Wreszcie skończyłem zestawianie pozycji z lutego:
A. B. C. (Agatha Christie)
Niebanalna zbrodnia, mnóstwo poszlak, mało odpowiedzi, wciągający wir zdarzeń i niezastąpiony Herkules Poirot. Czy trzeba czegoś jeszcze?
7+/10
Na Zachodzie bez zmian (Erich Maria Remarque)
Wielkim atutem książki jest umiejscowienie akcji podczas pierwszej wojny światowej i to jeszcze po stronie niemieckiej. Ta opowieść o bezsensie wojny musiała swego czasu wywrzeć wielkie wrażenie na opinii publicznej. W czasach gdy tyle mówiło się o patriotyzmie i poświęceniu dla narodu, brutalna relacja z wojennych zmagań była jak zimny prysznic. Dzisiaj jednak „Na Zachodzie bez zmian” nie robi już aż takiego wrażenia. Tym bardziej, że jest to powieść krótka i fragmentaryczna (autor opisuje pewne wyjęte fragmenty z życia młodego żołnierza ujęte w ciągu chronologicznym). Mimo wszystko warto „Na Zachodzie bez zmian” przeczytać. Temat przecież będzie tak długo aktualny, jak długo będą na tym świecie wojny. Zaś sugestywne opisy, rozterki i zmagania bohaterów nie utraciły swej literackiej wartości.
7+/10
Bunt sieci (Edwin Bendyk)
Poprzednie książki Bendyka bardziej mi przypadły do gustu (szczególnie „Miłość, wojna, rewolucja”). Brakowało mi przede wszystkim złożonej analizy wielu procesów, tworzących jedną spójną całość. W „Buncie sieci” Bendyk przygląda się z bliska zjawiskom odpowiedzialnym za usieciowienie społeczeństwa i opisuje jakie mogą być tego konsekwencje. Zastanawia się również dlaczego doszło do tytułowego „buntu sieci” podczas sporu o ACTA, a w drugiej części książki (zbiorze publikowanych już esejów i felietonów) porusza rozmaite sprawy związane mniej lub bardziej z wizją wyłaniającej się nowej rzeczywistości. „Bunt sieci” jest książką niewątpliwie dobrą i wartą uwagi, ale już nie tak głęboką jak np. „Miłość, wojna, rewolucja”.
7/10
Autobiografia: 1944-1967 (Bertrand Russell)
Trzecia część autobiografii Russella z początku bardzo mi się podobała, lecz późniejsze ciągłe wspominanie o perspektywie zagłady świata poprzez wojnę nuklearną trochę mnie znużyło. Gdy Russell pisał te słowa trwała zimna wojna i temat był jak najbardziej na miejscu, ale po tylu latach stracił nieco na aktualności. Także obecnie społeczeństwo wydaje się bardziej uświadomione konsekwencji, jakie niesie za sobą użycie bomb atomowych. Dlatego pierwszą część „Autobiografii” uważam za zdecydowanie najlepszą, a drugą i trzecią stawiam na równi.
7/10
Tai-Pan: Powieść o Hongkongu (James Clavell)
Rewelacja! Trzecia książka Clavella i trzeci raz maksymalna nota! Clavell ma niesamowitą zdolność opisywania wszystkiego w taki sposób, że czytelnik pochłania z wywieszonym jęzorem każde słowo, a jednocześnie udaje mu się uniknąć sztucznego budowania akcji i papierowych postaci. Wszystko wydaje się być na miejscu i tworzy sensowny obraz. W dodatku jego książki posiadają sporą wartość. Nie tylko znakomicie naświetla psychologię bohaterów, ale także podaje mnóstwo faktów historycznych i kulturowych. A podaje je jako naturalne tło wydarzeń. Zaś same wydarzenia są tak przygotowane, iż skłaniają czytelnika do namysłu i mimochodem przemycają rozmaite mądrości (które jednak czytelnik sam musi sobie w głowie poskładać). Jak dla mnie najlepszy autor ze wszystkich, których twórczość do tej pory czytałem.
10/10
Tajna wojna Hitlera (Bogusław Wołoszański)
Głównym celem książki jest wskazanie faktów, które potwierdzają tezę, jakoby Hitler dążył od połowy wojny do zawarcia sojuszu z Zachodem. Wołoszański opowiada rzeczowo, lecz z jednoczesną nutką sensacji. Z tej opowieści wyłania się obraz Hitlera jako konsekwentnego polityka, ważącego każdy ruch, a nie jako podupadającego na zdrowiu wariata. Aby osiągnąć swoje cele Hitler musiał posiadać dobrą kartę przetargową. A tą był zaciekły i krwawy opór. Dobra książka, ale tylko dobra i nie wywarła na mnie większego wrażenia.
7/10
Obcy (Albert Camus)
Camus w „Obcym” zawarł całą główną myśl egzystencjalizmu (a jest to naprawdę niezły wyczyn, biorąc pod uwagę niewielką objętość książki). Człowiek pragnie być wolny; i tylko będąc wolny, żyjąc na swój sposób, nie przejmując się myślami innych, może być prawdziwie szczęśliwy.
Meursault - główny bohater powieści - ma prawie wszystko gdzieś. Żyje chwilą, zamiast pracy woli wygrzewanie się na słońcu, kąpiel i bliskość kobiety. Szczery do bólu, nigdy nie udaje kogoś, kim nie jest. Czuje się szczęśliwy i zadowolony z życia. Jednak w pewnym momencie sprawy przybierają zły obrót. Rzeczywistość staje się szara i ponura, choć przecież do wszystkiego można się przyzwyczaić...
Czytałem różne opinie na temat „Obcego” i wydaje mi się, że wielu nie uchwyciło jego sensu. Potępiało Meursault tylko dlatego, że nie pasował do ich własnego wzoru. W „Obcym” mamy do czynienia z dwiema stronami egzystencjalizmu. Z jednej strony jest życie wolne i pogodne. Z drugiej zaś - ściśle ograniczone, z wiszącym nad człowiekiem wyrokiem. Całość zaś spajają społeczne uwarunkowania. Pierwsze skutkuje naturalnym poczuciem szczęścia, życiem z dnia na dzień, rozkoszowaniem się każdą wolną chwilą i nieprzejmowaniem się tym: „co”, „jak” i „dlaczego”. Natomiast zamknięcie i niesprawiedliwość rodzą w bohaterze frustrację i skłaniają go do refleksji nad sensem życia; to zaś okazuje się zupełnie bezcelowe i bezsensowne. Istnieje jedna, nieprawdopodobnie mała iskierka nadziei, ale ta nadzieja jest zgubna, gdyż prowadzi do ciągłych rozterek i zamiast wzmacniać dusi, i jeszcze mocniej ogranicza już i tak zdławioną wolność.
Ważnym elementem jest tutaj kontekst społeczny. Społeczeństwo zniewala jednostkę. Z góry określa i narzuca prawidłowe zachowania. Jednostka wolna musi się albo dostosować, albo ugiąć pod naporem szykan i niezrozumienia. Meursault jest dla większości ludzi „obcym”, „innym”. Ogół nie stara się go zrozumieć, spojrzeć z jego punktu widzenia, lecz od razu ocenia i wydaje werdykt.
Muszę przyznać, że „Obcy” pozytywnie mnie zaskoczył. Camus napisał powieść głęboką i ponadczasową. Kilka rzeczy może zostało zbytnio uproszczonych, a i Meursault niekiedy zachowuje się chyba aż nazbyt nieludzko i dziwnie. Ale to nie zmienia faktu, że „Obcy” jest nadal solidnym kawałkiem dobrej, wartościowej literatury.
8/10
Fundamentalizm religijny (Bassam Tibi)
Autor postrzega fundamentalizm religijny jako narzędzie polityczne. Fundamentaliści bowiem jego zdaniem nie zajmują się teologią, tylko polityką. Próbują narzucać siłą i za pomocą indoktrynacji własne przekonania i dogmaty. Nie działają według liberalnych, demokratycznych praw, więc nie zasługują na tolerancję i pobłażliwość. Swoje tezy Tibi popiera wieloma przykładami, wskazując np. na konflikty w Bośni i w Palestynie.
Książka jest napisana nieźle, a czyta się ją też nie najgorzej. Na pewno warto ją przeczytać, bo autor mówi z sensem. Nie jest ani fanatykiem, ani skrajnym relatywistą. Uważa, że religia powinna zajmować się religią i etyką (Tibi jest muzułmaninem), a nie polityką i postępem cywilizacyjnym. Nie jest to jednak dzieło ani przełomowe, ani wybitne. Po prostu dobra książka napisana ze zdrowym rozsądkiem przez osobę, która zna się na rzeczy.
7/10