do lat 70. ledwo wiązał koniec z końcem, o jego zainteresowaniach, o kontaktach ze znajomymi oraz o jego żonie, Zofii, szarej myszce, która wspierała go w trudach dnia powszedniego, gotowała dla całej rodziny (również babć) i musiała wysłuchiwać narzekań Tomasza na to, że zupa jest nie taka jak powinna albo że sztućce są nieodpowiednio ułożone.
Zdzisław Beksiński był osobowością nietuzinkową, ekscentryczną. Potrafił dzień w dzień pisać wielostronicowe listy do znajomych, w których często nie przebierał w słowach (osoby wrażliwe muszą się liczyć z tym, że w tekście będzie trochę ostrzejszych przekleństw, jednak nigdy nie wydają się one wymuszone czy zamieszczone przez autorkę dla podbicia sensacyjności jej dzieła). Potrafił bardzo często nagrywać zwyczajne rozmowy własnej rodziny. Potrafił całymi dniami siedzieć w domu – i tu wydawał się najszczęśliwszy. Kiedy ktoś do niego przychodził w odwiedziny, był niezwykle zajmującym gospodarzem, mówił godzinami, ale zawsze ciekawie, z humorem, sensem i inteligencją. Za to do zwiedzania świata nie ciągnęło go wcale (zrezygnował z możliwości wyjazdu do USA), wprost nienawidził chodzić na przyjęcia, a nawet uczestniczyć we własnych wystawach (wyższa konieczność jednak niejednokrotnie go do tego zmuszała). Poza tym panicznie bał się odmawiać, sprzeczać i sprawiać komuś zawód – tę słabość wiele razy sobie wypominał. Brzydził się obcego dotyku – tylko żona mogła go dotykać do woli.
Dla syna był jak dobry przyjaciel. Chodził z nim do kina i na spacery, rozmawiał długo o muzyce i sprawach intymnych. Tomasz zawsze czuł dla niego szacunek i uważał, że z ojcem mu się udało. Niekiedy tylko miał do niego żal o to, iż nie potrafił być bardziej stanowczy, dać mu klapsa i nauczyć, co można robić, a czego nie.
Magdalena Grzebałkowska napisała wspaniałą książkę. Praca, jakiej dokonała zbierając i dobierając materiały, zasługuje na ogromny podziw. Tu wszystko ma sens. Daje szersze spojrzenie na to, kim naprawdę byli Beksińscy, co kochali, czego się lękali, z czym sobie radzili, a co przyprawiało ich o ból głowy. Tomasz i Zdzisław są bohaterami pierwszoplanowymi, ale przecież na drugim planie również można znaleźć wiele ciekawych osób, jak choćby Zofia Beksińska, Piotr Dmochowski (paryski marszand Zdzisława) czy „Nadkobieta” (dziewczyna Tomasza).
Autorka niewiele mówi od siebie (ale zawsze w sposób pogłębiający nastrój), znacznie częściej oddaje głos znajomym bohaterów oraz im samym, w znakomicie dobranych fragmentach. Całość jest dzięki temu spójna i bogata, zaś ocena nie zostaje nam narzucona z góry. Sami decydujemy, jakie zachowania należy chwalić, a jakie ganić (i dlaczego?).
Jeśli wgłębimy się w treść, ujrzymy znacznie więcej niż to, co pierwsze rzuca się w oczy. Książka ta kryje w sobie bowiem mnóstwo treści, często luźno rzuconych prawd na temat bytowania na tym świecie. Co jest w życiu ważne? Jak rozmaite formy przybierają ludzkie problemy? Jak istotna jest pasja w dążeniu do sukcesu? Jak ciężkie brzemię stanowi samotność?
To nie jest zwykły życiorys znanych ludzi. To pozycja o wielkiej głębi psychologicznej, dzięki której stajemy się mądrzejsi, zaczynamy więcej rozumieć. Dostrzegamy, dlaczego Tomasz nie potrafił wyplątać się z własnej sieci, dlaczego Zdzisław malował takie, a nie inne obrazy.
A skoro już mowa o obrazach, należy pochwalić znakomite wydanie (Znak, 2014), w którym na papierze fotograficznym możemy podziwiać twórczość artysty, zaś pomiędzy kartkami z tekstem znajdziemy sporo zdjęć przedstawiających Beksińskich (i nie tylko) w różnych okresach życia.
Pozostaje mi tylko szczerze polecić wam tę genialną biografię, której bez cienia wahania wystawiam maksymalną notę (a ostatnio zdarza mi się to coraz rzadziej). Naprawdę warto po nią sięgnąć. Ręczę, że nie tylko osoby zafascynowane twórczością Zdzisława Beksińskiego będą zachwycone.
10/10